Polityka vs. Rzeczywistość
Wszystko to polityka. Tak, długoletnie pożycie małżeńskie też porównuję z polityką. Przecież wszystko nią jest. Każdy moment naszego życia to jakieś wybory, kalkulacje, podejmowanie decyzji. Problem w tym, że żywot człowieka poczciwego nie może być żywotem politycznym. Tam wszystko oparte jest na kłamstwie. Najpierw kombinują w walce o miejsce na liście wyborczej, później kombinują z elektoratem. Politycy całą swoją „służbę” budują właśnie na fundamencie kłamstwa. Perły przeciwko żołędziom, że nie da się tego zrobić w małżeństwie.
Wyobrażacie sobie, że Pan Zdzisław obiecał swojej Gieni, że wybuduje jej lotnisko za stodołą? To był powód, że Genowefa skreśliła na karcie z nazwiskami absztyfikantów nazwisko Zdzicha właśnie. Po pierwsze, gdyby zaadaptować kodeks wyborczy do wielowiekowej tradycji zachowań godowych naszej cywilizacji, już sam akt skreślenia mógłby przekreślić jakiekolwiek inne akty między obojgiem. Zdzisław jest przecież Polakiem, jest przeto bardzo wrażliwy. On wie, co to znaczy: postawić na kimś krzyżyk. Tymczasem w polityce stawiamy krzyżyki i jeszcze nas proszą, byśmy to zrobili właśnie „na nich”.
Co z obietnicami? Podejrzewam, że Zdzisław od samego początku wie, że budowa pasa startowego, terminali i wieży kontroli lotów w pojedynkę jest ponad jego siły. Nie składa więc nierealnych obietnic. A gdyby mu się jednak przydarzyło?! Powinien przyznać się jak najszybciej, że nieco go poniosło i czekać na najniższy wymiar kary. Oczywiście, mógłby przeciągać, tłumacząc się, że to tylko chwilowe opóźnienia. Zakwestionowali mu raport oddziaływania na środowisko, kiedy się spocił przy robocie. Zdzich nie zaryzykuje takich prostackich tłumaczeń, bo momentalnie wieść się po wsi rozniesie. Zdzich więc, na początku obieca Gieni nie exkluzif air port, ale że jej płot pomaluje Hammeritem. Dzięki temu oboje wiedzą, na co stać każde z nich. Zdzichu kilka razy był u Gienki. Wymiary ogrodzenia również zna doskonale. Tymczasem politycy i urzędy zajmujące się nadzorem nad szkołami, wojskiem, szpitalami chadzają tam przy okazji wielkich świąt i to przysypiając na uroczystościach. Jeżeli nie jest to okres przedwyborczy, jeden z drugim z gabinetu nosa nie wyściubi. Kolejka interesantów kruszeje od miesięcy, tym dłuższa, im wyżej wgramolił się w hierarchii nasz wybraniec. A obiecuje! Wszystko obieca, żeby tylko po raz kolejny nas wykorzystać. Tego się nawet nie da leczyć, bo politycy trzymają łapę na bloczku z receptami. Wypisują, co chcą, i tylko sobie.
Tu nawet nie chodzi o miłość. Jej obecność jest nieodzowna w przypadku jednej pary, a niemożliwa w przypadku milionów. Ale po co używać od razu takich wielkich słów? Nie chciałbym nawet, żeby znakomita część polityków darzyła mnie tym uczuciem. Może wystarczy zwykła ludzka sympatia i gotowość do pomagania innym? Takie rzeczy też występują w przyrodzie. Tylko, jak je znaleźć? Na liście gatunków zagrożonych „dobry i rozsądny człowiek” wyprzedził chyba białego nosorożca. Dobrych i rozsądnych polityków można znaleźć tylko w podręcznikach od historii Starożytności.
Mariusz Rytel