Nowy temat | Spis tematów | Przejdź do wątku | Szukaj | Zaloguj | Nowszy wątek | Starszy wątek |
jeżeli chodzi o żulczyka |
Oto powstaje nowy film według prozy pisarza Żulczyka, którego bohater ma ksywę „Czuły” i jest nigdy nie dorastającym chłopcem, oczarowującym kobiety i będącym inspiracją dla kolegów. W skrócie – jest on samym Żulczykiem, tak jak sobie Żulczyk wyobraża siebie. Być może dziewczynom człowiek ten kojarzy się jakoś cieplej, we mnie wywołuje on wyłącznie skojarzenia związane z bimbrem, sztetlem w Radzyniu Podlaskim i wielkimi tłustymi muchami łażącymi po rąbance. Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem. I moglibyśmy w ogóle nie zwracać uwagi na Żulczyka, gdyby nie to, że nie tak dawno obraził on publicznie prezydenta, miał z tego tytułu sprawę w sądzie, a sąd go uniewinnił. Za podobną sprawę, czyli publiczną sugestię, że Sikorski dopuścił się zdrady dyplomatycznej, prezes Kaczyński został skazany na horrendalną grzywnę. To oczywiście może o niczym nie świadczyć, być może nie należy nawet łączyć tych dwóch spraw, ale w prostym umyśle człowieka przyzwyczajonego do przeżywania emocji tak dla Polaków charakterystycznych i tak przez niektórych znienawidzonych, rodzi się pytanie – czy te sądy to aby sprawiedliwie sądzą? Nie trzeba było w końcu Żulczyka sadzać do tiurmy, wystarczyło skazać go na prace publiczne, żeby zrozumiał, że są jakieś granice. Tak się jednak nie stało. Osoba zaś, przez wielu uznawana za najbardziej wpływową w kraju, dostała karę, która wielu zaparła dech w piersiach. No i musiała wywołać refleksję na temat jej rzeczywistych mocy. Poza tym piszesz Mirka, że: Spotkanie poprowadził zdolny łomżyński pisarz i poeta Rafał Krasucki. On jest tak samo zdolny jak ten żulczyk. Powiem jasno - to była rozmowa dwóch osłów patentowanych i tylko dziwi mnie, że zgromadziła jakąś tam liczbę miejscowej ludności, chcącej zmarnować swój bezcenny czas na słuchanie takich dwóch cymbałów. Bo szczęście to jest takie coś, co trzeba mieć, żeby było Cytat własny (copyright ©)
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: jeżeli chodzi o żulczyka |
Panie redaktorze Derewońko, proszę nie chować się za nikiem, a napisać to otwarcie w artykule pod swoim nazwiskiem. To co pan napisał o Żulczyku tylko pokazuje jaki głąbem pan jest w kwestii literatury współczesnej i obecnej popkultury. Rozumiem, że ciężko (dla głąba) zapoznać się bezpośrednio z twórczością autora, przeczytać książkę, ale chyba nie jest problemem obejrzeć serial na jej podstawie, zresztą znakomity (Slepnac od świateł lub Informacja zwrotna). Mi natomiast pańska postawa kojarzy się z niespełnionym, sfrustrowany małomiasteczkowym, nachalnym pseudoliteratem, który zazdrości prawdziwym współczesnym pisarzom ich sukcesu komercyjnego.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: jeżeli chodzi o żulczyka |
W 2018 bodajże roku w okresie przedświątecznym zostałem niemalże dywanowo zbombardowany opowieściami, o tym jaki to wspaniały polski serial stworzyła rodzima kinematografia. „Ślepnąc od świateł” się to nazywa. Nieprzytomny kult jakim otoczyli go znani mi obywatele III rp sprawił, że postanowiłem sprawdzić, czy jest już bardzo źle, czy tylko po prostu źle. Odpaliłem sobie obszerne fragmenty na You Tube i dosłownie zleciałem z krzesła. Było tam bowiem wszystko to, do czego z każdym rokiem polska myśl filmowa przyzwyczaja nas bardziej i bardziej, ale to „wszystko” zostało doprowadzone do miejsca, za którym może być już tylko automatyczna implozja. No ale okazuje się, że dla takich głąbów jak autor: f3jm to jest arcydzieło. Serial „Ślepnąc od świateł” to, pardonsik, ekranizacja powieści „zdolnego młodego pisarza”, który nazywa się Żulczyk, (niech imię jego będzie zapomniane). Bohaterem jest, no właśnie, kto mógłby być bohaterem hitowej polskiej produkcji? Może tu zrobię mały quiz: a. Ksiądz pedofil. b. Polski antysemita. c. Diler narkotykowy. Tym razem padło na dilera. Diler oczywiście przeżywa wszystkie możliwe stany emocjonalne i tak naprawdę jest wrażliwym człowiekiem, który właściwie mógłby być poetą, ale jakoś tak się porobiło, że musi chodzić po mieście, obcując z najgorszym możliwym ludzkim nieszczęściem i dokonywać przestępstw. Serial „Ślepnąc od świateł” to idealne, wręcz laboratoryjne stężenie wszystkich patologii toczących to coś, co nazywamy nie wiedzieć czemu polskim filmem. Bluzgi już nie co sekundę, ale