Nowy temat | Spis tematów | Przejdź do wątku | Szukaj | Zaloguj | Nowszy wątek | Starszy wątek |
Jak powstawała III i IV RP w Łomży |
Dzisiaj rezygnację z funkcji Prezesa PPS w Łomży złożył Pan Andrzej Kiełczewski oraz członek Zarządu Pan Andrzej Karaś Dlaczego? Tego nie wiemy. Ale wiemy, że Rada Nadzorcza powołała do czasowego pełnienia funkcji prezesa zarządu Wojciecha Faszczewskiego wiceprzewodniczącego Rady Nadzorczej. Kim jest Pan W. Faszczewski i jaką pełnił rolę w przekształceniach własnościowych PPS i Browaru? Jak to się stało, że jedna z łomżyńskich "pereł w koronie" stała się przedmiotem finansowych spekulacji? Odpowiedź na to jest tutaj! http://ngi24.pl/article/294/gieldowy-rekin-kontra-jego-slup Giełdowy rekin kontra jego „słup” Znany inwestor, Józef Hubert Gierowski, oskarża powiernika-filmowca o przywłaszczenie majątku. A politycy pytają, czy adwokat aresztowany razem z Lwem Rywinem za powoływanie się na wpływy w organach ścigania i wymiarze sprawiedliwości manipulował śledztwem w sprawie przywłaszczenia akcji giełdowej spółki Pepees? Prowadziła je stołeczna prokuratura, która wszczęła postępowanie na podstawie doniesienia Józefa Huberta Gierowskiego, największego inwestora indywidualnego na warszawskiej giełdzie w latach 90-tych. Giełdowy rekin twierdzi, że padł ofiarą jednego ze swych powierników, który przestał realizować jego instrukcje dotyczące inwestycji na rynku kapitałowym i przywłaszczył sobie należący do niego majątek. Prawo dopuszczało wtedy kupowanie papierów wartościowych „na słupa” czyli osoby trzecie, które nie musiały ujawniać tożsamości tego, kto powierzył im pieniądze i zlecił inwestycje. Graczom inwestującym milionowe kwoty dawało to wymierne korzyści finansowe przy zapisach na akcje. Na podstawione osoby przydzielano im bowiem dodatkowe pakiety akcji. Przede wszystkim jednak wykorzystywanie powierników pozwalało inwestorom ominąć wymóg ogłoszenia wezwania po przekroczeniu określonych w prawie progów procentowych udziału w kapitale przejmowanej spółki. Komunikat o ogłoszeniu wezwania wywołuje automatycznie gwałtowny wzrost notowań akcji przejmowanej spółki. Dzięki powiernikom można było tego uniknąć przejmując notowane spółki mniejszym kosztem. W charakterze powierników występowały na ogół banki, fundusze inwestycyjne i domy maklerskie. Nierzadko były to także osoby spokrewnione lub blisko związane z inwestorami. Królewicz i żebrak J. Gierowski, który jest synem słynnego malarza abstrakcjonisty Stefana Gierowskiego i sam posiada dyplom architekta, chętnych do pomocy w inwestowaniu wynajdywał m.in. wśród swych licznych znajomych ze środowisk artystycznych i filmowych. Tym sposobem jednym z powierników Gierowskiego – według relacji licznych świadków – został Jarosław W., szwenkier (asystent operatora kamery) przedstawiony mu w 1999 r. przez współpracującego z nim reżysera Władysława Pasikowskiego. Twórca „Psów” odmówił nam rozmowy na temat okoliczności poznania W. z J. Gierowskim. W wersji inwestora, W. miał ochoczo przystać na rolę „słupa” w zamian za drobne kwoty na miesięczne wydatki, w tym opłaty za telefon komórkowy. Gierowski, który był wówczas u szczytu swych możliwości finansowych (zarabiał dziesiątki milionów złotych na transakcjach z zagranicznymi inwestorami, którzy odkupowali od niego zrestrukturyzowane spółki giełdowe - Hiszpanie z Campofrio Alimentacion – Morliny, a Amerykanie ze Smithfield Foods - Animex) i zajmował 38. miejsce na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”, nie mógł przewidzieć, że