Ambicje
Czy kraj jest zadowolony że Łomża istnieje? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Samo postawienie pytania wiąże się z pojawiającymi się tekstami, w których autorzy pytają o świat i Polskę. Najczęściej dowiadujemy się o różnych pomysłach na promocję i porównywani jesteśmy z innymi. Litwini podobno do hymnu i godła dorzucili zapach. Nasi niegdysiejsi bracia mają narodowe perfumy na bazie sandałowca. Można się śmiać i zżymać, ale patrząc na auta z rejestracją naszego północno-wschodniego sąsiada, trudno oprzeć się wrażeniu, że to sandały klasy „S”.
Kupić taniej, sprzedać drożej – mawia stara kupiecka zasada. Nawet w czasach nawracającego kryzysu nie straciła na aktualności. Być może zwłaszcza dziś. Podobnie jest z „jak cię widzą, tak cię piszą”. Tu jednak kłopot polega na pośrednikach. Ktoś bowiem, może zobaczyć wybrane tylko fragmenty z życia i charakteru. Na ich podstawie określi sobie wizerunek właściciela, który trudno zmienić. Pośrednikami są zagraniczni dziennikarze, którzy o Polsce coś tam wiedzą i turyści, którzy coś tam widzieli. Ostatecznym produktem nie zawsze jest nawet to, że po przeczytaniu tekstu czy wysłuchaniu relacji z wycieczki do Zakopanego, ktoś w Paryżu od razu zna położenie tego kraju. Kraju, który nie dość, że się cietrzewi o wszystko to jeszcze z sentymentem odczytuje historyczne strofy o Napoleonie. Ten prawie Hitler podpalił pół Europy i zburzył spokój kilku panujących w Europie rodów. Skandal!
Czy więc ktoś jest zadowolony z tego, że Łomża istnieje? Miasto, którego mieszkańcy płacą o wiele mniej podatku niż później dostaje subwencji z budżetu państwa. Ulice, którymi ludzie z dużej części kraju i Europy jadą na Mazury. Korkuje się tu bardziej niż przed wjazdem na Kasprowy. Gdyby nie piwo, i wyniki wyborów wydaje się, że nikt nie zwróciłby uwagi. Bo nikt nie zwraca dziś uwagi na ambicje. Te, to mamy dopiero duże.
Mieszkańcy dowiedzieli się ostatnio, że nie będą mieli lotniska. Tak naprawdę niewielu zapewne wiedziało, że ma być. Niestety nie będzie. Lotnisko dla Wielkiej Łomży jest potrzebne jak kosmodrom dla Albanii. W Łomży nie będzie jednak nie tylko portu lotniczego. Słuch zaginął również po planach budowy historycznego grodu. Mury miały przyćmić starożytną budowlę z Chin a mur Hadriana wydawałby się przy tym jak płotek oddzielający przydomowe ogródki. Czego zabrakło? Tylko chęci i pieniędzy? A może wszystko rozbiło się o ambicje? Wielka Łomża potrzebuje hali sportowo – widowiskowej na cztery tysiące miejsc. Potrzebuje dwóch wspaniałych pływalni. Nie można wprawdzie organizować tam zawodów z prawdziwego zdarzenia, ale nas stać. Nie stać nas za to na kredki. Nie mamy pieniędzy żeby zapłacić za narysowanie planów Miejskiego Centrum Wielofunkcyjnego. Wygląda na to, że będziemy mieli chociaż bulwary. Będzie też przystań. Postawi się latarnie morską, dzięki której rzesze śródlądowych rzecznych wilków będą przepływać na swoich „Czarnych Perłach” w tę i z powrotem.
Część z wymienionych inicjatyw jest być może zasadna. Niestety typowo łomżyński rozmach oraz podobny zapał sprawia, że ostatecznie jedną z najważniejszych wizytówek miasta pozostanie fontanna u wejścia w ulicę Długą. Już dziś złośliwi mówią o niej, jako o symbolu poprzedniego prezydenta i jego dwóch zastępców. Trzy wodotryski. Na pewno nie tylko na to nas stać. Wystarczy jednak przeczytać prognozy Głównego Urzędu Statystycznego, żeby zadać sobie ważniejsze pytanie – po co? Za dwadzieścia lat liczba emerytowanych staruszków w mieście trzykrotnie przekroczy liczbę dzieci w podstawówce. W wielkiej hali widowiskowo sportowej będzie można pomieścić wszystkich. Nie jest chyba ważne czy kraj jest zadowolony z tego, że Łomża istnieje, ale czy zadowoleni są z tego sami łomżyniacy i władze wszystkich szczebli i kadencji. I czy wszyscy jesteśmy zdrowi. Nie sztuka swą wizję opierać na historii i sentymentach. Sztuka budować z myślą o przyszłości. Coś, co później nie będzie przerostem formy i kosztów nad treścią.
Mariusz Rytel