Nowy temat | Spis tematów | Przejdź do wątku | Szukaj | Zaloguj | Nowszy wątek | Starszy wątek |
Baśń o 3 Braciach i Królewnie |
Mrok wieczorny, babcia siwa, Przy kominku głową kiwa, Nos jak haczyk, okulary, Coś pierdoli babsztyl stary, Snuje bajdy niestworzone O królewnie Pizdolonie, O trzech braciach, jak niewielu, O matuli ich z burdelu. Opowiada stare dzieje, A na dworze wicher wieje. Siądźcie społem, panny, smyki, Młodojebce, stare pryki, I nadstawcie dobrze uszy, Choć na dworze śnieżek pruszy, W domu ciepło i wygodnie, Zostaw pan w spokoju spodnie, Bo się wnet zawoła mamy. Cyt, uwaga, zaczynamy! Za lasami, za górami, Za morzami i rzekami Żył dawnymi bardzo laty Król potężny i bogaty. Dobrotliwy, szczodrobliwy, Lecz niezmiernie rozżalony Z racji córki Pizdolony, Która chociaż dobra, miła, Niepomiernie się kurwiła, A dawała bez wyboru i rycerzom, Panom dworu i kucharzom i stolarzom, Czasem, nawet i malarzom! W każdej chwili, w każdym czasie, Wciąż myślała o kutasie. Próżno mawiał jej król stary, Że we wszystkim trzeba miary. Nie wypada bowiem pannie, Tak się dupczyć nieustannie. Na nic się to wszystko zdało, Bo królewnie wciąż za mało. Wszyscy byli wyjebani. Nawet księża, kapelani. Raz ją tak swędziała ****, Że zgwałciła i biskupa, A że ten ją zerżnął marnie, Poszła dawać pod latarnię. Aż z burdelów wszystkich w mieście, Do samego króla wreszcie, Od kurewskiej całej nacji, Przyszły kurwy w delegacji. Ta najbardziej rozjebana, Padłszy przed nim na kolana, Z trudem wielkim tłumiąc łkanie, Rzecze: Królu nasz i panie, Ty panując od lat wielu, Byłeś ojcem dla burdelu. Upadają obyczaje, Twoja córka dupy daje Na ulicy bez pieniędzy, Przez co wpycha nas do nędzy. Nikt nas teraz nie pierdoli, Bo darmochę każdy woli. Król na łzy kurewskie czuły, Kazał dać ze swej szkatuły Każdej kurwie po dukacie. Poczem zamknął się w komnacie I tam siedział przez dzień cały, Aż mu jaja posiwiały. Król, choć płakał ze zmartwienia, Zamknął córkę do więzienia. By się więcej nie puszczała. Tam codziennie dostawała, Prócz świetnego utrzymania, Tysiąc świec do brandzlowania, Wazeliny beczkę całą, Lecz jej tego było mało. Ciągle płacze, ciągle krzyczy: "To za mało dla mej piczy!" W nocy zaś przywołał swego Astrologa nadwornego, By ten patrząc w gwiezdne szlaki Znalazł wreszcie sposób jaki, By królewnie można było, Dobrowolnie, czy też siłą Wrócić znów do cnoty granic Lub gdy to się nie zda na nic, Niech przynajmniej w swojej sferze Obłapników sobie bierze. Więc astrolog, wziąwszy lupę, Zajrzał raz królewnie w dupę, Wielkim cyrklem pizdę zmierzył, Po czym zamknął się na wieży Tak był w pracy pogrążony, Taki przy tym roztargniony, Że szukając gwiazd na niebie, W roztargnieniu srał pod siebie. Kręcił, wiercił teleskopem, Wreszcie wrócił z horoskopem. I rzekł: Smutną wieść niestety, Objawiły mi planety, Że królewny nic nie wstrzyma, Na jej szał lekarstwa ni ma. Chyba, że się znajdzie jaki, Tęgi jebak nad jebaki, Który tak hją zerżnie pięknie, Że królewnie ***** pęknie. Na kawały się rozwali, Żywym ogniem się zapali. Wtedy będzie Pizdolona Z czaru swego wyzwolona I stanie się znów prawiczką Z malusieńką, ciasną piczką. Wszystkim było ogłoszone, Że kto zbawi Pizdolonę, Ten otrzyma za podziękę Pół królestwa i jej rękę. Więc zjeżdżają się jebacze, Czarodzieje, zaklinacze I rycerze, królewicze, By królewnie zerżnąć piczę. Każdy sił swoich próbuje, I choć tęgie mieli chuje, Na nic się to wszystko zdało, Bo jej ciągle było mało. A tymczasem heroldowie, W całym kraju, w piśmie, w mowie, Wieści dziwne rozgłąszali, Coraz dalej, dalej, dalej. Aż dotarły hen, daleko, Gdzie za siódmą górą, rzeką, Stała sobie mała chatka, W niej mieszkała stara matka, Ze synami swymi trzema, Którym równych w świecie nie ma. Każdy dzielny, tęgi zwinny, Ale każdy z nich był inny, I w tym