za kilka lat będzie musiał domagać się od W. zwrotu swego majątku za pomocą prokuratury i sądów. W ocenie niektórych osób ze środowiska filmowego, z którymi rozmawialiśmy, jego czujność mogła uśpić trudna sytuacja, w jakiej znajdował się wówczas W. Światło na nią rzucają zeznania złożone w ub.r. przed sądem przez filmowca Marka Śledziewskiego, który zna się z W. od 20 lat. „(…) zawsze był w potrzebie finansowej (…) pożyczał pieniądze. Były to drobne kwoty na przeżycie (…) Gdy zarobił u mnie 1 tys. zł, był zachwycony (…) waletował, dostawał żetony na jedzenie. Jak wchodził do kawiarni, zabierał kostki cukru do domu.” - zeznawał filmowiec. Fortuna kołem się toczy W końcu los uśmiechnął się do W. Po kilku miesiącach od poznania J. Gierowskiego, w marcu 2000 r., był on już największym inwestorem w spółce Łukbut (9,9 proc. głosów na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy), a w maju tego samego roku miał 53.171 akcji Pepeesu (6,23 proc. na WZA), wiodącego producenta skrobi i produktów pochodnych, do którego należał wówczas Browar Łomża. Dzisiaj W. twierdzi, że nigdy nie posiadał akcji Łukbutu i dopiero niedawno dowiedział się o swej kilkuletniej obecności na liście największych akcjonariuszy tej spółki. – Mój podpis na dokumentach (związanych z nabyciem tych akcji – przyp. red.) mógł zostać sfałszowany przez Gierowskiego – oświadczył. Niestety Jarosław W. nie potrafił wyjaśnić, o jakie dokumenty chodzi. Nie wiadomo też, dlaczego nie powiadomił prokuratury, skoro powziął podejrzenie o podrobieniu swego podpisu przez znanego inwest Początkowo jednak współpraca W. z J. Gierowskim układała się harmonijnie. Przez rachunek powierniczy prowadzony dla W. w ING Banku Śląskim przepływały milionowe kwoty za akcje spółek, którymi obracał na wielką skalę inwestor. Z kolei akcje zdeponowane na rachunku maklerskim W. były zabezpieczeniem wartych dziesiątki milionów złotych kredytów inwestycyjnych, które Gierowski zaciągnął w BRE Banku na zakup kolejnych firm. Sielanka skończyła się, gdy za ostatnich rządów SLD do Ministerstwa Skarbu wpłynęło doniesienie mniejszościowego akcjonariusza Pepeesu, Wojciecha Faszczewskiego, który zabiegał o przejęcie tej spółki. Zarzucił on zarządowi Pepeesu związanemu z J. Gierowskim dokonanie serii transakcji na szkodę firmy i jej akcjonariuszy, wśród których znajdował się jeszcze wówczas Skarb Państwa. Podsekretarz stanu w MSP Ireneusz Sitarski przesłał zawiadomienie Faszczewskiego do prokuratury okręgowej w Łomży. Ta zaś nakazała Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymać dwóch członków zarządu Pepeesu, którzy zostali następnie aresztowani pod zarzutem działania na szkodę spółki. Tomasz Grodzki i Andrzej Mazurkiewicz twierdzą, że podczas przesłuchań śledczy wielokrotnie nakłaniali ich do złożenia zeznań obciążających Gierowskiego grożąc im, że jeśli tego nie uczynią, prędko nie opuszczą aresztu. J. Gierowski w tamtym czasie przebywał za granicą nie śpiesząc się z powrotem do kraju, gdyż – jak opowiada dzisiaj – na podstawie informacji uzyskanych od adwokatów aresztowanych nabrał przekonania, że w śledztwie prowadzonym w Łomży nie chodzi wcale o prezesów Pepeesu, lecz o jego skórę. Gdy wreszcie po upływie kilku lat wrócił do Polski, dostał zarzut nakłaniania członków zarządu Pepeesu do działania na szkodę spółki. Ostatecznie jednak oskarżonych Grodzkiego i Mazurkiewicza uniewinniono, natomiast zarzuty wobec Gierowskiego zostały umorzone jeszcze na etapie postępowania przygotowawczego wobec braku cech przestępstwa. Samodzielny