Decyzyjność ograniczona
Dzwoni budzik. Szybka toaleta łagodzi poranne rozdrażnienie. Automatyzacja ruchów i podział zadań. Ktoś musi się zająć dziećmi, żeby ktoś inny mógł wyskoczyć po bułki. Dojazd do pracy. Szybko obok szkoły albo jeszcze szybciej, bo daleko. W pracy dziesiątki telefonów, setki rozmów, odpowiedzialność spora. Później powrót, krótka regeneracja, kilka telefonów, dziesiątki obowiązków, odpowiedzialność rośnie. W międzyczasie krótki posiłek i dzień zmierza ku końcowi.
Jeden człowiek, jedna rodzina, proste zasady. Wiadomo, od choroby jest lekarz, dziurę w oponie łata wulkanizator, za wyłączoną kablówkę odpowiada kablówkobiorca, bo nie zapłacił rachunku. Przyczyna i skutek, akcja i reakcja. Jeżeli coś szwankuje, idzie do wymiany. Zmieniamy sposoby reagowania, bo liczy się efekt. Zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie, a życie człowieka jest zbyt krótkie, żeby czekać latami.
Nie wiedzieć czemu, w życiu społeczeństwa naszego kraju jest zupełnie inaczej. Każdą najdrobniejszą nawet pierdołę potrafimy rozkładać na czynniki pierwsze. Problem w tym, że nie potrafimy wyciągać z tego wniosków. W domu, jeżeli elektryk zepsuje instalację, dziecku dzieje się krzywda w szkole, wyższa i niższa izba rodzinnego parlamentu szybko dochodzą do wspólnych wniosków. Najdalej po kilku godzinach jest decyzja. Dobra czy zła, ale zawsze pewna. Nasza ogólnokrajowa demokracja po 23 latach ciągle określana jest mianem „młoda”. Tak samo było kilka, podobnie kilkanaście lat temu. Mimo wejścia już dawno w wiek rozrodczy, nie znalazła godnego sobie męża stanu. Przykładem takich jałowych dyskusji od wielu lat są kwestie związane z poprawą bezpieczeństwa na drogach.
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio paliwo było tak tanie. Można tankować na umór. Każdego roku w sprawie innego rodzaju tankowania odbywają się szeroko zakrojone w skali akcje policji. Efekt ten sam. W trakcje ostatniego długiego weekendu, którego większość z nas była mimowolnymi świadkami w mediach, znów złapano tysiące pijanych kierowców. Znów dziesiątki osób zginęło, a setki zostały ranne. Teksty informacyjno–publicystyczne można jednak kopiować niemal w całości, rok po roku. Zamiast systemowego wpływu na nieuchronność kary i jej indywidualną dotkliwość dla delikwentów, słyszymy o ich zaostrzaniu. Tymczasem już dziś mandat może sięgnąć kilkuset tysięcy złotych i jakoś niewielu to odstrasza. Może wprowadzić francuski model obowiązkowego posiadania alkomatu, a może litewski – konfiskaty pojazdu? Dyskusje chyba dla samej dyskusji. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, oprócz głupoty i braku refleksji na temat tego, że trzeba zmienić całkowicie podejście. Jaka jest bowiem różnica, że ktoś dostanie dożywocie, a inny pięćset lat pozbawienia wolności? Tak jest, na szczęście, daleko za oceanem. Tam jednak rozwiązania komunikacyjne wydają się być bardziej trafne. Pozostając w naszym kręgu umysłowym polityków i służb, mamy jak w szpitalu u wojaka Szwejka – od pasa w górę rycyna, od pasa w dół lewatywa.
Mariusz Rytel