poniedziałek, 16 grudnia 2024 napisz DONOS@
Polityka

 Nowy temat  |  Spis tematów  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Zaloguj   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWCÓW?

Od dłuższego czasu z niejakim zażenowaniem czytam artykuły umieszczane na portalu 4lomza.pl, co z resztą już wspominałem w innym temacie. Swoją szczególną uwagę zwracam na "felietony" pana Mariusza Rytela. Dlaczego? Felieton jest uznawany za kwintesencję publicystyki, przynajmniej przez moją skromną osobę. Dziennikarz podejmujący się tej trudnej formy powinien być nie tylko zwinnym publicystą sensu stricto, który myśli swe w sposób nie budzący wątpliwości prezentuje czytelnikowi, ale winien wykazać się dozą kuglarstwa. Kuglarstwo owo polega na tym, że cały artykuł podany jest w sposób lekki, zabawny oraz efektowny, a zarazem efektywny. To czym felietonista chce nas zwabić - kwiecistym stylem - nie może przysłaniać jego myśli. Oczywiście w tym miejscu nie śmiem twierdzić, że styl pana Mariusza jest kwiecisty, mówię o przypadku generalnym - pożądanym. Felieton zatem, jest formą bardzo trudną, ale także diabelnie ciekawą - dlatego czytam też te pana Mariusza Rytela.
W tym momencie następuje ów zgrzyt zażenowania - felietony pana Rytela są po prostu wyjątkowo słabe. Nie mówiłbym o tym, gdyby nie fakt, że są publikowane co tydzień, a ja co tydzień muszę rwać włosy z różnych dziwnych miejsc, w tym z tostera mojej babci, by wyładować frustrację, która pojawia się gdy zadaję sobie szereg następujących pytań. "Czy ludzie rzeczywiście chcą tych felietonów, czy pan Mariusz przejawia megalomanię podobną do pana Zenona Piechocińskiego?", "Czy słowo 'korekta' jest jeno egzotyczną hybrydą?", "Dlaczego czytanie tych felietonów sprawia taki trud?", "Może to ze mną jest coś nie tak?". I tak w koło, Panie Mariuszu. Część z tych pytań chcę zadać publicznie, chcę obnażyć swoje żale, by Pan, Panie Mariuszu, był świadom jak wielką krzywdę wyrządza Pan co tydzień językowi polskiemu, braci dziennikarskiej - ponieważ chce Pan stawać w jednym szeregu z 'felietonistami', oraz czytelnikom, u których czytanie Pana felietonów wywołuje reakcję podobną do tej jaka towarzyszy posłyszeniu zgrzytu paznokci po tablicy.
Gdyby felietony publikowane w tym miejscu (a mam na myśli portal 4lomza.pl) były po prostu słabe tak, jak słaby jest co trzeci felieton Pana Najsztuba w "Przekroju", to dałbym sobie spokój. Słabość jednego z Panów wynika z tego, że czasem wybierze niezbyt chwytliwy temat i poda go tak, że ni mnie chłodzi ni grzeje. Drugi natomiast, żadnego tematu nie potrafi podać tak, by podczas pierwszego pobieżnego przejrzenia tekstu zrozumieć o co chodzi. I tu nie chodzi o mą ułomność - której w pełni jestem świadom, tu chodzi o niespójność tekstu, błędy składniowe, stylistyczne i interpunkcyjne, urwane myśli, manierę do używania "mądrych słów", które świadczyć mają o elokwencji felietonisty, a w rzeczywistości powodują zamęt i nie zawsze są użyte zgodnie z przeznaczeniem. Mam nadzieję, że obaj Panowie rozpoznali swój portret widziany moimi oczami. Oczywiście abstrahuję od faktu, że pan Najsztub zapewne tego nie przeczyta.

Na pierwszy ogień pójdzie interpunkcja oraz błędy stylistyczne. Ewentualnie będę wspominał o innych rzeczach. Przeanalizuję parę ostatnich felietonów. Sam przyznaję się do błędów, chociażby interpunkcyjnych. Niestety to, co prezentuje pan Mariusz przekracza wszystkie - nawet te niepisane granice. Przykłady z omówieniem:

<Artykuł "Polityczny masochizm" 11 maja.>
"To be or not to be – oto jest pytanie, nad którym zastanawiał się bohater Shakespeara i jednocześnie kolega innego, nie mniej sławnego na ostatnich pisemnych maturach z polskiego Makbeta."

Już sam wstęp artykułu budzi mój niesmak. Po kolei. Kim jest ów "inny", który jest popularny na ostatnich maturach z polskiego Makbeta? Kim jest ów "polski Makbet"? Rozumiecie sens tego zdania? Brakuje przecinka, lecz gdy przecinek się pojawi (tak, przed "Makbeta") sens zdania dalej pozostaje płynny. Bo wtedy powstają kolejne pytania: Czy to Hamlet jest autorem pytania i jednocześnie kolegą Makbeta (a raczej wiemy, że nie)? Czy może jednocześnie nad tym pytaniem zastanawiał się kolega Makbeta? (raczej też nie)
Panie Mariuszu, redaguje Pan tak swoje teksty, że nie sposób nie mieć wątpliwości co do sensu, a natknięcie się na takiego koślawca skutecznie wytrąca z czytania. Szczególnie gdy brak tam przecinków.

