Wicedyrektor szpitala zakaźnego przebywa w izolatorium
Światowy Dzień Zdrowia dla dyrekcji szpitala w Łomży oznacza: izolację w domu i w izolatorium. - Kiedy dowiedziałam się, że dyrektor Jacek Roleder ma dodatni wynik badania na koronawirusa w organizmie, stanęłam wczesnym wieczorem w poniedziałek przed szpitalem i zastanawiałam się, w którą stronę pójść: zgłosić się od razu na zakaźną izbę przyjęć czy wrócić do domu i zgłosić się we wtorek – opowiada dr Joanna Chilińska, wicedyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Łomży, która z około 14-oma pracownikami placówki ma obowiązek kwarantanny z racji przebywania i kontaktu z pełniącym obowiązki dyrektora szpitala, przekształconego przez wojewodę podlaskiego w zakaźny. - Jednak ze względu na bezpieczeństwo swojej rodziny, zadecydowałam od razu zgłosić się na izbę.
Wicedyrektor Joanna Chilińska po podjęciu trudnej decyzji nałożyła maskę i została przyjęta przez pracowników. - Zachowywali się profesjonalnie, nie potraktowali mojej niespodziewanej obecności ani jako spóźnionego żartu na prima aprilis, ani jako niezapowiedzianej kontroli pod płaszczykiem anonimowej pacjentki – opowiada dr Chilińska, która przed mianowaniem 3 tygodnie temu na p.o.. dyrektora Jacka Roledera zrzekła się tegoż stanowiska. Uważała, że szpital nie jest przygotowany kadrowo i sprzętowo do przekształcenia w szpital zakaźny - a do tego jako jedyny szpital w Łomży, gdyż pozbawiało to z dnia na dzień opieki medycznej i wielospecjalistycznej ponad 100 000 ludzi.
- Byłam strasznie zaskoczona faktem, że dyrektor Roleder ma wynik pozytywny, i współczułam mu bardzo... – wspomina dr Joanna Chilińska. - Przez trzy tygodnie codziennie pracowałam w jednej firmie, nie myśląc, że i nas koronawirus może dopaść... Ale w tej sytuacji znalazłam jeszcze jedno potwierdzenie, że ludzie są nosicielami koronawirusa bezobjawowo: choć sami czują się zdrowo, a nie wiedzą, że stają się źródłem zakażenia dla innych. Nie tylko kontakt bezpośredni z człowiekiem chorym może zarazić przez pocałunek, podanie ręki, kichnięcie, kaszel. Koronawirus jest niewielki i krąży w wydychanym powietrzu z kurzem, roztoczami, wilgocią. I dlatego wybrałam izolatorium.
Po pobraniu wymazu z gardła w poniedziałek o godz. 19. w zakaźnej izbie przyjęć (SOR), poprosiła o skierowanie do izolatorium w Hotelu MOSiR przy ul. Zjazd, ponieważ nie chciała narazić rodziny na zakażenie. Na miejscu przyjęli ją pracownicy w maskach, „odpowiednio zabezpieczeni”. Dostała klucz do swego pokoju z dostępem do prysznica i sanitariatu. Posiłki otrzymuje z kuchni szpitalnej, podane prosto pod drzwi, jednak odbiera dopiero po zapukaniu przez pracownika, który odchodzi. Z domu przywieziono jej niezbędne rzeczy osobiste, które zostawiono w recepcji na dole, czynnej 24 / 7. - Koleżanka mi powiedziała, że dam radę, bo jestem silną kobietą – śmieje się odizolowana z własnej woli i własnego wyboru. Według dr Chilińskiej, to postawy świadomego samoograniczenia obywateli w bezpośrednich kontaktach rodzinnych, zawodowych, towarzyskich i społecznych mogą zadecydować o tym, jak szybko i na ile bezpiecznie uda się służbie zdrowia opanować epidemię. Jej wynik badania na obecność koronawirusa ma nadejść z laboratorium we wtorek, środę. Zależnie od tego, wróci do pracy w szpitalu albo nie, ponieważ – twierdzi - „trzeba się trzymać w dramatycznej sytuacji pozytywnych myśli”. Racjonalne, rozważne i świadome zachowania, a nie – panikowanie.
W łomżyńskim szpitalu pozostał na stanowisku, m.in., dr nauk med. Bolesław Astapczyk, pełniący obowiązki dyrektora ds. medycznych. Ordynator chirurgii przekazał nam informację, że w nocy z poniedziałku na wtorek przywieziono z Białegostoku pacjenta w stanie krytycznym, który od razu trafił na OIOM i zmarł. Chirurg informuje ponadto, że w białostockich klinikach dokonuje się akcji dekontaminacji - czyszczenia i dezynfekcji – i pacjentów ze stolicy województwa może przybywać. We wtorkowe popołudnie spodziewano się kilku kolejnych. We wtorek, 7. kwietnia o godz. 16. było w szpitalu 35 pacjentów, w tym 22 z chorobą COVID-19. Leżą w oddziałach: zakaźnym, płucnym, chirurgii, wewnętrznym, kardiologii, rehabilitacji i OIOM. Około 30 % pochodzi z Mazowieckiego.
Mirosław R. Derewońko