Jazda historyczna.
Wspominałem już chyba jak to prognoza pogody była uważana za jedyną dziedzinę dziennikarstwa nie podlegającą naciskom. Była, do momentu kiedy okazało się, że piszą ją koncerny piwowarskie. Okazało się bowiem, że wpływa to znacznie na wieczorne plany obywateli, a owe plany są związane również z wyjściem na małe jasne. Wśród nauk humanistycznych historia nigdy nie miała problemu z postrzeganiem społecznym. Bardzo często traktowana była jak ścierka do podłogi przez tych, którzy akurat robili porządki. Nikt też nie przejmował się mocno systematycznym podejściem do sprzątania. Czasami zamiatało się pod dywan, często ścierało białe plamy tam gdzie było akurat wygodnie. Tak na wyciągnięcie ręki. Niczym w kawalerskim mieszkaniu. Sprzątaczka, której się nie chce potrafi tak wysprzątać mieszkanie, że dopiero za kilka tygodni okaże się, że to była zwykła fuszerka. Kiedy już coś śmierdzi pod szafą.
Dopiero za kilka tygodni, miesięcy czy nawet lat poznamy skutki spotkania na Westerplatte. Putin przyjechał, opowiedział o historii. Może trochę inaczej niż dzisiaj uczą w naszych szkołach, może nieco innych słów oczekiwaliśmy. Może byłoby milej gdyby przeprosił, pokajał się trochę i potępił swoich poprzedników. Trawestując jednak dowcip o Stalinie – dobre i to, bo mógł zabić. Nikt, by się przecież nie zdziwił gdyby dzisiaj wybuchła III Wojna Światowa. Atmosfera przed spotkaniem była przecież gęsta i to nie tylko w polskich i rosyjskich mediach. Ludzie, szczególnie Polacy chyba, oderwali się – mam taką nadzieję – w większym niż zwykle stopniu od spraw dnia codziennego i spojrzeli na Westerplatte z większą uwagą. Nawet jeżeli nie podczas transmisji na żywo, to na pewno w serwisach informacyjnych stacji radiowych, telewizyjnych czy internetowych wydań. Zastanawialiśmy się mniej lub bardziej strwożeni czy nam paru frustratów tego dnia codziennego nie spieprzy. Putin, Kaczyński i Tusk – czyli ci, którzy nas najbardziej interesowali, zachowali się jednak jak rasowi patrioci. Każdy w miarę konsekwentnie pilnował racji swojego kraju. Trochę smutne tylko, że na jednego Rosjanina potrzeba dwóch Polaków. W dodatku oni tak na prawdę znacznie nie obiegają od siebie wzrostem. Trochę naiwny wydawał się tylko rosyjski premier. Zaproponował przecież, w pewnym momencie dwustronną współpracę w badaniach historycznych. Obiecał nawet, że jeżeli my otworzymy swoje archiwa dla Rosjan, to oni otworzą dla nas swoje. Wydaje się, że na Kremlu polecą niebawem głowy. Głowy tych, którzy zapomnieli poinformować Władimirowicza, że Polskie archiwa to od lat są już w Moskwie. Byliśmy też świadkami całkiem niezłego przemówienia polskiego prezydenta. O tym, że na prawdę było niezłe, może świadczyć chociażby fakt, że rzadko i niewiele mówi się o nim w mediach. Widocznie przyznanie racji Kaczyńskiemu ciągle nie jest mile widziane na salonach, a przyczepić się za bardzo nie ma do czego. Tymczasem postawienie tezy, że mord w Katyniu to zemsta za Cud nad Wisłą jest całkiem logiczne. Putin, jakby liczył na demencję. W artykule dla Gazety Wyborczej, o wymordowanych przez sowietów oficerach II Rzeczypospolitej wspomniał jedynie zwrotem „ofiary Katynia”. W ten sposób nie wyjaśnia się czytelnikowi co się stało, pisze w komentarzu rosyjski dziennikarz Igor Mleczin. Ktoś, kiedyś może pomyśleć, że wpadli pod pociąg.
Nie można jednak nie przyznać racji również tym, którzy mówią – dobrze, że doszło do spotkania. Na efekty trzeba będzie jeszcze poczekać, choć już dziś można zaryzykować kilka tez. Choćby biorąc pod uwagę stosunek większości dawnych aliantów i USA.
Niestety najbardziej prawdopodobna jest ta, że tak jak siedemdziesiąt lat temu, tak teraz i w przyszłości tylko Niemcy i Rosjanie będą zwracać na nas większą uwagę. I prędzej czy później znów wpadną z wizytą. Oby nie z powodu chęci pozostawienia po sobie kolejnych światowych rocznic.
Mariusz Rytel