Czytamy dalej:
"Podobnie jak za czasów funkcjonowania w fikcji literackiej obu tych panów i ich autora, również dzisiaj pytanie to pozostaje aktualne."

Sens powyższego zdania jest następujący:
Obaj wspomniani bohaterzy (Hamlet i Makbet) funkcjonowali w fikcji literackiej (a samo 'funkcjonowanie...." jest niefortunnym wyrażeniem) i już nie funkcjonują (nie istnieją), bo później niejako w opozycji stoi, że wbrew temu co się może wydawać pytanie to-be-or-not-to-be jest aktualne. Zatem napisał Pan, że czas funkcjonowania fikcji literackich jest skończony. Co więcej, wrzucił Pan, Panie Mariuszu, Shakespeare'a (jeżeli nie wie się jak odmieniać nazwiska zagraniczne to proszę spolszczać, ponieważ w pierwszym cytacie popełnił Pan błąd którego ja się wystrzegłem) do fikcji literackiej, w której funkcjonował a już nie funkcjonuje - innymi słowy - wrzucił go Pan w niebyt. Jak domyślam się miał Pan na myśli to, że pytanie było aktualne za czasów autora, a nie w czasach funkcjonowania (sic!) autora we własnej fikcji literackiej. Idąc dalej, używa Pan zaimka 'ich' i wskazuje Pan nim na "obu tych Panów" - wtedy gdy się nad tym zastanowimy, wyrażenie ma sens taki, że Shakespeare jest 'autorem tych panów'- a to wieje po raz kolejny brednią. Niestety, nie umie Pan, Panie Mariuszu, przejrzyście wyrażać myśli (o czym więcej zaraz), do czego chcę Pana przekonać.

Dalej musiałbym cytować praktycznie cały artykuł, by pokazać jak wielu przecinków brakuje, co sprawia, że tekst jest niespójny i trudno ‘czytliwy’. Można go dwojako rozumieć, a brak przecinków mści się powstaniem takich bredni jak powyżej.

Dalej:
"Nie wystarczy jednak „być”. A i to „mieć” często ironicznie dodawane w kontekście wykorzystywane jest dziś jako slogan."

Samo użycie 'A' na początku zdania jest raczej błędem, bo łączy ono zazwyczaj zdania bądź ich części, jest to spójnik. Poprawniej jest łączyć dwa zdania 'a' po przecinku. Oprócz tego, jak zwykle brakuje przecinków, zdaje się, że dwóch.

Dalej:
"Dochodzimy jednak do nieodpartego wrażenia, że większość pucybutów kombinuje jak by tu ukręcić komuś pierwszy milion. Przykład idzie z góry. Najlepiej jest pożyczyć, może to być bank, sąsiad lub kolega, którego chcieliśmy już dawna spisać na straty. Suma pożyczona musi być o jakieś kilkadziesiąt tysięcy dolarów wyższa."

Pomijam kwestię literówek i przecinków, bo znów brakuje tych drugich. Ale, ale, powstaje pytanie: Ta suma pożyczona, to musi być o kilkadziesiąt dolarów wyższa od czego? Od sąsiada, czy od strat? A może od tego miliona dolarów? Na pierwszy rzut oka nie jest to jednoznaczne.

Dalej jak zawsze, jest popis przestankowej ignorancji, pojawia się już wspomniane przeze mnie 'A' na początku zadania oraz parę wątpliwego sensu stwierdzeń.
Doceniam grę słów, Panie Mariuszu, także nawiązania do byłych już wydarzeń, lecz z moich obserwacji (i nie tylko moich) mogę wyciągnąć następujący wniosek: Felietony pisze Pan "na chybcika" i są one odwzorowaniem dość nieuporządkowanych myśli, po takim szybkim napisaniu czyta go Pan raz i gdzie się da, upycha Pan te zabawne odniesienia, które świadczyć mają o erudycji, a są takim mrugnięciem oczka do czytelnika. Niestety, jest ich przesyt, a co więcej są mało zabawne i nie rozumiem też, czy do końca przemyśla Pan ich funkcje. Są to raczej tanie, tandetne chwyty. Brakuje rzetelnego redagowania. Przykład:

"Przynajmniej do końca kadencji będziemy mogli wyśpiewać, a nawet i zatańczyć tylko tam gdzie sami będziemy chcieli, a nie tam, gdzie ktoś inny będzie chciał nam zagrać. Jakby coś nie szło po naszej cynicznej myśli, to i tak możemy poinformować o posiadaniu bezpośredniego numeru telefonu do ministra sprawiedliwości, który wstawi się za nami grzesznymi. Numer do ministra znają wszyscy, chociaż nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Dał nam przykład Leszek Miller jak wykręcać mamy już kilka ładnych miesięcy temu. Najpierw trzeba wybrać „0”. Później oczywiście numer kierunkowy do Warszawy, a dalej jakoś to będzie. Gdyby nie było, to trzeba zaryzykować i prosić o podstawienie jakiejś limuzyny, która dowiezie nas wprost do celu. Może jeszcze się złapią na ten numer. Oczywiście wielu pewnie zadaje sobie pytanie, czy to jest miłość czy to już kochanie do polityki i jak bardzo trzeba być zdeterminowanym, żeby wybory wygrać."

