Na fantomie uczą się ratować życie
„Sztuczny człowiek” bez rąk i nóg leży na podłodze w biurowcu PKS. Nie oddycha. Może ma zawał albo migotanie komór nibyserca? Gdyby był żywy, szansa na uratowanie go z każdą minutą spadałaby aż o 10 proc., jeśli ktoś nie zastosuje sztucznego oddychania i masażu serca. Na szczęście, na miejscu są Wioleta Potrzebka i Daniel Kowalewski z Grupy Ratownictwa PCK, która dostała nowoczesny fantom do ćwiczeń.
- Nie wiemy, co człowiekowi się stało, czy śpi, czy stracił przytomność – objaśnia spokojnie Daniel przy fantomie, obok którego znajduje się jeden z pięciu nowoczesnych defibrylatorów w Łomży: maszyna instruuje stanowczym głosem, co teraz trzeba robić. - Sprawdzam, czy człowiek oddycha, potrząsam go za ramiona. Na odsłoniętej klatce piersiowej fantomu przykładam elektrody automatycznego defibrylatora treningowego AED i naciskam guzik.
Od naciśnięcia tego czerwonego guzika nierzadko zależy życie człowieka. Impuls elektryczny ma za zadanie przerwać migotanie komór lub częstoskurcz komorowy bez tętna. Nibyserce fantomu podczas ćwiczeń znowu zaczyna bić. Czas na masaż. Daniel 30 razy mocno naciska klatkę z częstotliwością 100 razy na minutę. W tym czasie towarzysząca mu Wioleta Potrzebka (lat 21), studentka pedagogiki resocjalizacyjnej i szefowa Grupy Ratownictwa PCK, zdążyła już zadzwonić pod numer 999 po karetkę.
Sprawnie przeprowadzonej akcji przygląda się także Przemysław Kowalewski (lat 27), założyciel i pierwszy szef powstałej w 2004 r. Grupy Ratownictwa PCK.
- Podobne akcje prowadziłem wielokrotnie, nawet kilka dni temu w domu pacjenta – mówi Przemysław Gosiewski, łomżyniak na co dzień pracujący jako ratownik w pogotowiu w Wołominie, Garwolinie i Legionowie. - Wprawdzie z każdą minutą mózg zamiera, ale podjęcie resuscytacji, czyli sztucznego oddychania i masażu serca do przyjazdu fachowej pomocy powoduje, że szansa przeżycia spada nie o 10, a tylko o trzy procent. To bardzo ważne, żeby człowiek nie został bezwładną roślinką na neurologii.
Podobnych grup ratownictwa Polskiego Czerwonego Krzyża jest w kraju ok. 40, jednak łomżyńska jest tylko jedną z dziewięciu w Polsce i jedyną w Podlaskiem tzw. systemowych. Oznacza to, że w razie katastrof wspiera państwowy system ratownictwa: pomaga na miejscu, odnajduje poszkodowanych w zdarzeniu, udziela pierwszej pomocy i transportuje do najbliższego punktu pomocy medycznej.
- Ponadto nasza grupa spełnia funkcje zabezpieczające podczas imprez masowych – dodaje Sławomir L. Kaczyński, wiceprezes Podlaskiego Zarządu Okręgowego PCK, dzięki któremu i dofinansowaniu samorządu województwa dotarł do Łomży wart blisko 2 tys. zł fantom. Natomiast na wart cztery razy więcej defibrylator AED grupa pozyskała pieniądze od szczodrych łomżyniaków, pakując im zakupy w markecie Stokrotka.
Wśród wielu imprez masowych z udziałem GR PCK z Łomży były, m.in., pielgrzymka do Polski Benedykta XVI, uroczystości w Warszawie w pierwszą rocznicę śmierci Jana Pawła II, obchody w Licheniu beatyfikacji założyciela zakonu Michalitów, mecz Polska – Holandia i mecze ŁKS-u. Grupa pomaga też przy finałach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Grupę ratujących ludziom życie społeczników PCK tworzą: Przemysław Kowalewski, Wioleta Potrzebka, Wojciech Trzopek, Ewa Kowalewska, Krzysztof Lutrzykowski, Kamil Piwko, Damian Różański, Daniel Kowalewski, Ewa Mikołajczyk, Michał Roman, Alicja Godlewska, Karol Potrzebka, Małgorzata Żebrowska, Paweł Kaszuba, Krzysztof Hoffman, Dominika Wisełka, Katarzyna Plona i Jarosław Mystkowski.
Mirosław R. Derewońko