inwestor? Powiernik J. Gierowskiego Jarosław W. nie próżnował i w międzyczasie zaczął działać na własny rachunek przystępując do realizacji zysków z inwestycji za cudze pieniądze. Stało się to możliwe po spłaceniu przez Gierowskiego kredytów inwestycyjnych, gdy BRE Bank odblokował akcje zdeponowane na rachunku maklerskim W. prowadzonym w Domu Inwestycyjnym BRE. Powiadomiony przez bank o zdjęciu zabezpieczeń W. sprzedał za ok. 1 mln zł część akcji Pepeesu, a za uzyskane środki kupił sobie m.in. samochód porsche carrera. Kwoty 4,291 mln zł, pochodzącej ze zrealizowanej w trzech transakcjach pakietowych sprzedaży pozostałych akcji Pepeesu, nie zdążył już przelać na swoje konto, gdyż zajął je komornik na wniosek J. Gierowskiego. – Śledząc notowania bieżące spółek w jednym z komunikatów zauważyłem, że ktoś sprzedał pakiet, który co do liczby z akcji zgadzał z kupionym kiedyś za moje pieniądze przez W. – wspomina Gierowski. Chociaż – jak zeznał przedstawiciel Generalnego Inspektora Informacji Finansowej Piotr Przybyłek – dane nabywców akcji Pepeesu sprzedanych przez W. nie są znane, to po skutkach tych transakcji można stwierdzić, iż ułatwiły one przejęcie kontroli nad łomżyńską spółką grupie krajowych akcjonariuszy z Wojciechem Faszczewskim na czele, tym samym, który wcześniej doniósł do prokuratury na J. Gierowskiego i jego współpracowników. Akcjonariusze ci po przejęciu Pepeesu odsprzedali Browar Łomża Duńczykom z Royal Unibrew. Gierowski podejrzewa, że W. działał w zmowie z grupą Faszczewskiego i potajemnie sprzedał też kupione niegdyś na jego zlecenie akcje Iławskich Zakładów Drobiarskich Ekodrób, które były warte ok. 1 mln zł. Zdaniem J. Gierowskiego, W. był przekonany, że po tym jak postawiono mu zarzuty i wydano za nim list gończy, nie wróci on już do Polski. Prawda czasu i prawda ekranu Inwestor po powrocie do kraju podjął szereg działań prawnych przeciwko swemu byłemu powiernikowi. Okazały się one jedynie częściowo skuteczne. Stołeczna prokuratura umorzyła bowiem dwukrotnie śledztwo z doniesienia Gierowskiego „wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie jego popełnienia (tj. przywłaszczenia 53 tys. powierzonych akcji Pepeesu, kupionych za środki finansowe i na rzecz składającego zawiadomienie o przestępstwie, zdeponowanych na rachunku maklerskim należącym do W.) Prokurator Joanna Sobiechart uznała za wiarygodne wyjaśnienia powiernika. i jego świadków, którzy stwierdzili, że pieniądze na inwestycje w akcje spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie W. otrzymał od swego ojca, zamieszkałego w niemieckim mieście Hamm. Drugą połowę (50 tys. marek niemieckich) miał mu pożyczyć Josef Preisner, znajomy z Niemiec, których obywatelem jest również W. Wygląda na to, że prowadząca śledztwo uznała za całkiem spójne, logiczne i przekonujące zeznania Josefa Preisnera, który wyjaśnił, iż pożyczki udzielonej W. nie rejestrował u siebie w kraju, nie wie też, jak długo będzie czekał na jej zwrot, bo dawny powiernik Gierowskiego nie oddał mu dotychczas pożyczonych pieniędzy. „(…) Nie prosiłem pozwanego o zwrot. (…) Nie były mi potrzebne pieniądze, do tej pory nie są (…). Te pieniądze pochodziły z moich oszczędności, z mojej pracy (…) Trochę się dorobiłem (…) Żona pracowała w szpitalu, jest pielęgniarką. Ja programuję maszyny, zarabiam ok. 3.000 euro, wtedy zarabiałem 3.100 – 3.200 marek” – zeznał hojny pożyczkodawca. Najwyraźniej jednak nie wszyscy, którzy mieli do czynienia z urzędu z wyjaśnieniami Jarosława W. i jego świadków, potraktowali