co setną część sekundy. Bluzgi, bluzgi i jeszcze raz bluzgi. Pomińmy te bluzgi, bo to co przykuło moją uwagę to postać głównego bohatera. Nie pamiętam nazwiska, ale jest informacja, że to debiut tego aktora. Jeśli to debiut, to mam nadzieję, że ktoś litościwy powie facetowi, żeby nie szedł tą drogą. Aktorstwo tak drewniane, że miałem wrażenie momentami, że oglądam coś z serii „Trudne sprawy” w którym dorabiają sobie zblazowani ludzie z tzw ulicy. Ale równocześnie ten bohater robi w serialu za postać tzw wielowymiarową, nieszczęśliwą z powodu swojego uwikłania w bardzo złe historie, ale czerpiącego pełnymi garściami korzyści materialne z wynikłej sytuacji. Jakoś połączyły mi się w głowie te dwie sytuacje: to spotkanie zblazowanych ludzi i ta popularność „Ślepnąc od świateł” i pomyślałem, że wspólnym mianownikiem jest kondycja wielkiej części naszego społeczeństwa, tak zwanych paplaków. Opuściłem na chwilę swój świat i rozejrzałem się wokoło. A wokoło mnóstwo bardzo nieszczęśliwych ludzi. Obiektywnie - nic paplakom nie brakuje. Ale popatrzcie im w oczy, posłuchajcie ich chwilę. Są drewniani w środku, jak aktorstwo tego debiutanta. Oczywiście nie dlatego serial jest popularny bo aktor drewniany i ludzie w środku z drewna, ale dlatego, że postać, którą ten aktor odgrywa jest postacią bardzo nieszczęśliwą i źle czującą się w swojej skórze, w swoim życiu, w którym opływa w luksusy, ma znajomości na każdym froncie, od ulicznicy po mainstremowego polityka. Paplaki oglądają się w tym serialu jak w lustrze, czują, że ktoś ich wreszcie rozumie. Ich niezrozumiałą tęsknotę za nie wiadomo czym, ten nieopuszczający ich niepokój, zblazowanie. Brak szczęścia. Wracając do serialu. Całość to nieudolna kopia znanych i dawno już temu porzuconych klisz stworzonych na zachodzie. Oczywiście beznadziejnie zagrana, zrealizowana pod sznurek, zgodnie z jakimś kupionym za ciężkie pieniądze generatorem seriali kryminalnych. Z plejadą aktorów którym chyba płacono za bluzgo/godzinę. Całość odbywa się na zasadzie: weźmy Smarzowskiego i zróbmy coś jeszcze bardziej smrodliwego. Najgorsze, dla efektu ostatecznego, jest jednak w tym to, że jeszcze na koniec zamoczono to wszystko, podobnie jak dziś moczy się wędliny w mających nadać smaku wędzenia podejrzanych sosach, w pseudoartystycznym kisielu, mającym dać obywatelom poczucie obcowania z „prawdziwą sztuką”. Są krople krwi kapiące z nieba, są tępe spojrzenia w „nie wiadomo gdzie” i są emocjonalne rozterki bohaterów. Jednak nie chciałem pisać tu recenzji tego najnowszego bożka obywateli III rp. Raczej nawiążę do tych świątecznych i przedświątecznych dyskusji. Chyba do tej pory nigdy nie udało mi się wzbudzić aż takiej wściekłości towarzyskiej. Zawsze denerwowałem ich swoimi politycznymi sympatiami i światopoglądowymi wyborami. Teraz jednak, gdy podważyłem, jak najbardziej delikatnie i kulturalnie, jakość dzieła o nazwie „Ślepnąc od świateł”, stałem się naprawdę autentycznym wrogiem i naprawdę bałem się, że w końcu któryś z tych na co dzień miłych i kulturalnych ludzi odgryzie mi rękę, albo po prostu publicznie splunie mi w twarz, a reszta towarzystwa potem otrze mi tę twarz i troskliwie podpowie, żebym na przyszłość dobrze się zachowywał. A gdyby ktoś teraz nagle pod wpływem tego tekstu chciał się dowiedzieć, kim jest ów Żulczyk i czym może być zekranizowana jego powieść, to ja troszkę pomogę. Przeczytałem sporo tak zwanych wikicytatów z twórczości owego osobnika i stwierdziłem, że wybiorę chyba właśnie to. Tak, ono zastąpi wszystkie możliwe recenzje. Osoby wrażliwe poproszę o nieczytanie. Przysięgam, że nigdy w życiu, ale to nigdy, aż do końca pier*olonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci i narodziny, przez wszystkie gvwno warte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Veddera, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca, na wszystkie momenty, w których zrywał - budził mnie - zastanawiał, ten delikatny szept Czegoś Więcej, oddech Przeżycia, smak Przyszłego Wspomnienia, nieważne, czy było to podczas słuchania kaset, oglądania seriali, imprezowych agonii, obejmowania, ruchania, patrzenia, myślenia - przysięgam, że nigdy w życiu jej nie opuszczę. To tyle na dzisiaj. Bo szczęście to jest takie coś, co trzeba mieć, żeby było Cytat własny (copyright ©)
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Wyświetlaj drzewo | Nowszy wątek | Starszy wątek |