Mamy tu odniesienia do (w kolejności występowania): b. prezydenta Kwaśniewskiego (ws. komisji R.), afery straszenia komornika przez posłów Samoobrony, Mazurka Dąbrowskiego, Zbigniewa Ziobry (komisja R.), Tadeusza Rydzyka (prowokacja Faktu) oraz do Mickiewicza - trochę niefortunnie bo tam podmiot zadawał sobie pytanie tęskniąc, a tu nie wiemy za czym politycy mieliby tęsknić.
Jeżeli coś pominąłem to przepraszam, ale upycha Pan takie "mrugnięcia okiem" gdzie się da i można tego nie zauważyć, bo ma się wciąż zamknięte oczy. O co mi chodzi? Jak już mówiłem, ja takie rzeczy bardzo lubię, ale w pewnym umiarze. Zobaczy Pan - dla ludzi, którzy nie są na bieżąco z wydarzeniami i nie śledzą ich, będzie to tylko taki bełkot (będą sobie zadawać pytanie "O co chodzi?") i nie spełni to swojej funkcji, z kolei dla ludzi obeznanych tak samo jak Pan, bądź lepiej - i mówię tu m.in. o sobie, takie stężenie owych odniesień będzie co najmniej komiczne i żałosne, a o ich autorze będę myślał jak o kimś kto na siłę chce pokazać jaki to jest obeznany i fajny. Gdy chodziłem jeszcze do liceum to takich ludzi zwykło nazywać się "pozerami", notabene gdy chodziłem do podstawówki, 4 błędy interpunkcyjne liczono mi jako 1 ortograficzny i z tego powodu dostałem parę jedynek mimo, że błędów ortograficznych nie popełniam. Patrząc wstecz, to chyba dobrze.

Dalej:
"Co jednak z tymi, którzy na salonach i poza nimi zrobili już ogromną karierę. Dziś chcą to be trendy. W tym przypadku nie satysfakcjonuje nas byle jaka moda, którą szpanują wszyscy dookoła. Trzeba się wyróżniać. W taki oto sposób polityczni magnaci chcą uzyskać jeszcze większe pole do poparcia."

Zamiast "to be trendy" lepiej byłoby "być trendy" - znaczy to samo i jest czytelniejsze. Również niefortunnie używa Pan sformułowania "pole do poparcia". 'Pole' istnieje w takich związkach jako metafora dziedziny działania. Zatem gdy mówimy 'Mam pole do popisu', to znaczy, że mam sposobność się popisać. Jeżeli mówimy "chcą uzyskać pole do manipulacji" to znaczy, że chcą (oni) mieć sposobność manipulowania. Natomiast gdy mówimy "chcą uzyskać pole do poparcia" to oznacza to tyle, że oni chcą coś/kogoś poprzeć, a nie jak Pan chciał powiedzieć (co można wywnioskować po analizie tekstu) - że magnaci chcą zdobyć większe poparcie. Gdyby było "pole do bycia popartym" to bym się zgodził, mimo, że brzmi średnio.
Takich niedoróbek jest więcej i wynikają z nieświadomości używanych słów oraz związków wyrazowych. Polecam korektę. Mniej wrzucanych zabawnych odniesień upychanych "gdzie wlezie" o politykach, papie Leppera (ostatnio przez Pana uwielbianej), a więcej zastanowienia się nad tym czy czytelnik zrozumie o co mi chodzi, i czy ja wyrażam się w sposób zrozumiały. Bo przyznajmy - Pana styl jest chaotyczny, a ilość pojedynczych zdań, które nic nowego nie wprowadzają do głównej myśli, jest zatrważająca.

Następny artykuł:
<"Sen to zdrowie!" 18 maja.>

Znowu porażka na wstępie:
"I cokolwiek by ktokolwiek tu nie napisał ku uciesze czytelnika, to i tak nie przebije efektu zdjęcia zamieszczonego na pierwszej stronie niniejszego pisma. Trudno też zrejterować przed niedoścignionym wyrazem fotografii. Rękawice podjąć trzeba, chociaż jest wiosennie i sennie, i chętnie człowiek by się zdrzemnął po, a nawet przed robotą."

