Awantura w szpitalu. Pracownicy: „Zejdziemy z linii frontu”
- My się nie zgadzamy, aby szpital był przekształcony. Myśmy mieliśmy nadzieję, że na pewno nas zabezpieczą, ale nic nie ma. Rozdano nam maseczki i okulary, jak do szlifowania tynku, ze sklepu budowlanego – mówi z wyrzutem i rozżaleniem jedna z osób uczestniczących w niedzielę w spotkaniu szerokiego kierownictwa personelu szpitala z władzami województwa podlaskiego. Uczestniczyło w nim ponad 100 osób. - Oni nie mają o niczym pojęcia. Oni ileś tam pieniędzy przelali – i co z tego? Mają czyste sumienie? Wszyscy żeśmy się tylko poirytowali – relacjonuje zdenerwowany pracownik szpitala zaznaczając, że „od godziny 0 z całego województwa będą przywozić pacjentów” chorych z podejrzeniem koronawirusa. - My odmawiamy wykonywania czynności. Pracodawca musi zapewnić ochronę osobistą i bezpieczeństwo pracy, ale to nie jest zapewnione!!!
Spotkanie w szpitalu trwało około dwie i pół godziny. Był na nim obecny marszałek województwa Artur Kosicki, wicemarszałek Marek Olbryś i wicewojewoda podlaski Marcin Sekściński.
- Chcieliśmy, aby ktoś nam wytłumaczył dlaczego w czwartek jest USK Białystok, a w piątek rano dowiadujemy się, że to my – mówi pracownik szpitala.
Niestety spotkanie, poza dodatkowym poirytowaniem pracowników szpitala, nie dało odpowiedzi na żadne ze stawianych przez nich pytań.
- Oni mówią, żeby się nie martwić, ale szpital jest zupełnie nieprzygotowany – komentuje jeden z uczestników tego spotkania. Mówi, że była tam awantura, ale żadnych efektów. - Marszałek i wicemarszałek powiedzieli, że pojadą do wojewody i przekażą to co usłyszeli, ale to nic nie zmieni. - Wszyscy wokół w telewizji mówią, że jest cudownie, że szpitale są przygotowane, a to nieprawda. Nasz szpital nie ma nic, aby leczyć tych pacjentów. Nie ma kombinezonów, nie ma przyłbic, rękawiczek. O tygodnia nie otrzymaliśmy nawet butelki płynów dezynfekujących. Dobry ratownik to bezpieczny ratownik. Najpierw zabezpiecz siebie – to podstawowa zasada bezpieczeństwa, ale u nas nic nie ma – żali się nasz rozmówca. - Sytuacja jest bardzo trudna. Ludzie się boją, kto mógł poszedł na zasiłek na dzieci, inni na zwolnienia lekarskie. Pewnie w poniedziałek kolejni to zrobią.
Także inne relacje z tego spotkanie są przekazywane w podobnym tonie. Szpital Wojewódzki w Łomży w ogóle nie jest przygotowany na przyjęcie fali zarażonych koronawirusem do leczenia jako szpital zakaźny. Padały liczne argumenty, przede wszystkim: brak środków ochrony, brak przeszkoleń w zakresie postępowania przy epidemii i fachowców w tej dziedzinie, brak leków. - Nie mamy żadnych śluz ochronnych, gdzie bezpiecznie pracownicy po kontakcie z pacjentami zarażonymi mogliby rozebrać się, wykąpać, zdezynfekować i ponownie ubrać, żeby nie roznosić koronawirusów – opowiada jedna z pracownic. - Nie wiadomo, czy personel miałby w tych warunkach pracować po 6 czy 12 godzin, na jakich zasadach, w ogóle nic nie wiadomo. Argumentowaliśmy, że w piątek na mapie Polski to Białystok był wyznaczony z USK do wzięcia roli szpitala zakaźnego dla całego Podlaskiego, bo jest tam o wiele więcej szpitali, gdzie innym pacjentom, kobietom rodzącym, przewlekle chorym czy w poradniach można udzielić pomocy. Nikt nie zważa na niebezpieczeństwo zdrowotne personelu, także nieprzeszkolonego, jak panie salowe, pracownicy kuchni, zakłady techników i tak dalej. Ludzie starali się dowiedzieć, kto z władz w Łomży, w województwie czy kraju poniesie konsekwencje, jeśli łomżyński szpital sam stanie się epicentrum niekontrolowanej epidemii i zgonów z powodu koronawirusa w regionie i w Polsce.
Dr Joanna Chilińska, wicedyrektor ds. pielęgniarstwa, kierująca szpitalem od kilku miesięcy z braku nowego dyrektora, tłumaczyła przed wyjściem marszałka Kosickiego, że „dwoi się i troi”, że opisze sytuację i w ciągu kilku godzin poinformuje wojewodę i marszałka o swoich decyzjach. Wielu uczestników spotkania odebrało tę wypowiedź jako zapowiedź złożenia dymisji. Już wcześniej dr Chilińska powtarzała, że szpital łomżyński nie jest przygotowany do przekształcenia w szpital zakaźny do walki z koronawirusem.
- Nie jestem w stanie szpitala przygotować, żeby był bezpieczny – takimi słowami - według relacji uczestników - miała skończyć to spotkanie Joanna Chilińska.
- Pracownicy szpitala wyrazili tyle protestów, bo boją się nie tylko o swoje życie i zdrowie swoich rodzin, ale o zdrowie i życie mieszkańców Łomży i powiatu łomżyńskiego, a to łącznie około 120 tysięcy ludzi, w tym dzieci i seniorów – informuje 4lomza.pl bezpośrednio po spotkaniu personelu medycznego Katarzyna Jarocka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy Szpitalu Wojewódzkim w Łomży. - Obawiamy się też, że z powodu przekształcenia w szpital zakaźny szpital w Łomży może stracić rangę i status szpitala wielospecjalistycznego. Pamiętajmy, że jesień i zima znowu przyniosą nowe fale infekcji i zarażeń.
W podobny dramatyczny sposób sytuację na facebooku opisał Karol Jakacki, jeden z lekarzy szpitala w Łomży:
Drodzy mieszkańcy Łomży i okolic. Powiem krótko – media kłamią. Szpital jest kompletnie nieprzygotowany na walkę z Covid-19. Nie ma sprzętu, nie ma prawie nic, nie ma sprzętu ochronnego, masek, gogli, fartuchów. To będzie tragedia, nie damy rady, personel sam trafi jako pacjenci i nie będzie komu was ratować. Decyzja o lokalizacji szpitala zakaźnego w Łomży, w mojej ocenie czysto polityczna, kompletnie nie merytoryczna. Jesteście na długi czas pozbawieni podstawowej opieki medycznej. Przykro mi. Boję się o własne życie...