Happy Łomża
W nowy rok gród nad Narwią wszedł wyjątkowo dynamicznie i optymistycznie. To drugie może nawet bardziej. Pogoda jakaś bardziej wyrozumiała. Rura pękła na Górce Zawadzkiej akurat wtedy, kiedy kilka stopni ciepła mamy w połowie stycznia. Normalnie o tej porze roku onuce przymarzały do cholewy, a tu proszę prawie jak w Mediolanie. Prawie robi, oczywiście, sporą różnicę, bo brak słońca osłabia ten dynamizm startu w nowy rok, ale i tak jest nieźle. Jak mawia pismo – kilkaset chudych lat przeżyjesz w Łomży, a później się zobaczy.
Nie mamy innego wyjścia. Musimy być przekonani, że wszystkie te optymistyczne rzeczy, które się w Łomży dzieją, wywindują miasto w rankingu szczęśliwości na wysokie miejsce. Jakie optymistyczne rzeczy zapytacie? Na przykład, nauczyciele z „Drzewnej” niebawem dowiedzą się, kiedy stracą pracę. Normalnie czekaliby nie wiadomo ile, zastanawiali się nad tym, co tu zrobić, kiedy już tej pracy zabranie. – Przecież ja nic innego robić nie potrafię? Kto mnie przyjmie? – zastanawiałyby się jedna z drugą. A tu proszę, ktoś inny podejmie decyzję za nich. Zero stresu. Jak z Putinem. Pół świata go nie lubi i niejeden dałby mu w gębę. Gdyby się nie wystawił, nikt by się nie odważył. To on zdecydował za innych. W ogóle podejmowanie decyzji jest trudne. Fakt, że tego problemu nie ma nowy zarząd miasta jest kolejną niezwykle optymistyczną rzeczą za progiem nowego roku.. To znaczy: wiceprezydenci nie mają. Co do prezydenta, który ich powoływał, i dobrze, że nie wyznaczył im w połowie kadencji terminu rozpoczęcia pracy. Ostatnia refleksja i szybkie decyzje z powołaniami i odwołaniami mogą świadczyć, że i na niego przyszła jakaś trzeźwiąca refleksja, w związku ze zmianą kalendarza. Mamy więc sporo lokalnych tematów, w związku ze sporą liczbą strategicznych decyzji. Czyżby chęć popracowania w zamian za całkiem niezłe pobory wróciła do magistratu?
Do radujących serce i całą resztę organów informacji płynących z Łomży, jedna tylko troską pokrywa blask optymistycznych uśmiechów. Młodzi jeszcze nie zauważyli zmian na lepsze. Być może, w nie nawet nie wierzą. Podobno wyjątkowo liczna grupa uczniów zakwalifikowała się do finału olimpiady logistycznej.
Nie ma się co dziwić, że nasi są w tym najlepsi. Sukces to zwykle składowa kilku elementów, z których najważniejsza jest determinacja w osiągnięciu celu. Nasi zwyciężają, trzeba tylko się cieszyć. Dziwować się nie ma czemu, ale martwić już jest z czego. Przecież nauczyliśmy ich, że od maleńkości warto przygotowywać się do najważniejszej decyzji w życiu. Widocznie uznali, że logistyka to świetna rzecz. Jakoś trzeba się ogarnąć przed wyjazdem.
Mariusz Rytel