je równie bezkrytycznie jak prokurator Sobiechart. Jej pierwsze postanowienie o umorzeniu śledztwa, wydane14 stycznia 2008 r., zostało w odpowiedzi na zażalenie J. Gierowskiego zakwestionowane przez sąd, który uznał, „iż zeznania Jarosława W. (w oryginale zarówno w tym miejscu, jak i dalej, tam, gdzie mowa jest o krewnych powiernika, prokuratura podaje pełne nazwisko, którego nie ujawniamy do czasu rozstrzygnięcia sporu przez sąd – przyp. red.) budzą szereg wątpliwości, które powinny zostać wyjaśnione dla prawidłowej oceny sprawy niniejszej. (…) umorzenie niniejszego postępowania było przedwczesne, a sprawa nie została na tyle zbadana, aby uznać tę decyzję za uprawnioną w pełni”. W postanowieniu wydanym 3 marca 2008 r. skład sędziowski pod przewodnictwem sędzi Anny Ptaszek nakazał prokuraturze sprawdzić m.in., czy powiernik Gierowskiego „obiektywnie mógł być inwestorem tak pokaźnych środków finansowych (…)” i „czy istniała umowa pożyczki, na którą powołuje się Jarosław W., czy została zgłoszona do opodatkowania, czy istnieją inne dokumenty dotyczące jej zabezpieczenia zawierające datę pewną, z których można wnioskować o jej udzieleniu”. Sąd zalecił także „przesłuchać strony tejże pożyczki oraz przeprowadzić inne dowody, jakie okażą się niezbędne, np. dowody zaciągnięcia pożyczki/kredytu na ten cel (inwestycji na GPW – przyp. red.) w Niemczech przez pożyczkodawców”. Oszczędności życia przechowywane w domu Najlepszą ilustracją tego, jak prokuratura potraktowała zalecenia sądu, jest fragment uzasadnienia postanowienia z dnia 27 lutego 2009 r. o powtórnym i nie podlegającym już zażaleniu umorzeniu śledztwa: „W ramach pomocy prawnej w Niemczech przesłuchano – Josefa Preisner i ojca J. W. – Jerzego W. Świadkowie potwierdzili, że pożyczyli pieniądze J. W. Pieniądze na udzielenie pożyczki pochodziły z oszczędności. Jerzy W. zeznał, że w 1999 r. pożyczył synowi 50.000 DEM. Nie sporządzał umowy pożyczki, ponieważ pożyczka dotyczyła jego syna. Przesłuchany Josef Preisner zeznał, że zna J. W. od czasów szkolnych i przyjaźni się z nim. Potwierdził, że w 1999 r. pożyczył J.W. 50.000 DEM. Świadek zeznał, że zostało wówczas sporządzone pokwitowanie pożyczki, które przekazał przy przesłuchaniu przed sądem w Łodzi (k. 126, 1207-1212). Świadek dołączył do protokołu przesłuchania oświadczenie sporządzone w języku niemieckim, datowane na 25.02.1999, podpisane przez J. W., w którym oświadcza, że pożyczył od J. Preisnera 50.000 DEM (k.1197, 1206)” – czytamy w postanowieniu o powtórnym umorzeniu śledztwa wydanym w dniu 27 lutego 2009 r. A co ze wskazówką sądu, by zbadać, „czy istnieją inne dokumenty dotyczące jej (umowy pożyczki – przyp. red.) zabezpieczenia zawierające datę pewną, z których można wnioskować o jej udzieleniu”? Tej wątpliwości prokurator Joanna Sobiechart nie wyjaśniła. Nie zatroszczyła się też o postulowane przez sąd „inne dowody, jakie okażą się niezbędne, np. dowody zaciągnięcia pożyczki/kredytu na ten cel (inwestycji na GPW – przyp. red.) w Niemczech przez pożyczkodawców”. Jarosław W. w rozmowie z nami przyznał, że nie zapłacił podatku od pożyczki zaciągniętej w Niemczech - Nie myślałem wtedy o takich sprawach. Nie sądziłem, że kiedyś może mi być to potrzebne – mówi W. Prokurator Sobiechart nie drążyła dalej tej kwestii. Zadowoliła się stwierdzeniem, że „od umowy pożyczki trzeba zapłacić podatek od czynności cywilnoprawnych, jeśli jej przedmiotem są rzeczy znajdujące się za granicą, jeżeli pożyczkobiorca mieszka na terytorium RP (art. 1 u. 4 pkt. 2 Ustawy z dni. 9 września 2000 r. o podatku od czynności cywilnoprawnych Dz. U. 07.68.450). Z ustaleń przedmiotowego postępowania zaś wynika, że pożyczka została udzielona w Niemczech (k.841, 861 v).”