Niniejszy - czyli przed chwilą wymieniony, ten tutaj. Ja niestety nie widzę tu żadnego tytułu pisma do którego mógłby Pan się odwołać (pewnie ma pan na myśli "Gazetę Bezcenną", ale czytając felieton w internecie nie mogę tego być pewien, swoją drogą zastanawiam się czemu "Bezcenna" uzurpuje sobie prawo do nazywania się "Gazetą" skoro ukazuje się raz na tydzień, a nie 7-2, jak widzimy nieznajomość terminów powszechnie króluje).
"Mądre słowo" - 'zrejterować', w poprzednim artykule były to 'girlandy' oraz 'gremium'. Właśnie tu i ówdzie wplatając takie ładnie brzmiące słowa chce Pan wejść w łaskę czytelników, jako elokwentny erudyta naturalnie. Myśli Pan, że faktycznie to się Panu udaje? Niestety nie, dla mnie - kogoś, kto nie musi sięgać po słownik widząc te słowa, po raz kolejny jest to tylko wytrącenie z tempa czytania (bo się zastanawiam "Czemu nie uciec, czemu nie grono, jaki jest cel?", nie można prościej?), co więcej, niech Pan sobie wyobrazi tych, którzy mimo wszystko nie wiedzą co te słowa oznaczają - oczywiście gdy ktoś się jakiegoś nowego nauczy to bardzo dobrze, i dla niego, i dla Pana. Zgrzyt powstaje gdy jest ich przesyt, a czytający co rusz jest wytrącany z przyjemnego czytania artykułu (a powinno Panu zależeć, żeby tak się nie działo). Gdy wczytamy się w inne artykuły to znajdziemy parę takich ładnych egzotyków cieszących zmysł estetyczny, ale nie do końca pragmatyczny.

Co więcej, rzuca się/podejmuje rękawicę (jedną) a nie parę rękawic, tak to funkcjonuje jako związek frazeologiczny. Pan po raz kolejny wykazał się ignorancją i nieznajomością, na którą ja sobie nie pozwalam pisząc bloga. Bo gdyby pisał Pan słabej jakości bloga i umieszczał na nim co tydzień takie felietony to myślę, że i forma, i treść, i ilość błędów nie przeszkadzałyby tak, a nawet można by powiedzieć, że to wszystko jest spójne, tu niestety tak nie jest.

Dalej:
"Zawsze byliśmy narodem, który lubował się w posiadaniu spokoju ponad wszystko. Największym przedstawicielem tego gatunku jest oczywiście Kochanowski, który pisał o wsi spokojnej, a jednocześnie wesołej w swej wegetacji."

Po raz kolejny używa Pan zaimka, ale nie do końca wiadomo do czego się odnosi. Chodzi mi o "tego gatunku". Czy "tym gatunkiem" jest nasz naród, czy "naród, który lubuje się w posiadaniu spokoju ponad wszystko"? Mniemam, że chodziło o to drugie. Ale to nie jest jednoznaczne. Następne zdanie jest kompletnie bez sensu, nawet z punktu widzenia średnio rozgarniętego licealisty - bo raz - ma się praktycznie nijak do treści poprzedzających jak i następujących, dwa - trudno Kochanowskiego zakwalifikować jako największego przedstawiciela gatunku ludzi co "zachowują spokój ponad wszystko", oczywiście po cyklu trenów, a w szczególności po przeczytaniu tych zaliczanych do apogeum bólu. Mistrz spokoju - bo pisał o spokojnej wsi. Niezbyt trafne rozumowanie, jak większość Pana postmodernistycznych nawiązań, cóż, jak to mówią "licentia poetica".

Dalej:
"Zaczerpnęliśmy trochę tego renesansu od starożytnych obcych."

Nie za bardzo wiem, czemu mówi Pan "tego renesansu". Czy ma Pan na myśli "kierunek w wierszach polegający na pisaniu o wesołej wsi" czy może o "odrodzenie tego nurtu - pisania o wesołej wsi".
Jeżeli chodzi Panu o pierwsze - to śmieszne wydaje się, że renesans zaczerpnęliśmy z dalekiej przeszłości. Jeżeli drugie - to, może to moja niewiedza, ale kiedy ów nurt sielankowatości w Polsce istniał wcześniej i upadł po to by się odrodzić (patrz znaczenie słowa 'renesans')? Jak by na to nie patrzeć, słowo renesans zostało użyte niefortunnie - budzi to wiele wątpliwości i przeszkadza w odbiorze.

Dalej:
"Od Terencjusza, który wypracował idealną wymówkę na każdą okazję i dla wieku pokoleń, w postaci powiedzenia „Nic co ludzkie nie jest mi obce”."

Tu kolejna literówka, zdaje się, że winno być 'wielu' pokoleń. A literówek jest dużo więcej, dlatego powtarzam: korekta i rzetelne redagowanie tekstów. Zrzucenie paru rażących błędów, które wymienię i wymieniłem (w tym interpunkcji), na karb literówek będzie jednak nieuczciwe i nieprawdziwe - bo takiej ilości mogą wynikać tylko z niewiedzy i olewactwa, nie z przypadku.