nie ma nic dziwnego, Każdy z ojca był innego, Bo w młodości swojej czasie, Matka strasznie puszczała się! Syn najstarszy miał **** długi I gruby na kształt maczugi; A po bokach jego były, Jak postronki grube żyły, Jakieś węzły, jakieś guzy, Jaja miał jak dwa arbuzy. A że ciągle mu bez mała Ta ogromna pyta stała Chujogromem go nazwano. Pizdoliza- nosił miano syn następny, Bo lizanie stawiał wyżej nad jebanie I nie było mistrza w świecie, By prześcignął go w minecie. Cieszą matkę takie dzieci, Lecz niestety smuci trzeci, Który rodu był zakałą, Bo miał kuśkę całkiem małą, Cienką, długą na kształt glizdy I nie palił się do pizdy. Dobrze, że z matczynej woli, Raz na miesiąc popierdoli. A że mało tak obłapia, Bracia mieli go za gapia, No i matka nawet z czasem Nazywała go głuptasem. Tak im słodko życie idzie, Ani w zbytku, ani w bidzie. Starsze bowiem dwa chłopaki Zarabiały w sposób taki, Że cnotliwe starsze panie Brały ich na utrzymanie. A i matka, chociaż stara, Dała dupy za talara, Na stojaka, gdzieś w klozecie. Lecz najmłodszy, głupek przecie, Choć podobał się niewiastom, Dawał dupy pederastom. I ku matki wielkiej złości Nie brał nic od swoich gości. Aż dotarła i w ich strony Wieść o losie Pizdolony, Na pieniądze wnet łakoma, Woła matka Chujogroma I tak rzecze: Ty mój synu, Idź dokonaj tego czynu. Olbrzym wnet usłuchał matki, Zaraz włożył czyste gatki, Wymył ***** i bez zwłoki Ruszył szybko w świat szeroki. A gdy przyszedł do stolicy Zaraz poszedł do ciemnicy, Gdzie się świecą rozkraczona Brandzlowała Pizdolona. Pyta dawno mu stanęła, Więc się ostro wziął do dzieła I za pierwszym sztosem leci, Błyskawicznie drugi, trzeci, Czwarty, piąty, ąż nareszcie, Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście I utracił siłę całą, A królewnie wciąż za mało. Tak był przy tym osłabiony, Że zleźć nie mógł z Pizdolony I musiału dworskie ciury Ściągnąć go za dupę z dziury. Wnet zanieśli omdlałego Do szpitala zamkowego, A królewna ciągle krzyczy: To za mało dla mej piczy! Prędko, prędko baśń się baje, Nie tak prędko kutas staje. Baśń się baje, czas ucieka, Chujogroma matka czeka I już martwić się zaczyna: Coś nie widać skurwysyna! Aż ją straszne doszły wieści, Powstrzymując łzy boleści, Pizdoliza matka wzywa I w te słowa się odzywa: Bratu- rzecz to nie do wiary- Nie udały się zamiary, Kutas zmarniał mu niestety, Idź więc ty, spróbuj minety. I Pizdoliz wnet bez zwłoki Ruszył prędko w świat szeroki. W końcu zaszedł do stolicy, Tam się udał do ciemnicy, Gdzie się świecą rozkraczona, Brandzlowała Pizdolona. Zaraz ją za dupę łapie I minetę tęgo chlapie. Język jego na kształt węża, To się spręża, to rozpręża, To się wije jak sprężyna, W pizdę wwiercać się zaczyna, Kręci na kształt kołowrotka, To od zewnątrz, to od środka. Doba wciąż za dobą mija, On jęzorem wciąż wywija, Aż utracił siłę całą. A królewnie wciąż mało. Tak był przy tym osłabiony, Że zleźć nie mógł z Pizdolony Więc i jego dworskie ciury Zciągnęły go za dupę z dziury. I wyniosły omdlałego Do szpitala zamkowego. A królewna ciągle krzyczy: "To za mało dla mej piczy!" Prędko, prędko, baśń się baje, Nie tak prędko kutas staje. Baśń się baje, czas ucieka, Pizdoliza matka czeka I już martwić się zaczyna: Bo nie widać skurwysyna! Ze złości zaciska zęby, Że dwóch synów niby dęby Losy wzięły jej zdradziecko. Jedno mi zostało dziecko I do tego całkiem głupie. Głuptak miał to wszystko w dupie. Raz w niedzielę, po jedzeniu, Chciał chrapać sobie w cieniu, Coś mu jednak spać nie daje, Coś go ciągle gryzie w jaje. Patrzy, a tu mała menda Co po jajach mu się szwenda. Głuptak już rozpinał gacie, By ją otruć w sublimacie, Gdy wtem menda nieszczęśliwa, Ludzkim głosem się odzywa: Czemu pragniesz mojej zguby? Nie zabijaj chłopcze luby! Menda też stworzenie Boże, Że inaczej żyć nie może I że czasem