Łut nieszczęścia w beczce miodu
Dwóch szczęściarzy podzieliło się pięćdziesięcioma milionami. Przynajmniej im jest lepiej. Totalizator powinien przejąć władzę w tym kraju. Stwierdzenie biło rekordy popularności dnia następnego o poranku. Nieprawdziwe niestety. Lotto już tą władzę ma. Czyż nie zrzucamy się wszyscy na wygraną dla kilku osób, których nikt tak naprawdę nie zna.
Wieści o wynikach rozeszły się lotem błyskawicy. Podobno można żyć z samych odsetek i to przez kilka pokoleń. Osobiście, nie poszedłem do kolektury, nie kupiłem losu. Będę stał, jak stałem. Teraz mam przynajmniej prawo narzekać i się wymądrzać. Nie wszystko w życiu można mieć. Trzeba rezygnować z marzeń. Jeżeli nikt nie chce, to muszę dać przykład. Opatrzności miej w opiece tych dwóch nieszczęśliwców! Przecież tak wielu myśląc o wygranej, boi się choroby psychicznej. Było o tym w telewizji. Byle nie zwariować – mówi ten i ów, który wcześniej wymieniał to wszystko, na co wydałby pieniądze. Na końcu martwił się o swoje zdrowie. Przecież dom, samochód, jacht, szczęście w miłości, toż to przejaw wariactwa co się zowie. To właśnie gwarantuje wygrana natychmiast. Normalnie, człowiek dochodzi do tego latami, goniąc króliczka. Później dowiaduje się, że go nie złapie. Odchodzi w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, przekazując pałeczkę przyszłym pokoleniom. A ci, co?! Raz, dwa, trzy dziś majbacha kupisz ty. Zbyt prosto. Później przez całe życie, chodzi taki z podniesionym czołem. Myśli, że wszystko mu wolno. Może być cynicznym kontestatorem, bo go stać. Ty człowieku podyskutuj z szefem? Nawet na zdrapkę, ci nie wystarczy. Jednak przy bliższym spojrzeniu, tych dwóch, którzy wygrali pięćdziesiąt sześć milionów to najnieszczęśliwsi ludzie na świecie. Nawet jeżeli jeszcze tego nie wiedzą, przekonają się niebawem. Po pierwsze i najważniejsze, żaden z nich nie zgarnął całej puli. Kiedyś do nich dotrze, że za połowę będą mogli zrobić dziesięć razy mniej niż za całość. Uświadomią to sobie zaraz potem, jak się okaże, że z tej połowy została połowa, a i tak trzeba się dzielić. Na samym początku dziesięć procent znaleźnego, później jeszcze na sport i kulturę. Albo najpierw, trudno powiedzieć. Potrzeba jest ogromna. Orliki jeszcze się sprzedają, trzeba zbierać na Świetliki. Z tych kilkuset tysięcy odsetek miesięcznie też niewiele zostanie. Takie zarobki obejmuje najwyższy próg podatkowy. Oddać trzeba połowę. Jednej z drugim, może oczywiście wpaść na pomysł, że pozostałe pieniądze trzeba zainwestować. Otworzą firmy, zatrudnią ludzi. Przygniotą ich koszty pracy i podatki. Załamani sytuacją kryzysową w strefie Euro, postanowią pożyć sobie trochę. Kto bogatemu zabroni? Każdy chciałby mieć ładny dom z dużym ogrodem i wygódkami w środku. Tylko czy oni wiedzą o podatku katastralnym!? Jeżeli nie, są zgubieni. Dodając do tego oczekiwania rodziny i poszerzającego się w zastraszającym tempie grona przyjaciół, stracą wszystko. Ostatecznie i tak wylądują w szpitalu psychiatrycznym. Jako optymiści, dotrą tam jednak o wiele dłuższą i męczącą drogą. Jako pesymiści, od razu wiedzieliby co ich czeka. Mieli by świadomość i więcej czasu na przygotowania. Bo, jak mówi Andrzej Poniedzielski w jednym ze swoich skeczów – różnica między optymistą a pesymistą nie jest wcale na początku taka wielka. I jeden i drugi wierzą, że świat stoi przed nimi otworem. Z tą różnicą, że pesymista wie, jaki to otwór.
Mariusz Rytel