Na wywiadówce pokazano nam mundurki, które mają nosić nasze dzieci.
Opcje były dwie:
- marynarka z logo szkoły,
- kamizelka.
Kamizelki nam nie pokazano, bowiem "będzie taka jak marynarka". Za to marynarka? Hmm, jak to powiedzieć?
Więc tak:
Z cienkiego granatowego materiału uszyto wdzianko bez podszewki, a po lewej stronie ŻÓŁTĄ NITKĄ wyszyto nazwę i numer szkoły.
Najbardziej szokująca okazała się jednak nie proponowana nam opcja wybrana przez Radę Rodziców, ale cena proponowana przez producenta.
- kamizelka ok. 40zł,
- "marynarka" (wyżej opisane toto) - 60 zł.
Wiem, że w jednym z gimnazjów rodzice kupowali całe stroje (widziałam dziewczęcy: marynarka z plisowana spódniczką w szkocką kratę). Zapłacili za nie po 60zł. Za cały komplet.
Szkoła podstawowa nr 10 liczy co najmniej 1000 uczniów. Uważam, że przy tak dużej ilości dzieci ktoś powinien negocjować jakość oraz cenę. My, rodzice zostaliśmy postawienie przed faktem dokonanym, wyboru dokonała grupka osób, najwyraźniej niezainteresowana tym, w czym będą codziennie chodzić do szkoły dzieciaki.
Mam więcej niż jedno dziecko, mogłabym na nie wydać te 60 zł, ale niech to będzie strój dobrej jakości, taki, żeby nie trzeba było go po 2 miesiącach kupowac znowu.
Wzory stroju szkolnego będą przecież obowiązywały w szkole ciągle, czy może się mylę?
Osoba, która zaproponowała strój, będzie więc miała mozliwość zbierania zamówień w systemie ciągłym.
Czy na takie zamówienie nie powinien być ogłoszony przetarg?
Jestem pewna, że problem dostarczenia takiej ilości mundurków mógłby wzbudzić zainteresowanie nie tylko jakiegoś krawca w naszym mieście, ale może kogoś, kto potrafi zaoferować coś więcej, niż "prowizora" zaprezentowana nam ostatnio.
Przykre to bardzo, że nam, rodzicom - a przedew wszystkim naszym dzieciom wciska się byle co.