. Tymczasem już sam fakt, że pożyczka została udzielona w Niemczech pozwala na przeprowadzenie czynności procesowych, które mogłyby rozwiać wiele wątpliwości pomagając w rozstrzygnięciu, która ze stron sporu mówi prawdę. Zatrzymajmy się nad jednym szczegółem. Otóż z zeznań świadków, m.in. brata Jarosława W., Krzysztofa W., wiadomo, że pożyczki udzielono w gotówce. Ojciec W. miał mu przekazać banknoty, podobnie jak Josef Preisner, który potwierdził, że przetrzymuje pieniądze w domu w specjalnym sejfie. Każdy, kto posiada minimalną wiedzę o międzynarodowych transferach finansowych, wie, że pieniądze z pożyczki udzielonej Jarosławowi W. w Niemczech mogły trafić na jego konto w polskim banku tylko dwiema drogami. Pierwsza możliwość to przelew z Niemiec, co łatwo sprawdzić, gdyż dokumentacja powinna być jeszcze przechowywana w systemie bankowym. Drugi sposób to przewiezienie pieniędzy do Polski przez granicę, ale na to też powinien być dowód w postaci zezwolenia odpowiednich organów na przewóz tak dużej kwoty jak 100 tys. marek. Chyba, że założyć, iż 100 tys. marek zostało wprowadzone na polski obszar celny nielegalnie. O tym ostatnim Jarosław W. nic nie wspomina, czemu akurat trudno się dziwić. Zastanawiające jest natomiast, że ta luka w zeznaniach nie zaintrygowała pani prokurator. Wobec wątpliwości, które podniósł sąd, warto było też sprawdzić, czy oświadczenie o pożyczce udzielonej W. 25 lutego 1999 r. przez Josefa Preisnera nie zostało najzwyczajniej antydatowane. J. Gierowski twierdzi wręcz, że takiego oświadczenia w postaci dokumentu nie ma, gdyż zostało ono złożone jedynie w formie ustnej przez świadka. Jeszcze trudniej zrozumieć jest to, że prokurator Sobiechart nie zakwestionowała oskarżenia Gierowskiego przez W. o stosowanie gróźb karalnych, chociaż Prokuratura Rejonowa dla Warszawy Pragi-Południe, która badała ten wątek na podstawie zawiadomienia złożonego przez byłego powiernika inwestora, umorzyła postępowanie. Chodziło o rzekome zmuszenie siłą Jarosława W. do podpisania oświadczenia, w którym 26 listopada 2005 r. stwierdził on, że nabył 53 tys. akcji Pepeesu za pieniądze J. Gierowskiego, na jego rzecz i że 43 tys. tych akcji przekaże podmiotowi wskazanemu przez inwestora. Pakiet 10 tys. walorów łomżyńskiej spółki W. miał – według ustnych wyjaśnień udzielonych wówczas Gierowskiemu - zastawić wcześniej bez jego wiedzy i zgody pod kredyt w jednym z banków. Ważne jest, że wcześniej W. nie kwestionował swego pisemnego oświadczenia. Spotkał się nawet z prawnikiem Gierowskiego, adwokatem Zygmuntem Barańskim, któremu – zgodnie z instrukcją inwestora - miał przekazać powierzone akcje Pepeesu. Według zeznania Barańskiego, który jest byłym sędzią, W. na spotkaniu powiedział, że zapomniał dowodu tożsamości i dlatego do przekazania akcji nie doszło. Obaj panowie mieli się spotkać następnego dnia, lecz W. zaczął systematycznie unikać kontaktów z Barańskim i jego mocodawcą. Wiarygodność oświadczenia sygnowanego 26 listopada 2005 r. W. zaczął podważać dopiero, gdy J. Gierowski wystąpił przeciwko niemu na ścieżkę prawną. Kłębowisko sprzeczności Umorzone śledztwo nie wyjaśniło też podstawowej sprzeczności w linii obrony W. Przesłuchiwany powiernik twierdził bowiem, iż bez jego wiedzy na rachunek prowadzony dla niego w ING Banku Śląski spłynęło ok. 11 mln zł, pochodzących