W kolejce po... rehabilitację
Czy istnieje rehabilitacja w Łomży? - pyta w e-mailu do redakcji „zatroskany mieszaniec Łomży”. Jego żona 10 kwietnia uległa wypadkowi w wyniku którego po zakończeniu leczenia – na początku maja - została skierowana na rehabilitację. - Po zarejestrowaniu się w placówce szpitalnej w Łomży uzyskaliśmy termin spotkania z lekarzem od rehabilitacji 11 czerwca. Po zaliczeniu wizyty, pani doktor wypisała kartę zabiegów z którą udaliśmy się do okienka w celu ustalenia grafiku zabiegów. Szok! Pierwszy zabieg wyznaczono na 25 sierpnia pocieszając nas że to jest preferencyjna data ponieważ skierowanie było na CITO – opisuje zbulwersowany. - Każdy normalny obywatel tego kraju wie, że aby rehabilitacja była skuteczna, powinna być przeprowadzona w odpowiednim czasie, niezbyt odległym od daty zakończenia leczenia.
Jak się okazuje przypadek wcale nie jest odosobniony. Doktor Bohdan Maciej Szumski, czasowo zastępujący zastępcę dyrektora ds. medycznych łomżyńskiego szpitala potwierdza, że kolejki na rehabilitację są długie.
- Jeśli sprawa jest pilna kolejka wynosi około 1 miesiąca, a jeśli sytuacja jest stabilna, wówczas zapisy są na około 3 miesiące do przodu – mówi.
Lekarze ze szpitala w Łomży podkreślają, że codziennie na rehabilitację przyjmowanych jest od 350 do 400 pacjentów.
- To nie są pacjenci, którzy wchodzą do gabinetu i po jednej wizycie sprawa jest załatwiona – podkreśla dr Szumski. - Jeden pacjent często jednego dnia ma po trzy zabiegi, a ich seria wynosi dwa tygodnie i często bywa powtarzana. To wszystko sprawia, że rehabilitacja w naszym szpitalu pracuje na dwie zmiany, a mimo to są kolejki.
Doktor Szumski zwraca uwagę także na kontakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, który również ogranicza możliwości szpitala.
- Na dziś, po pierwszym półroczu, kontrakt w przychodni rehabilitacyjnej mamy wykonany na 126%. Wykonując więcej zabiegów niż zakontraktował Fundusz mamy świadomość, że możemy za nie nigdy nie otrzymać wynagrodzenia – podkreśla lekarz.
Niestety kolejki do lekarzy i rehabilitantów to nie tylko łomżyńska rzeczywistość. Choć 3 miesiące w oczekiwaniu na rehabilitację to szmat czasu, czasami okazuje się, że to wcale nie tak długo.
- Ostatnio mieliśmy pacjenta z Przasnysza. Zarejestrował się na rehabilitację w Łomży, bo w Przasnyszu proponowano mu zabiegi „już” w 2016 roku – opowiada dr Szumski.