Gazeta Bezcenna nr 222
O łomżyńskim rynku (Traktat naukowy inaczej)
Nauka – termin, z którym walczymy od najmłodszych lat. Już w przedszkolu przychodzi pani od rytmiki. Najbardziej przeżywają to ponoć ci, którzy w żłobku przechodzili trening czystości. Później nauka literek, cyferek, kilka wizyt u logopedy i człowiek ma nadzieję, że resztę życia spędzi na tańcach, hulankach i poswawoli z lekka, a to dopiero początek nauki.
Za początek nauki w ogóle, filozofowie uznają zdolność człowieka na postawienie sobie pytania „dlaczego?” i plotka ta trwa do dziś. W międzyczasie Sumerowie wymyślili pismo, Babilończycy rozwinęli matematykę, a Mezopotamczycy byli biegli w medycynie. Mieszkańcy Sarmatii wymyślili Rzeczpospolitą szlachecką, starożytni Brytowie Stonehenge, Galowie Asteriksa a Goci hełmy ze szpicą. Grecy od dawien dawna filozofują, co skutkowało w historii takimi pomysłami jak ten, że powietrze jest podstawowym pierwiastkiem świata lub to, że wszystko bierze swój początek z wody. Później świat opanowali Rzymianie, którzy wynaleźli prawo rzymskie i dzisiaj są utrapieniem studentów tej profesji. Po upadku imperium, naukowy prym wiedli Arabowie, którzy okazali się doskonałymi historykami, podróżnikami i astronomami, wszak to właśnie oni odkryli Gwiazdę Betlejemską i znakomicie się nią posłużyli. Europa w tym czasie żyła w wiekach średnich i średnio orientowała się w nauce, chociaż ponoć już w wieku XIII ludność zamieszkująca kraje germańskie propagowała monokl jako rodzaj użytecznej ozdoby, dzięki której można było rozpalić ognisko. Mieszkańcy kontynentu rozpędu nabrali dopiero w okresie wielkich odkryć geograficznych, a myśmy zapisali się wiekopomnym odkryciem Kopernika, który z kolei odkrył, jak podpowiedzieć Galileuszowi udowodnienie teorii heliocentrycznej. Później był Pascal, który odkrył hektopascale, Leibniz wspólnie z Newtonem odkryli równanie różniczkowe, a w międzyczasie ten pierwszy upichcił jeszcze pyszne maślane. W historii odkryć ostatnich kilku wieków przewijają się jeszcze takie nazwiska jak Fahrenheit, Morse, Skłodowska-Curie, Mendelejew, Einstein, Łukasiewicz czy Darwin, ostatnio Wolszczan, Mullis czy Wilmut. Jest jeden problem. Przemierzając całą tą czasoprzestrzeń od czasów, kiedy po raz pierwszy skrzesano ogień po odkrycie hiperjąder, nikt nie jest do końca pewien skąd się wzięły... piramidy. Dzięki ostatnim wydarzeniom w naszym mieście, odpowiedź jest prosta. Ze współpracy myśli techniczno architektonicznej Łomży i Białegostoku. Architekci z jednego z tamtejszych biur, na zlecenie, jedynego w swoim rodzaju, tutejszego ratusza, zdecydowali bowiem, że obok pomnika księcia mazowieckiego stanie całkiem spora piramida ze szkła. Takie są plany. Chodzi o księcia, który sprawił, że gród nasz jest miastem. Postać więc wielce zasłużona, ale o co chodzi z piramidą? Dlaczego i po co ma stanąć? Tego można się tylko domyślać. Kiedyś na stadionie XX-lecia, można było nabyć takie małe, które po przyłożeniu do policzka sprawiały, że ząb przestawał boleć. Przynajmniej tak obiecywał sprzedawca. Do tego, żeby przestały boleć zęby w całym mieście, potrzeba więc dużej piramidy. Idąc zupełnie w innym kierunku, kierunku obranym wcześniej przez starożytnych Egipcjan, można też stwierdzić, że to takie małe mauzoleum. Tylko po co, w takim razie wymieniać kostkę brukową na rynku? Przecież to już teraz jest plac czerwony! Być może w rzeczonej piramidzie ma powstać bar szybkiej obsługi albo supermarket... taki mały, ale zawsze? Koncepcja budowy szklanej piramidy w sercu zabytkowego starego miasta jest więc zawiła i istnieje podejrzenie, że sami pomysłodawcy nie do końca wiedzą do czego ma służyć i jak to wszystko, na tym etapie, wytłumaczyć. Podpowiedź przynosi oczywiście nauka. Na tym etapie najlepiej skorzystać z doświadczeń innych. Kiedyś rybacy znad jeziora Bajkał złowili niezłą sztukę, która od ogona do głowy mierzyła dwa metry, ale od głowy od ogona... pięć! - Jak to możliwe? Przecież to bez sensu! - napisali w rzeczowym dezyderacie do naukowców w Moskwie. Po kilkunastu miesiącach przychodzi odpowiedź. - Dziękujemy za doniesienia i gratulujemy zainteresowania nauką nad jeziorem Bajkał. W odpowiedzi informujemy, że radziecka nauka zna takie przypadki. Na przykład, od poniedziałku do piątku jest pięć dni, a od piątku do poniedziałku dwa.
- Piramidalna głupota! - ktoś może pomyśleć. A może idealna odpowiedź.
Mariusz Rytel