Zdążyć przed Euro
Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. Jesteśmy więc prawdopodobnie opanowani przez robactwo. Walka z insektami nie jest prosta. Boją się ponoć zapachu płatków róży. Istnieje jednak ryzyko, jak z rzucaniem pereł przed wieprze. Mrowie się przyzwyczai, i postanowi zostać z nami na dłużej. Musimy się więc spieszyć. Politycy wyglądają dziś jakby walczyli z plagą. Niecierpliwe miny, nerwowe drapanie się po głowie – to codzienność przekazów z politycznych wydarzeń. Temat główny – zdążyć przed Euro. Musimy zdążyć (!) jakby świat się miał potem zawalić.
Koniecznie trzeba usprawnić system emerytur. Chwieje się rząd, emocjonują się dziennikarze i eksperci. Rzadko kto chce powiedzieć prawdę, że to proste tuskowe – sprawdzam! Przyszłe emerytury to jednak ważna rzecz, szczególnie dla młodych. Patrzy taki dzisiaj na swoich ojców i dziadów zastanawia się, czy on oby na pewno nie zostanie dziadem nawet bez posiadania potomków. Takim dziadem co się zowie. To wyzwanie. Szczególnie dla rządzących. Podobnie jak afera łupkowa. Okazuje się, że mamy ponad dwa razy mniej gazu niż wcześniej sądzono. Korci mnie jednak żeby pójść o zakład, że wcale tak nie jest. Jesteśmy jednym z niewielu krajów na świecie gdzie to mogłoby się udać. Ukraść 3 bilony metrów sześciennych gazu jeszcze zanim się ktoś do niego dokopał. Przecież to jest niemożliwe! - będą się oburzać. Niemożliwe?! Felczer też się dziwił po wezwaniu do kilku porodów jednocześnie w tej samej wiosce. A baca miał rower!
Jaki problem przekreślić 5 i wpisać 2. Papier wszystko przyjmie. To prostsze niż wysikanie dziury w śniegu. Dotarcie do prawdy? To już jest prawdopodobnie niemożliwe. Trzeba się więc spieszyć. Czynić sobie Ziemie poddaną, pod i na powierzchni. Do granic jej możliwości. Żyłowanie tego co na powierzchni jest łatwiejsze od dobrania się do gazu łupkowego. Wystarczy nakreślić nowy podatek, opłatę manipulacyjną, wprowadzić wyższą stawkę VATu. Jakaś wymówka zawsze się znajdzie. Wszystko jednak musi zostać załatwione przed Euro! Przynajmniej natenczas. Jeżeli nie, będzie katastrofa.
Spokojnie! Nic się nie stanie. Polacy. Nic się nie stanie. No chyba, że dla znamienitej części naszych rodaków na szczytach władzy. Euro jawi się niemal jak granica zmiany daty. Zamiast before Christ „B.C.”, będziemy mieli „B.E”. Kłopot jest z „A.D”. Jeszcze nie wiadomo jak to zapisać. Jeżeli nie wyjdziemy z grupy, będzie zapewne „A.T”, jako after Tusku. Jeżeli się uda anno Domini pozostanie, gdzie „D” odpowiadać będzie imieniu Donald.
Przy kalendarzu gmerał już Juliusz Cezar. To dzięki niemu mamy 12 miesięcy i 365 dni w roku. To był podobno jego konik. Wprowadzając nowy kalendarz, wygrał starcie z kapłanami, którzy wcześniej mieli monopol niemal na wyznaczanie pór roku. Jest więc i tu pewne podobieństwo. Jak skończył Juliusz – wiadomo. Premierowi pozostaje więc dotrwać do Euro. Może o to chodzi? Tylko, że reszta Polaków też musi, żeby ten eksperyment zwany Polską się powiódł.
Mariusz Rytel