Dalej:
"Facet zasnął w południe na środku drogi w traktorze. I co z tego?! Ma głęboko pod powiekami starożytnych myślicieli, renesansowych piewców, a nawet aktualną sytuację polityczną w kraju. Kto bowiem nie miał nigdy ochoty przespać się w robocie niech pierwszy odpali mu ten traktor."

Ja już oczywiście pomijam brak przecinków tam, gdzie nie powstają absurdy jak w pierwszym artykule, bo stracilibyśmy wiele czasu gdybym tego nie robił.
Po raz kolejny kłania się częściowa nieznajomość używanych "mądrych słów".
"Piewca" nie jest synonimem "poety". "Piewca" występuje zawsze z wyrazem (najczęściej rzeczownikiem) mówiącym o czym poeta pisał. Oczywiście każdy poeta jest piewcą czegoś, a każdy piewca czegoś (nieważne czego) jest poetą, z definicji. Natomiast 'piewcą' czego ów jegomość jest, musi być powiedziane, inaczej jest to błąd. Winno być zatem ew. 'piewców szczęścia'. Doceniam fakt, że w artykule z 25 maja, tego błędu już Pan nie popełnił. Ach, i te wspaniałe nawiązanie do słów Jezusa, winszuję pomysłu.

Dalej:
"Warkot niezbyt często serwisowanego silnika „sześciesiątki” może poderwać do lotu większość ptactwa żerującego w rozlewiskach Narwi, a bez tłumika to nawet białoruskie siły powietrzne."

Żeruje się w lesie, w borze, od biedy w polu/ale i na polu, nawet w paśniku, ale 'na' rozlewiskach, nie 'w'. To tak jak z czasownikiem 'pracować' - w polu, na polu, w lesie, w domu, na dachu, na tarasie, na drzewie, na rozlewiskach. Nie 'w'. Szanujmy ten piękny język i nie kaleczmy, szczególnie gdy jesteśmy publicystami - tymi co pisać składnie, ładnie i poprawnie, ku uciesze gawiedzi, umiemy.
Złego używania zaimków i przyimków jest więcej, aby się nie rozwodzić, pomijam niektóre przykłady gdy skóra mi cierpnie.

Dalej artykuł zachowuje się tak samo jak reszta stworzonych przez pana Mariusza. Jest niespójny, dużo jest niedokończonych myśli, stylistycznie jest marnie, zapomina się o przypadłości języka polskiego jakim jest szyk przestawny - który w wielu przypadkach pomaga klarowniej uzewnętrznić myśli.
Pomijam nieudolność stylistyczną wynikającą z nieznajomości konstrukcji, jak np. podczas pisania zdania:

"Gazety i kierowcy wprawdzie wieszali na ministrze psy za to, że przespał unijne pieniądze na budowę dróg."

Gdzie jest 'ale'? Gdzież ono się podziało? Partykuła 'wprawdzie' musi istnieć w zdaniu wraz z kontrastującym 'ale' bądź 'lecz'. Inaczej jest to błąd!

Szybciutko wrócę jeszcze do wcześniejszego artykułu <Rzeka narzekań, 4 maja>, postaram się nie rozwlekać. Jest tam jednak coś, co wprawiło mnie w dobry humor. Pan Mariusz pisze:

"Ostatnio narzekamy, że zbyt dużo młodych Polaków wyjeżdża z kraju do Wielkiej Brytani."

Zatem mamy Wielką Brytanę. Wielka Brytana jest jedną z wysp archipelagu brytyjskiego, gdyby ktoś nie wiedział.
Niedawno, MW z Pomorza popełniła podobny błąd (http://sznik.jogger.pl/2006/05/17/religa-na-maturze/) - oczywiście tłumaczono się chochlikiem, chcieli napisać 'religii' wyszło 'Religi', dwa razy.

Dalej standard - katastrofa stylistyczna, czyta się z wielkim trudem., bo roi się od typowych dla Pana błędów.

No i ostatni artykuł:
<Fotograf twój wróg, 25 maja>

"Nie minął tydzień i znów człowiek musi bronić człowieka. W ubiegłym tygodniu zasnął człowiek w traktorze. Niewątpliwie jest rzeczą ludzką nawet to, że spał w pracy, ale i tak winien jest ten, kto robił zdjęcia i śmiał sprawę upublicznić. Dzisiaj znów przychodzimy z pomocą humanistom, których oburza upublicznienie zdjęcia niejakiego skryby sejmowej komisji sportu, który był świętował nadejście wiosny w Augustowie."

