Związkowcy w szpitalu ostrzegają: „Balon powoli pęka”
- Nie mogę udzielić odpowiedzi, kiedy decyzje zapadną, mam nadzieję, że w tym roku – powiedział wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński w Szpitalu Wojewódzkim w Łomży, gdzie na konferencji z udziałem około 40 osób, w tym przedstawicieli kilku związków zawodowych, zadawano mu jedno pytanie, ale na wiele sposobów: kiedy dostaną podwyżki najmniej zarabiający pracownicy szpitala, mający pensję na poziomie najniższej krajowej 2250 zł brutto. Wiceminister Cieszyński stwierdził, że rozumie, że ludzi nie interesuje, „kiedy pieniądze będą w systemie, a kiedy trafią” do ich portfeli.
Spotkanie w sali konferencyjnej otworzyła Joanna Chilińska, pełniąca obowiązki dyrektora szpitala w Łomży (za półtora tygodnia może będzie rozstrzygnięty drugi konkurs na stanowisko dyrektora po zwolnionym z końcem stycznia przez Urząd Marszałkowski Romanie Nojszewskim). Siedzący przy stole z wiceministrem zdrowia Marek Malinowski z zarządu województwa podlaskiego podał, że w poniedziałek odbędzie się spotkanie robocze z udziałem, m.in., jego i wicemarszałka Marka Olbrysia z przedstawicielami dyrekcji i związkowców na temat aktualnej sytuacji w łomżyńskim szpitalu, ponieważ ten zarząd w nowym składzie rządzi dopiero od 3 i pół miesiąca. Wypowiedź ta stanowiła uzupełnienie do zakresów kompetencji odnośnie podwyżek płac, o czym przez cały czas mówili związkowcy na konferencji, na co wiceminister Cieszyński odpowiadał im, że „minister nie może wydać polecenia dyrektorowi szpitala, a ostateczny głos ma organ założycielski”, czyli w tym wypadku – UM w Białymstoku. Przypomniał, że budżet w Polsce na ochronę zdrowia w 2019 r. ma wymiar historyczny, bo jest rekordowy: 100 miliardów zł i jest najwyższy w demokracji od 30 lat.
Długa litania pytań do wiceministra zdrowia
Ewa Kowalewska ze związku pielęgniarek i położnych na piśmie złożyła wiceministrowi zapytania w sprawie tzw. zembalowego, czy będą jawne i komu przysługują pochodne z „431”. Wiceminister brak środków na kontach personelu tłumaczył „trwaniem zamknięcia roku budżetowego w NFZ” i tym, że „inne osoby zajmowały się nadzorem nad szpitalami w województwie podlaskim”. Jednak -zapewnił - „środki są w budżecie NFZ i na pewno trafią do szpitala”. Przewodnicząca OZZ PiP, (związku mającego w szpitalu 320 członków na około 450 pielęgniarek i położnych zatrudnionych) Katarzyna Jarocka była ciekawa, „co ministerstwo robi, żeby zatrzymać pielęgniarki w zawodzie, zwłaszcza starsze”. Szacowała, że w latach 2017 – 2020 z zawodu odejdzie 20 tysięcy pielęgniarek, a przybędzie tylko 15 tysięcy. - Jeżeli w tym roku zostały zlikwidowane łóżka, to w przyszłym będą zamykane oddziały, szpitale...? - zastanawiała się z mikrofonem w ręce. Wiceminister znowu kilka razy powtórzył słowa o determinacji rządu, premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia prof. Łukasza Szumowskiego, „żeby poprawić sytuację w ochronie zdrowia”. Do 2025 r. ma na to być „6 procent PKB w Polsce, o jedną trzecią więcej niż w 2015 r.”. W swoim wystąpieniu podał, że niedobory kadrowe rząd zmniejsza zwiększeniem liczby miejsc na kierunkach lekarskich o 50 % i dodatkowymi środkami na „opiekuna stażu”, „aby starsze pielęgniarki służyły doświadczeniem młodemu pokoleniu”. - Zachęcamy dyrektorów szpitali, aby rozmawiać, gdzie jest więcej, gdzie jest mniej – nawiązał do wprowadzonych przez ministra zdrowia norm zatrudnienia, określających, ile etatu pielęgniarskiego przypada na łóżko. Wskutek nowych norm w tym roku z ponad 600 łóżek na oddziałach szpitala w Łomży zrobiło się o ponad 100 mniej (z braku i pielęgniarek, i pieniędzy na zatrudnienie). -Nie będzie pani, pan dyrektor zatrudniać do pustego łóżka – uspokoiła poseł PiS Bernadeta Krynicka, apelując, „żeby nie szerzyć strachu, histerii wśród ludności”. Zauważyła, że „będzie więcej miejsca”. I dzięki usunięciu łóżek poza normę personelowi będzie łatwiej pracować.
Wiceminister o „sytuacji nagannej i niedopuszczalnej”
- Normy wrzucone do koszyka świadczeń gwarantowanych zapobiegają sytuacji, że 1 pielęgniarka jest na dwóch oddziałach albo jedna na oddziale – tłumaczyła Krynicka, informując, że w szpitalu „procentowe wykorzystanie łóżka na 4 – 5 oddziałach wynosi 80 procent”. Stwierdziła wcześniej, iż „wiemy dobrze, że Polacy za mało zarabiają”, jednak zmian „nie da się zrobić w krótkim czasie”. Szkopuł, że zabierający głos (spoza grupy lekarzy i pielęgniarek) na brak od lat podwyżek skarżyli się wiceministrowi Cieszyńskiemu. Przewodniczący związku fizjoterapeutów Maciej Bogdan pytał, „kiedy ministerstwo pochyli się” nad najniżej zarabiającymi. - Wstyd jest przyznać się znajomym, ile zarabiamy – wyjawił, zbierając oklaski po pytaniu do wiceministra zdrowia, „kiedy za myślami pójdą konkretne czyny”. - Nie mogę udzielić odpowiedzi, kiedy decyzje zapadną - odpowiedział 31-letni ekonomista po SGH w Warszawie, od stycznia 2018 wiceminister zdrowia w rządzie PiS. W trakcie spotkania skrytykował „bunt L-4”. - Kiedy duża liczba osób w sporze z pracodawcą idzie na zwolnienie lekarskie, to jest to sytuacja naganna i niedopuszczalna – ocenił Cieszyński. Zarobki służb technicznych na poziomie minimum skrytykował kierownik sekcji Krzysztof Kołakowski, ale po 36 latach pracy jej pensja nie spodobała się również pielęgniarce, podobnie jak i młodej dietetyk.
Mirosław R. Derewońko