w jajo utnie, Nie gubże jej tak okrutnie. Głuptak myśli- cóż to złego, Przecież nie zje mnie całego, Niepotrzebna mi twa zguba, Idź więc z Bogiem, mendo luba. A tu nagle menda znika, I zmienia się w czarownika, W czarownika, w czarodzieja I do swego dobrodzieja, Co się w strachu z miejsca zrywa, W takie słowa się odzywa: Że litości miałeś względy Dla bezbronnej, słąbej mendy I żeś je darował życie, Wynagrodzę cię sowicie: Dam ja ci wskazówki pewne, Jak spierdolić masz królewnę; Sił twych mało tu potrzeba, Dam kondoma samojeba. Który ma tą dziwną siłę, Gdy go włożysz na swą żyłę, I rozkażesz: on za ciebie, Sztos za sztosem ciągle jebie Czarodziejską mocą cudną. Ale zdobyć go jest trudno. **** strzeże go zaklęta, Na przechodnió wciąż wypięta. Z której mocą złego ducha, Ustawicznie ogień bucha. I czy z bliska, czy z daleka, Żarem swoim wszystko spieka I w tym wielkim, mocnym żarze, **** się całować każe. Lecz gdy powiesz do niej słowa: Niech się ogień w dupie schowa, Sama się pocałuj właśnie. Wtedy ogień w dupie zgaśnie, I powoli z dobrej woli, Kondom zabrać ci pozwoli. Za twą dobroć ja ci mogę, Do tej dupy wskazać drogę, Weź ten kłębek z sobą razem, On ci będzie drogowskazem, Rzuć na ziemię i idź wszędzie, Gdzie się kłebek toczyć będzie. Lecz pamiętaj zawsze święcie, Czarodziejskie to zaklęcie. Tu czarownik niby mara- Zniknął, rozwiał się jak para. Głuptak wstaje ucieszony, Bierze kłębek rozbawiony, I nie mówiąc nic nikomu, Po kryjomu znika z domu. Prędko, prędko, baśń się baje, Nie tak prędko kutas staje, Głuptak idzie, nie ustaje, Coraz nowe mija kraje. Gdy stu granic minął słupy, Zaszedł wreszcie aż do dupy, Z której ogień wieczny tryska, A podszedłszy do niej z bliska Rozżarzony nad pojęcie. Czarodziejskie swe zaklęcie, Głuptak z całej siły wrzaśnie: Sama się pocałuj właśnie! Wtedy **** zawstydzona Puściła go do kondoma. Więc z kondomem ucieszony Pędzi wnet do Pizdolony. A gdy przyszedł do stolicy, Zaraz poszedł do ciemnicy, Gdzie się świecą rozkraczona, Brandzlowała Pizdolona. Wkłada kondom, niecierpliwy, A tu patrzcie- czary, dziwy! ****, co zawsze był jak z ciasta, Na sto ****ów się rozrasta. Każdy gruby jak ta bela. Każdy piczę jej rozdziera. Każdy twardy jak ze stali. Każdy długi na sto cali. Wszystkie chuje z całej siły Na królewnę udzerzyły. Każdy jej się z pizdę wwierca, Każdy sięga końcem serca. Każdy jej się w piczy grzebie. Każdy jebie, jebie, jebie. Aż królewna Pizdolona, Rozjebana, spierdolona, Od jebania ledwie żywa Krzyczy: Cipaaaa się rozrywa! Takie przy tym tarcie było, Że się w dupie zapaliło. By ugasić pożar ciała, Straż zamkowa przyjechała. Z toporami, z bosakami, Sikawkami i kubłami, Słowem z całym inwentarzem Używanym przy pożarze. I po długiej, ciężkiej pracy, Ugasili ją strażacy. Tak została Pizdolona Z czaru swego wybawiona. I znów stała się prawiczką Z malusieńką, ciasną piczką. Głuptak dostał zaś w podzięce, Pół królestwa i jej ręce. Król był taki ucieszony, Z wybawienie Pizdolony, Że pomimo swej starości, Kapucyna ciął z radości, Bez ustanku tydzień cały, Aż mu jaja odsiwiały. Mimo, że już nie był młody. Potem zaraz sprawił gody, Głuptakowi z Pizdoloną. Mnie na gody zaproszono. Więc jak mówię Też tam byłem, Jadłem, piłem, pierdoliłem. Bawiłem się z nimi społem, Aż zasnąłem gdzieś pod stołem. Oto co sprawiła menda, Na tym kończy się legenda.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Baśń o 3 Braciach i Królewnie |
czemu ma służyć ten temat? Dobre wychowanie zaleca wklejać cudze teksty dopisawszy kto jest autorem.
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Baśń o 3 Braciach i Królewnie |
Nie wiem kto dopuszcza takie teksty , widać admkinistrator sie tym nie interesuje. elrogo
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Wyświetlaj drzewo | Nowszy wątek | Starszy wątek |