ze sprzedaży przez Gierowskiego na rzecz Smithfield Foods akcji spółki Animpol, dających uprzywilejowane głosy na WZA Animex. Skoro tak było, to dlaczego W. realizował do pewnego czasu instrukcje J. Gierowskiego alokując środki finansowe pochodzące od Smithfield Foods w papiery wartościowe spółek wskazanych mu przez inwestora (Pepees, Ekodrób, Łukbut i nie notowany na giełdzie Wielkopolski Bank Rolny)? Po drugie, skoro akcje Pepeesu – jak utrzymuje - kupił za własne pieniądze pomnożone na inwestycji w papiery Animpolu odsprzedane Smithfield Foods, to w jakim celu pozwolił je wykorzystać J. Gierowskiemu na zabezpieczenie kredytu inwestycyjnego zaciągniętego w BRE i dlaczego przez parę lat w ogóle się tym nie interesował? Działaniami organów ścigania dotyczącymi Pepeesu zajęła się grupa senatorów PO. Piotr Zientarski interweniował u ministra sprawiedliwości w związku z umorzeniem przez prokuraturę śledztwa dotyczącego zbycia poniżej wartości giełdowej znaczącego pakietu akcji łomżyńskiej spółki. Jednym z nabywców walorów Pepeesu z tego pakietu był wspomniany wyżej Wojciech Faszczewski, obecnie wiceprzewodniczący rady nadzorczej tej spółki, którego doniesienie przed laty uruchomiło działania tej samej prokuratury z Łomży przeciwko J. Gierowskiemu. Z kolei senatora Michała Okłę zaniepokoiła informacja, że adwokatem Jarosława W. w sprawach z doniesienia Gierowskiego jest wzięty warszawski prawnik Andrzej P., który w przeszłości był m.in. pełnomocnikiem bossa gangu pruszkowskiego Andrzeja Zielińskiego pseudonim „Słowik” i siedział krótko w areszcie za przedstawienie fałszywego zwolnienia lekarskiego wystawionego dla wołomińskiego gangstera Krzysztofa Radomskiego pseudonim „Uchal”. W maju 2009 r. mec. P. – jak poinformował nas rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi Jarosław Szubert – został aresztowany m.in. razem z Lwem Rywinem pod zarzutem powoływania się na wpływy w jednej z warszawskich prokuratur rejonowych i w jednym ze stołecznych sądów. - Oczekuję od ministra sprawiedliwości wyjaśnienia, czy aresztowany adwokat nie podejmował również działań bezprawnych w związku ze śledztwem dotyczącym przywłaszczenia akcji Pepeesu wielomilionowej wartości – powiedział nam senator Okła. O tym, że tak mogło być, przekonany jest J. Gierowski. Na podstawie dostępnej nam wiedzy nie możemy tego potwierdzić. Zwłaszcza, że prokurator Szubert ze względu na dobro śledztwa odmówił ujawnienia, na jaki sąd i prokuraturę bezprawnie powoływał się Andrzej P. Do ostatnich spektakularnych sukcesów głośnego adwokata niewątpliwie należy ostateczne umorzenie śledztwa z doniesienia Gierowskiego przeciwko Jarosławowi W. Zwycięstwo w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie może okazać się pyrrusowe, gdyż – jak poinformował nas jej rzecznik prokurator Mateusz Martyniuk – niezależnie od umorzonego prawomocnie postępowania w Prokuraturze Rejonowej dla Warszawy-Śródmieścia toczy się odrębne śledztwo dotyczące operacji na rachunku bankowym Jarosława W. Jest ono zawieszone od 30 czerwca 2009 r. w oczekiwaniu na realizację międzynarodowej pomocy prawnej. Poza tym do sądu trafił prywatny akt oskarżenia Gierowskiego przeciw jego dawnemu powiernikowi. Autorami oskarżenia są prof. Piotr Kardas, współtwórca kodeksu karnego, i były prokurator, mec. Jacek Gutkowski. Ponadto W. dostał od J. Gierowskiego wezwanie do zwrotu ok. 11 mln zł pochodzących ze sprzedaży akcji Animpolu na rzecz Smithfield Foods. Trafiły one na rachunek bankowy Jarosława W. Inwestor przed sądem cywilnym