Kryzys w związku
- Fotoradary zawiodły... – czytamy w Pulsie Biznesu, gdzie eksperci przekonują, że cała akcja z poprawą bezpieczeństwa na drogach wzięła w łeb. Kierowcy zamiast jeździć bezpiecznie zwalniają przed fotoradarami, a później przyciskają gaz do dechy. I tak zamiast ograniczenia liczby ofiar drogowych zdarzeń – jak mówią policjanci, jest jak było. Codziennie w Polsce na drogach ginie kilkanaście osób. Ale cóż to?! W tytule artykułu jest jeszcze słowo: „… fiskusa.” Fotoradary zawiodły więc nie rodziny podróżujących ofiar, tylko budżet państwa, a konkretnie ministra finansów, który miał nadzieję załatać część dziury budżetowej. Miało być półtora miliarda złotych wykonanego planu, a jest zaledwie 5 proc. planu.
Oczywiście, domyślaliśmy się tego od początku. Naznaczeni kilkudziesięcioletnim doświadczeniem komuny, nauczyliśmy się nieufności wobec władzy. Choć zawsze daleko mi było do spiskowych teorii dziejów, ci w wolnej Polsce, zachowują się jak nieodrodni uczniowie swoich nauczycieli. Prymusi w robieniu społeczeństwa w balona, nogi nie odstawią. Jak będą mieli okazję poturbować Cię, człowieku, podatkami, prawem budowlanym, koncesjami, zrobią to bez zmrużenia oka. Na tym znają się doskonale, i to w jakiś dziwny, nieprzejrzany sposób, przychodzi im z niezwykłą łatwością. Kiedy na antenie 1. programu Polskiego Radia słyszę pozdrowienia dla drogowców w Łomży, łatających w godzinach szczytu ulicę Zjazd, zastanawiam się, jakie strategiczne powody skłoniły zarządców drogi do wysłania ich w to miejsce o tej porze. Już niedługo będą mogli mówić, że temperatura w nocy spada poniżej 5 st.C..
Wtedy łatać nie wolno, bo nie zwiąże. Problem w tym, że prawdopodobnie niezależnie od pory roku, to kwestia prawno - księgowa. Chłopaków trzeba byłoby w nocy wybudzić, zapłacić nadgodziny, jakoś to rozliczyć i rozpisać, a tak wezmą sobie dzień wolny, kiedy roboty nie będzie. A tak w ogóle, to nie byłoby kłopotu, gdyby nie te drogi. Można by nawet redukcję zatrudnienia przeprowadzić i wreszcie wyjść na prostą. A tak trzeba się użerać. Z własnymi pracownikami i ludem, któremu wiecznie źle. Z tego właśnie powodu trzeba było zapewne przebudowywać oddaną niedawno inwestycję. Budowana nawrotka na Sikorskiego przy Venedzie może być pomnikiem rozwoju myśli i postępu cywilizacji starosłowiańskiej. Takie instalacje to bowiem norma na Białorusi i w Kazachstanie. Kłopot z robieniem czegoś dla ludzi, i łatwość w działaniu wbrew nim właśnie to nie tylko kwestia dróg. Władza na każdym szczeblu zachowuje się jak rozwścieczony bawół. W kraju trwa dyskusja nad skutkami wprowadzenia nowych rozwiązań prawnych w odniesieniu do VATu. Skutki po stronie ministra finansów są jasne – proste, szybkie pełne wpływy do budżetu państwa. Płatnik będzie miał nieco gorzej, żeby nie powiedzieć przesrane. Mamy niebywały talent do komplikowania tego, co wydaje się już dość skomplikowane. Komplikowania również tego, co jest w miarę proste. Patrz: 6-latki w szkołach, ustawa śmieciowa, lista leków refundowanych.
Trudno pozbyć się wrażenia, że wszystko to, co fundują nam demokratyczni wybrańcy, ma uprzykrzyć nam życie. To taki masochistyczny związek. Jakbyś się, człowieku, ożenił z kobietą, której jedynym celem od dnia ślubu będzie wydoić cię ze wszystkich zaskórniaków. Tak, jakbyś, kobieto, ślubowała komuś, kto zaraz na weselu zacznie chodzić bokami. W podróż poślubną, oczywiście, pojedziesz. Do Włoch na truskawki. Nie ma się co dziwić, że coraz więcej z nas głośno pyta – po co nam ten związek?
Mariusz Rytel