W życiu nie ma przypadków.
Jak to mówią, raz są lata tłuste, a potem chude. Ale przecież ile radości w ponury, deszczowy, jesienny dzień daje choćby krótkotrwały przebłysk słońca. Jakoś od razu robi się lepiej. Przecież latem to samo słońce w nadmiarze męczyło. Szukaliśmy cienia, samochodu z klimatyzacją, napojów tylko z lodem. Wielka ulewa dawała ulgę. Nic nie dzieje się przypadkiem. Staram się być uważny. Staram się nie przegapiać tego, co staje każdego dnia na mojej drodze. 25 lat temu lekarz powiedział mi, że mam raka. Kolejny stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem będzie natychmiastowa amputacja prawej ręki. I wtedy zaczęła się przygoda mojego życia.
Maraton po szpitalach, 5 operacji, radio- i chemioterapia, przeszczep i znów chemia. Ktoś powie - tragedia, a ja mówię, że to dar. Po kolejnej wznowie zastanawiałem się nie nad tym, dlaczego znowu ja, ale nad tym, co los chce mi przez to powiedzieć. Co mam zrobić z życiem w tej drugiej szansie?
Zawsze byłem i jestem optymistą wyznającym zasadę, że lepiej jest polubić to co przychodzi, niż się z tym kopać. Dlatego wszystko co robię, staram się robić z pasją. Nieodzownym elementem mojej codzienności jest aktywność fizyczna mimo ograniczeń spowodowanych chorobą. Najpierw konie, potem woda. To były moje żywioły. Po czterdziestce zacząłem przygodę z nurkowaniem. Lubiłem to, ale czegoś mi w tym sporcie brakowało. Było jak dla mnie zbyt statycznie. Zacząłem interesować się freedivingiem. Żeby dobrze zacząć musiałem poprawić dwa parametry: opanować oddychanie i uelastycznić ciało. O ile z oddechem mogłem coś zrobić, o tyle z ciałem nie było prosto. Po tylu przebytych operacjach czułem się jak przysłowiowy Pinokio. Po prostu drewno. Przez rok ćwiczyłem techniki oddechowe i intensywnie chodziłem na basen, ale dalej… drewno. Instruktorzy zalecali jogę. Jogę? Jakieś babskie wygibasy, fakirowie na gwoździach, hinduskie „jama jama”, czary mary, światełka, kadzidełka. Ogólnie takie „pitu pitu”. Powolne majestatyczne ruchy i wylegiwanie się na macie. Niemożliwe. Że, niby facet miałby zajmować się takimi pierdołami? Totalna ignorancja. Z lekko ironicznym uśmiechem słuchałem opowieści żony, która zachwalała jogowe ćwiczenia. Dałem się namówić na warsztaty. Zobaczymy – pomyślałem. I tu proszę Państwa… to ja się zdziwiłem. Cztery dni potu i bólu, aż do łez. Czułem takie miejsca w ciele, o istnieniu których nawet chyba nie słyszałem. Po powrocie wiedziałem już na co wykorzystam kolejną szansę. Przez dwa lata uczestniczyłem w kilkunastu warsztatach u różnych nauczycieli, w różnych szkołach. Pomogło mi to w odzyskaniu kontroli nad własnym ciałem. Poprawiłem kondycję i funkcjonowanie organizmu. Schudłem przy okazji 13 kilogramów. Dolegliwości pooperacyjne stopniowo ustępowały. Zacząłem widzieć pozytywne zmiany i chciałem podzielić się tym doświadczeniem z innymi. Ćwiczyłem w domu z najbliższymi. Cieszyło mnie, kiedy mówili, że fajnie prowadzę te nasze zajęcia. Będąc we Wrocławiu, zetknąłem się z innowacyjną w Polsce odmianą ćwiczeń jogi w hamakach - aerial joga. To był kolejny przebłysk . Po coś to stanęło na mojej drodze…
Ukończyłem kurs instruktorski i zacząłem rozglądać się za salą spełniającą warunki techniczne (4 metry wysokości). Uparłem się na Łomżę. Czemu nie? Przecież tu też można zrobić coś fajnego. Miejsce jak każde inne i ludzie jak wszędzie. Dzięki determinacji i głębokiemu przeświadczeniu o skuteczności tej metody otworzyłem profesjonalne studio. Prowadzę zajęcia od września w przestronnej, dużej sali (126m2). Aerial joga to nieinwazyjna forma ćwiczeń rekreacyjnych oparta na zasadach jogi akademickiej z wykorzystaniem hamaków. Nie ma znaczenia wiek, stan zdrowia, czy sprawność fizyczna ćwiczących. Wbrew ogólnie krążącym opiniom, nie jest to żadna religia ani sekta, tylko sprawdzona naukowo metoda służąca poprawie jakości życia . Uczestnicy moich zajęć w 99% spotkali się z jogą po raz pierwszy. Często są to osoby, które mają doświadczenia z różnymi formami ruchu i rekreacji. Twierdzą, że joga w hamakach jest zupełnie innym doświadczeniem od dotychczasowych. Nie do opisania jest uczucie odprężenia w czasie relaksacji w chustach. Ćwiczenia rozluźniają, rozciągają, wzmacniają mięśnie i stawy. Poprawiają krążenie, oddychanie i pracę narządów wewnętrznych. Nie ma rywalizacji. Każdy ćwiczy dla siebie, z uważnością na swoje możliwości. Ma to być przede wszystkim przyjemność. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tylko leżymy, ale ci co ćwiczą już prawie trzy miesiące dostrzegają różnicę. Są bardziej świadomi tego, co dzieje się z ich ciałem. To poczucie uważności przekłada się na całe życie. Pomaga zwolnić i popatrzeć, aby nie przegapić szans, które niesie każdy dzień. I to jest dla mnie największą frajdą, że mogę pomóc wam na chwilę się zatrzymać. I to na pewno nie jest przypadek, że się spotykamy.
Zapraszam do AF YOGA STUDIO, Łomża ul. gen. Sikorskiego 166 lok.105
Jak do nas dotrzeć? Sala znajduje się na terenie Parku Przemysłowego Łomża w dawnych warsztatach szkoły drzewnej na I piętrze.
Andrzej Frołow tel.: 604616638
Jesteśmy też na Facebooku: www.facebook.com/afyogastudio