przedstawia dowody na to, że powiernik nigdy nie rozliczył się z tych środków finansowych ani z kupionych za nie akcji. Chodzi nie tylko o akcje Pepeesu, ale także Łukbutu i Ekodrobiu. Według relacji jednego z pełnomocników Gierowskiego, podczas przesłuchania w prokuraturze, W. odmówił odpowiedzi na pytanie, co się stało z tą częścią pieniędzy od Amerykanów, które – co sam potwierdził – nie były jego własnością, lecz inwestora. Skorzystał z prawa do odmowy powołując się na grożącą mu odpowiedzialność karną. Odrzucił też propozycję swego adwersarza, by dał się przesłuchać z użyciem wykrywacza kłamstw. Nie miałoby to zresztą wartości dowodowej. Deklaracje i uniki Jarosław W. początkowo w rozmowie telefonicznej zadeklarował udostępnienie nam pełnej dokumentacji sporu z Gierowskim, a zwłaszcza dokumentów dotyczących jego rzekomej pożyczki od znajomego z Niemiec Josefa Preisnera. Miało to – jak sam podkreślał - zagwarantować bezstronne naświetlenie sporu. Na prośbę aplikanta adwokackiego Piotra Kuśnierza, zastępującego aresztowanego mec. Andrzeja P., 26 czerwca 2009 r. wysłaliśmy W. mail z zestawem roboczych pytań, które miały ułatwić powiernikowi przygotowanie się do rozmowy. Skończyło się na czczych obietnicach. Piotr Kuśnierz i jego klient nigdy się z nami nie spotkali i nie odpowiedzieli na żadne z przesłanych pytań. Po naszym telefonie do byłego powiernika, Piotr Kuśnierz uciekł się do adwokackiej sztuczki odsyłając nas do akt umorzonego prawomocnie śledztwa w sprawie zmuszania Jarosława W. za pomocą gróźb karalnych do podpisania oświadczenia stwierdzającego, iż akcje Pepeesu na jego rachunku maklerskim są własnością J. Gierowskiego. „Szczerze jednak radzę Panu, aby zapoznał się Pan z aktami sprawy, w której postępowanie przygotowawcze prowadziła Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe, z zawiadomienia Pana W., przeciwko Gierowskiemu oraz Kaczorowi (Dariusz, współpracownik J. Gierowskiego – przyp. red.) – czytamy w mailu obrońcy W. Z kolei podczas rozmowy przez telefon Kuśnierz chciał wiedzieć, skąd znamy numer komórki jego mandanta, a także, kto udostępnił nam akta sądowe i prokuratorskie. „Zastanawiam się w jaki sposób zapoznał się Pan z aktami tej sprawy, jeżeli nie ma na ten temat żadnej informacji w aktach sprawy. Przypuszczam zatem, że mógł się Pan z nimi zapoznać za pośrednictwem G. (Gierowskiego – przyp. red.), co z kolei oznacza, iż materiał, który Panu pokazano mógł być bardzo "okrojony" – napisał adwokat Jarosława W. Właśnie dlatego, żeby materiał nie był – czego obawiał się Piotr Kuśnierz – „okrojony” prosiliśmy parokrotnie obu panów o spotkanie i dostęp do „ich” dokumentów. Jak widać, bezskutecznie. Nota o autorze: Jarosław Jakimczyk jest znanym dziennikarzem śledczym. Współpracuje lub współpracował m.in. z Życiem, Rzeczpospolitą, Wprost, TVP. 21 sierpnia 2009
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Jak powstawała III i IV RP w Łomży |
ehhhhhh
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Jak powstawała III i IV RP w Łomży |
i się teraz zacznie czystka w firmie. Przez te kilka dni do walnego poleci kilka niewygodnych osób . A potem się zobaczy co będzie dalej .:):):):)
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Re: Jak powstawała III i IV RP w Łomży |
A co stało się z 5% akcji PEPEES które było w posiadaniu TI Jantar ????? Też wyparowały w jakiś dziwny sposób. Czyżby zostały sprzedane za 50 % wartości ???????????????
|
Odpowiedz na tę wiadomość
|
Wyświetlaj drzewo | Nowszy wątek | Starszy wątek |