Upał, Powstanie i przypadki
Stoi strażak ochotnik pod kioskiem z piwem, raczej stać usiłuje i przekonuje, że jemu się wcale do roboty nie pali, bo on się składa w osiemdziesięciu procentach z wody. Z przyczyn technicznych chłopina jest niezdolny do pełnienia służby. Tymczasem pojawiają się tu i ówdzie pożary wywołane falą upałów. Napalm leje się z nieba. Nasz bohater stał się symbolem polskości ostatnich kilkudziesięciu lat. Obchodzona niebawem rocznica wybuchu II Wojny Światowej powinna być rocznicą końca narodowego ducha pragmatyki i pracy. Od tego momentu rozpoczęła się na skalę przemysłową eksterminacja narodu w jego najbardziej delikatnej sferze, chcenia. Trwa do dziś.
Tych, którym się chce, jest jeszcze sporo. Niestety, pierwszy cios w elitę pierwszej klasy doprowadził do strat dotąd niepowetowanych. Zmieniła się jakość chcenia. Polska wygląda dziś tak, jakby trzydziestostopniowe upały trwały tu przynajmniej jedenaście i pół miesiąca. Tymczasem wszechogarniające gorąco jest obezwładniające. Nic się nie chce. A na pewno niewiele. Tak naprawdę człowiek jest w stanie zadbać głównie o swoje potrzeby. Piramida potrzeb bierze górę w takiej wersji, która niemal nie uwzględnia idei, wyższych celów, abstrakcyjnych wizji. Tymczasem te elementy są potrzebne dla właściwego rozwoju społeczeństw. Pilnowania, by złożona struktura społeczna była na tyle mocna, na ile umożliwia jej to niesprawiedliwa społeczna sprawiedliwość. Daje szansę na tworzenie kolejnych Piastów Kołodziejów, którzy, jak przystało na mity, lepiej lub gorzej, ale scalają pod jednym szyldem tych kamieni kupę. Nam dzisiaj w swej masie trudno jest o tym myśleć, kiedy kiszki marsza grają. Głównym dylematem części młodych ludzie boję się przyznać przed sobą, że większości, jest wybór pomiędzy Skandynawią, Niemcami czy może trochę dalej jako miejscem godnego życia. To nie są fanaberie. Nigdy nie słyszałem, żeby jakikolwiek młody człowiek przekonywał, że jedzie do pracy za granicę, bo marzy mu się popijać armaniakiem tatara. W miarę wygodne i bezpieczne życie, oto do czego dążymy. Nie można tego potępiać. Deprecjonować w zestawieniu z tęsknotą za krajem romantycznych idei i pragmatycznych władców. Zanim wybierzemy się na igrzyska, warto zakręcić się za chlebem. Za to, że dziś trzeba go szukać po świecie, odpowiadają dzisiejsi władcy. Twórcy matrixa, pilnujący swojej fortuny ładowanej przez miliony biobaterii, potrzebnych tylko do opłacania rachunków i składek. Łamiący tabu pachołkowie puszczają od czasu do czasu tematycznego bąka, który rozchodzi się po kraju, tymczasem prawdziwe życie ucieka gdzieś nam bezpowrotnie. Dlatego najbliższa data historyczna jest jedną z najtragiczniejszych w naszych dziejach. Nawiązując do argumentacji prof. Wieczorkiewicza, oni narzuciliby pewne wzorce zachowań, nie pozwolili się skudlić wielu, tak jak to się stało w okresie komunizmu. A było ich „zaledwie” dwadzieścia parę tysięcy. Tych, którzy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Byli wśród nich również Łomżyniacy.
Mariusz Rytel