No, dobra. Idziesz do sklepu w przekonaniu że nie roznosisz żadnej zarazy, jednak: Według Twojej instrukcji - zakładasz rękawiczki przed wejściem do sklepu, później chwytasz tymi rękawiczkami klamkę sklepową, prowadzasz wózek sklepowy, dotykasz towarów które ktoś wcześniej wielokrotnie dotykał a nie czytał Twoich zaleceń. Taki towar - nawet w bezpiecznym opakowaniu ktoś na tę półkę musiał położyć, wcześniej przygotować do transportu, itd. Wychodząc z domu - załóżmy że mieszkasz w bloku: Dotykasz klamek, przycisków w windzie, przycisków na przejściach dla pieszych (o nich jakoś nikt nie pamięta). Wirus roznoszony jest drogą kropelkową, czyli zalecasz bezpieczną odległość między ludźmi którą ktoś określił jako 1-2 metry. Czy wystarczy? Skoro z dziesięciu metrów wyczuję dym papierosowy osoby która pali, smród brudnej odzieży jakiegoś klienta który był pół godziny temu w sklepie, albo zapach perfum ze stoiska na drugim końcu sklepu, to jaką mam pewność że nano-cząstki wirusa przestrzegać będą tej wytyczonej na dwa metry granicy? Ostatnio na zakupach rzuciła mi się w oczy pewna scenka. Klienci czekają w kolejce do kasy w odległościach zdeterminowanych przez naklejki na podłodze, kichająca pani za ladą wypróżniła nos w chusteczkę jednorazową, na dłoniach jednorazowe rękawiczki, którym jednorazowość minęła tydzień temu - sądząc po ich kolorze. Tak wygląda w pobieżnym przekroju nasze bezpieczeństwo. To co piszesz ma sens jedynie w wypadku przestrzegania
zasad przez wszystkich. Wystarczy że jedna osoba zrobi wyłom w tym murze i cały misterny plan obraca się w ruinę. Zupełnie innym tematem jest porażająca ignorancja płynąca z góry. Wybory za wszelką cenę... Mam rozumieć że na czas wyborów epidemia zostanie zawieszona, a inteligentny wirus grzecznie się podporządkuje i chwilkę poczeka? Z tym wirusem to jakaś ściema?
„Prawda jest największym wrogiem państwa.“
Joseph Goebbels.