Pal licho powtórzenia, pal tego skrybę! Ale ten czas zaprzeszły. Panie Mariuszu, żenada na całego. Ja wiem, że używanie czasu zaprzeszłego jest modne, i fajne, i ciekawe. Kazik Staszewski w felietonach do Gazety Telewizyjnej (dod. do Wyborczej) nadużywał był go, to był taki celowy zabieg stylistyczny dzięki któremu felietony tego wykonawcy uzyskiwały swoistą wyrazistość. Ja wiem po co się czasu zaprzeszłego używa, ale Pan niech to zostawi w diabły, bo robi Pan to najwyraźniej bez celu i to na wpół błędnie.
Czas zaprzeszły ma formę <czasownik odmieniony w danej osobie> <być odmienione w trzeciej osobie>. Pan zastosował zmianę szyku, no, znów niefortunnie, bo taka średnio może istnieć w tym przypadku. Zachęcam, żeby Pan zmieniał szyk w większości zdań tak, by w końcu były zrozumiałe, lecz nie przy zaprzeszłym. Dobrze wiemy, że samo jego używanie jest archaizacją i zabiegiem stylistycznym, owszem forma 'był spotkał' czy 'był widział' była używana np. przez Tetmajera, czy jakichś staropolskich pisarzy, lecz teraz jest raczej uważana za formę niepoprawną. Ma to swoje poparcie w tym skąd ów czas jest wzięty. Jest to pochodna języków germańskich (w tym angielski i niemiecki) w których szyk wyrazowy jest jasno narzucony. W angielskim (Past Perfect) jest to np. I had seen (widziałem był), You had seen (widziałeś był). Szyk słowa modalnego i czasownika właściwego nie może być zmieniony. Podobnie jest u nas (mimo, że u nas, w przyjętym wzorze jest najpierw czasownik główny a później słówko modalne) - lepiej nie zmieniać szyku. Przynajmniej dziś lepiej nie zmieniać, bo powtarzam - dawniej np. 'był powinien' i 'powinien był' było równorzędne. Teraz się od 'był powinien' raczej odchodzi i zaprzeszły istnieje raczej w formie <czasownik odmieniony w danej osobie> <być odmienione w trzeciej osobie>. Lepiej pisać tak, by nie było wątpliwości.

Dalej:
"Wiosna, oprócz swoich przepięknych uroków, niewątpliwego wpływu na libido człowieka i różnic programowych w stosunku do innych pór jest do nich w dość istotnej kwestii bardzo podobna. Otóż podobnie jak zimą, latem czy jesienią również wiosną występuje noc i dzień."

Jeżeli się wczytamy to zauważymy, że brak przecinków zatraca sens właściwy wypowiedzi i razi! Razi!

Dalej:
"Gazeta relacjonuje jak zaniepokojony nadejściem równonocy z dniem majowym protokolant postanowił zrównać się z ziemią przy okazji opuszczania pubu."

Równonoc jest jasno określona, jedna jest wiosenna, druga jesienna, jedna jest 20/21 marca, druga 22/23 września. Nie ma czegoś takiego jak 'równonoc z dniem marcowym'. Gdyby zakładać, że brakuje tam gdzieś przecinka to nawet wtedy istnienie jakiejkolwiek równonocy w maju nie ma sensu. To noc nadeszła, nie równonoc. Pora, w której noc zastępuje dzień to zmierzch. I wątpię w to, że protokolant z postanowił zrównać się z ziemią (tak z własnej woli), dlatego też, znów zarzucam Panu niefortunność w doborze wyrazów.

Dalej:
"Przez kilkanaście metrów siły odśrodkowej, powodowanej pracą kończyn dolnych w walce z ziemską grawitacją protokolant runął na ziemię."

To brzmi jak humor z zeszytów szkolnych. Nie dość, że źle brzmi stylistycznie to jeszcze jakieś fizyczne brednie stara się Pan uskuteczniać.

"Przez kilkanaście metrów siły odśrodkowej" - przez kilkanaście metrów jej działania? Tak?
Siła odśrodkowa istnieje tylko i wyłącznie wtedy gdy mamy ruch obrotowy. Jeżeli pisze Pan, że siła została spowodowana przez pracę (sic!) kończyn dolnych w walce z ziemską grawitacją, to śmiem twierdzić, że na fizyce zbijał Pan bąki. I na polskim również.
Jedyna siła odśrodkowa jaka działa w układzie Ziemia - protokolant to siła powodowana przez ruch obrotowy Ziemi (i działa na protokolanta) i wynosi ona m*R*(2*pi/T)^2 gdzie m - masa protokolanta - jakieś 90kg, pi = 3,1415....., R - odległość od osi obrotu - na równiku jest to 6.37*10^6 m oraz T - okres obrotu Ziemi czyli niecałe 24h co daje prawie 86400s. Pomijam fakt, że składowa prostopadła (do pow. Ziemi) siły odśrodkowej jest niwelowana przez przyciąganie grawitacyjne, które jest wielokrotnie wyższe od siły odśrodkowej, dlatego jej nie czujemy. Ale to nie zmienia faktu, że tam nie było żadnej siły odśrodkowej spowodowanej działaniem nóg! Toż to brednie kompletne. Pewnie uwzględnił Pan także efekt Coriolisa tworząc to niepoprawne merytorycznie i składniowo zdanie, a ja nie potrafię tego dostrzec, nie wiem. Po prostu nie rozumiem. Jeżeli chodzi o fizyczne pojęcie pracy to stojąc, nie wykonujemy jej. I jak na Boga pojawiła się siła odśrodkowa powodowana pracą nóg? Salta bez przerwy robił? Przepraszam, to przewyższa moją zdolność percepcji.

