Gazeta Bezcenna nr 180
Jeszcze nigdy tak wielu nie interesowało się pracą tak nielicznych. Praca wiadomo, jest jednym z najwyższych dóbr człowieka, pozwala mu zachować godność osobistą, a dzięki niej jednostka może utrzymywać jasność i sprawność umysłu. Nie można nie doceniać również walorów przebywania w większym gronie. Wiadomo, że obywatel zsocjalizowany to obywatel bardziej cenny.
Jak już się takiego obywatela wychowa, to potem szkoda oddawać w obce ręce. Oczywiście malkontenci twierdzą, że nie ma pomysłu na zatrzymanie młodzieży masowo wyjeżdżającej do pracy zagranicą. Ale niech odpowiedzą sobie na proste pytanie: czy oby na pewno przedstawiciele owej młodzieży należą do PiS-u?! Popatrzmy tylko na takiego Kazimierza Marcinkiewicza. Cały kraj zastanawia się nad tym, gdzie będzie pracował były premier. Stare powiedzenie o tym, żeby się nie smucić, bo skąd się jest tam się wróci, pasuje może do Andrzeja, ale do Kazia nie. Trzeba byłoby coś wymyślić o fizykach, chemikach i innej maści pedagogach. No więc problem z byłym jest taki, że jego życiową rolą na pewno nie jest praca na roli. Czy były nadaje się do banku? Oto jest pytanie, nad którym zastanawiało się kilku członków rady nadzorczej, kilkunastu dziennikarzy, zapewne też kilka tysięcy akcjonariuszy, może z milion statystycznych obywateli i przynajmniej jeden komentator/felietonista, który ma tam konto i za wspomnienie o tym fakcie nie uzyskał nawet złamanego franka na spłatę kredytu. Jeżeli nie wyjdzie z bankiem, to może Marcinkiewicz zostanie szefem Lotosu. Na paliwie zna się całkiem nieźle, przynajmniej do momentu, kiedy jeździł prywatnym samochodem. Teraz wystarczy zaktualizować w postrzeganiu byłego premiera cenowy wymiar drogocennego płynu i na pewno znakomicie odnajdzie się w rzeczywistości petrochemicznej. Jako fizyk może znajdzie jakieś jądrowe pole do popisu. Koalicja zapewne z tego nie wyjdzie, ale konkluzja jest prosta, kto w partii, ten nie tylko nie jest przeciwko nam, lecz dodatkowo ma nieograniczone możliwości rozwoju intelektualnego, kariery naukowej i dobrze płatnej pracy. Dodatkowo dochodzi możliwość awansu zawodowego i pracy w przyjemnym gronie młodych, niekoniecznie kreatywnych osób. Jeżeli chodzi o języki obce, wykluczona jest grypsera, bo zabronił minister sprawiedliwości, ale reszta dozwolona, z białoruskim włącznie. Wymagana dyspozycyjność, a chcąc wyjechać za granicę i nie nocować na Heathrow, wystarczy podpisać odpowiedni dokument i basta. Oczywiście przyjmujący kontrasygnatę przygotowanego wcześniej zobowiązania współpracy bije się w piersi i zarzeka na wszystkich zmarłych z rodziny i tych, którzy się kiepsko czują, że nigdy za żadne skarby nie ujawni tych dokumentów. W ten sposób uspokojeni z rozszerzonymi horyzontami i pozytywnymi perspektywami rozwoju możemy udać się tam, gdzie nas oczy poniosą, a partia wspomoże. Wbrew pozorom taki scenariusz nie jest wcale totalnie abstrakcyjny. Pokazują to wielokrotne próby wyboru niejakiego Tołwińskiego na wicemarszałka województwa podlaskiego. Nie dość, że należy do partii, to jeszcze na dodatek ma poczucie humoru, bo nic nie robi sobie z tego, że nazywają go zdrajcą i renegatem z PSL-u. On owszem zmienił barwy, wstąpił do jedynie słusznej partii, ale tylko dlatego, że jedynie ta partia jest w stanie wstawić się za bezrobotnym. Tylko oni mogą obronić Tołwińskiego przed wyjazdem na Białoruś!
Mariusz Rytel