Dalej:
"Turyści zażywający błotnych kąpieli i ochwacone konie wiedzą, że woda wyciąga. Ale żeby aż tak wciągać człowieka. Mało w tym wszystkim ważne, że facet runął papą (przp. Red. Leppera) w glony. Że gdyby nie fotografowie, to by tak doczekał nadejścia zejścia. Ważne, że te hieny, te lamparty wyciągnęły go z wody, wcześniej obfotografowawszy, a później nagłośniwszy sprawę."

Kolejny fragment niespójny. Co oznacza, że woda wyciąga? Jak to się ma do "aż takiego wciągania człowieka"? Nie rozumiem zupełnie sensu tej wypowiedzi. To jest strasznie pogmatwane i niepojęte. I jeszcze te ochwacone konie, co one mają do tego? (po raz kolejny chęć błyśnięcia?). Takie fragmenty najbardziej mnie drażnią, taki bełkot, błędy składniowe, stylistyczne. Literówka też się wkradła (a miało być tak śmiesznie). "Że" użyte na początku przedostatniego zdania też jest błędem, bo 'że' na początku zadania używa się w zupełnie innych okolicznościach. Większość każdego artykułu to takie niespójne fragmenciki, które czytam z wielkim bólem.

Dalej:
"Zaufanie do fotografów ogromie spadło, niezależnie od casus'u traktorzysty, czyli faktu, że protokolant brał udział w wizycie roboczej."

I tak jak Pan nie umiał odmienić Shakespeare'a (gdy nazwisko ma samogłoskę na końcu, dodajemy apostrof i odmieniamy wg zasad polskich np. Davida Bowie'go ale Andreasa Goldbergera) tak tu wyłożył się Pan na polskim słowie łacińskiego pochodzenia. 'Casusu', to samo co 'kazusu'. Będzie Pan łaskaw odnotować.

Dalej:
"Nawet taki fotograf, który robi zdjęcia do dowodów może nas wpuścić w rabarbar."

Znacznie bardziej wolę 'maliny' i 'kanał'. Swoją drogą, czemu rabarbar a nie kocia mięta albo szałwia. Co rusz natykam się na fragmenty w których dał Pan upust swej wenie twórczej, ale w żaden sposób nie koresponduje to z myślą artykułu, nie pomaga przezeń przebrnąć.

Dalej:
"Dzisiejsza technika pozwala bowiem usunąć z fotografii wszystkie skórne niedoskonałości. Skoro tak, to zapewne działa to w drugą stronę. Tylko czekać jak do laski marszałkowskiej wpłynie projekt ustawy, żeby w tego typu zakładach montować jedynie fotoradary. Większość kierowców wie, że te niebywale humanitarne urządzenia spełniają swoje zadanie, nie uwieczniając twarzy. Tylko w ten sposób człowiek będzie mógł wyjść z takich i innych przypadków z twarzą."

Okropny bełkot, żeby go zrozumieć trzeba wielokrotnie przeczytać i zrobić szereg założeń, które są spójne z myślą pana Mariusza (a spójność jest tu też tylko założeniem). W jakiego typu zakładach? To też jest pytanie. Nie umie Pan, Panie Mariuszu odwołać się do poprzedniej treści, swoich myśli (co już pisałem). Nie wymienił Pan o jakie zakłady Panu chodzi. Fotograficzne? Zakład pracy - gazeta? Wielką zagadką pozostaje dla mnie dalej to, co Pan miał na myśli mówiąc o tych fotoradarach. Z niesamowitą lekkością wychodzi Panu wywołanie konsternacji, a nijak nie wychodzi Panu wywołanie u czytelnika zadowolenia z dopiero co przeczytanego artykułu.




Błędów, które wymieniłem i zaklasyfikowałem do paru typów jest dużo, dużo więcej. Z przyzwoitości nie przytaczam dalej przykładów.
Przez owe błędy, jak też nieznajomość tematu o którym Pan pisze, a koniecznie chce się Pan tą 'znajomością' pochwalić, z felietonu - lekkiej, zabawnej formy tworzy się ciężkostrawne, chaotyczne wypracowanie gimnazjalisty. Chcę Panu to uświadomić - bo najwyraźniej nie jest Pan świadom swych błędów, że one rażą moje poczucie estetyki i obrażają moją inteligencję. Skoro permanentnie tworzy Pan teksty z okropnymi błędami i puszcza Pan je w obieg, to może czas pomyśleć o rebrandingu, bądź korektorze (gdy będzie Pan już świadom tego co staram się tutaj wywlec), który sprawi, że felietony będą nadawały się do czytania, że nie będą drwiną z publicystki, języka polskiego, ogólnej wiedzy. Felietony Pana autorstwa czyta się zgrzytając zębami, wydają się być wymęczone, pisane bez pomysłu, polotu. Sprawia mi także trudność zgodzenie się na kaleczenie języka, na powielanie złych nawyków przez osoby, które czytają Pana felietony, bo słowo pisane ma dużą nośność, szczególnie gdy znajduje się ono w stałej rubryce - a tworzy je 'ktoś' - dziennikarz. Boję się, że niektóre konfabulacje, struktury gramatyczne itd. zostaną uznane za pewien dogmat przez ludzi mniej wprawnych w ocenie publicystyki. Boję się tego, że istnieje zgoda na felietony Pana autorstwa w takiej formie - niszczącej i prymitywnej. Nawołuję do tego by ten portal był profesjonalny, żeby człowiek 'z zewnątrz' nie natykał się na takie kwiatki, żeby nie musiał mówić "Ale dziś żenujący artykuł czytałem na tej badziewnej stronie". Ten swój powyższy półlist otwarty kieruję do Pana, Panie Mariuszu, a także do osób, które czytają Pana felietony, chcę poznać ich zdanie, chcę dowiedzieć się czy nie jestem odosobniony w moim przekonaniu (może błędnym) o słabym poziomie powyżej cytowanych artykułów.
Z pozdrowieniami, życzeniami dobrej publicystyki oraz pomyślnych wiatrów przy tępieniu błędów.

Łukasz Babiel, krytyczny czytelnik

PS. Wszystkie zacytowane przeze mnie artykuły znajdują się na stronie:
http://www.4lomza.pl/index.php?k=180, a zasady o których mówię znajdują się m.in. w słownikach dostępnych na stronie http://www.pwn.pl, a także w każdym innym słowniku poprawnej polszczyzny.



Odpowiedz na tę wiadomość
 
Re: Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWCÓW?

Ja ostatnio tez miałem neta z vectry przyznam ze nie narzekałem chociaz predkosc 128 kb., a teraz mam z introlanu i za predkosc 512 płace mniej wiecej tyle samo.

pamietaj wybiorcza michnika kupujesz ? zydo-bolszewie w polsce utrzymujesz
powiedz stanowcze nie dla hasbary!!!

Odpowiedz na tę wiadomość
 
Re: Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWCÓW?

moze tu powinnismy wypisywac swoje pomysły na dofinansowanie łksu w tak waznym momencie.:] jest naprawde durzo mozliwosci;]

wybiorcza michnika kupujesz ? zydo-bolszewie w polsce utrzymujesz!

http://www.kronikanarodowa.com http://kronikanarodowa.com

Odpowiedz na tę wiadomość
 
Re: Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWCÓW?

wiesz jakos na błedy niezwracam juz uwagi tylko na początku jak miałem neta zwracałem na to uwagę;]

Zbych

Odpowiedz na tę wiadomość
 
Re: Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWCÓW?

"wiesz jakos na błedy niezwracam juz uwagi tylko na początku jak miałem neta zwracałem na to uwagę;]"

No to się nie zdziw jak na to co piszesz też nikt uwagi nie zwróci.

Odpowiedz na tę wiadomość
 
Re: Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWC

o! Ja nie wiem czemu jedziecie v-ce prezesa? A ciekawe czy wy byście tyle osiągneli. Bo jak to czytam to żal dupe ściska, bo czowiek tyle charuje dla klubu, a tu takie pojawiają się [@!#$%] na forum i szukają dziury w całym. Ja uważam, że to miasto poprzez chwalenie się, że ŁKS to taki duży jest połączyło go z polityką. Miasto wykorzystuje klub do wypromowania marki Łomży. Pozdro i pomyślcie o moich słowach. Ciekawe czy główni obsrywacze z tego forum byli na spotkaniu. Jak nie byliście to siedźcie cicho i żałujcie, że nie pomogliście!


rudy błazen z druhem

Odpowiedz na tę wiadomość
 
Re: Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWCÓW?

warto zwrócić uwagę, że ta druga ma kolory w odwrotnej kolejności! :)



Odpowiedz na tę wiadomość
 
Re: Czy D. Tusk UKRYJE SPONSORÓW swojego sukcesu wyborczego z r. 2007 i MOCODAWCÓW?

Nie dzieciom neostrady

Odpowiedz na tę wiadomość
 Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 


 Logowanie użytkownika
 Imię (nazwa) użytkownika:
 Hasło:
 Pamiętaj mnie:
   
Nie masz konta? - Zarejestruj się
 Nie pamiętasz hasła?
Podaj Twój e-mail albo nazwę użytkownika poniżej a nowe hasło zostanie wysłane na e-mail skojarzony z Twoim profilem.


Posty, których jedynym celem jest kopiowanie artykułów prasowych lub reklama - będą kasowane

Ogłoszenia płatne


Formatowanie tekstu
Za treść wpisów odpowiedzialność ponoszą ich autorzy.
phorum.org