Uratował życie człowiekowi
Deszczowy wtorek. Dzień jak co dzień w ratuszu. Naczelnik Przemysław Chełstowski wypełnia obowiązki służbowe. Czeka w sekretariacie wiceprezydentów na rozmowę z przełożonym. Nagle słychać głuche uderzenie, jakby przedmiot upadł, i szurnięcie biurka czy krzesła, co przesunęło się po posadzce. Z parteru na piętro dobiega krzyk: "O Matko, leży człowiek!". Pan Przemek wybiega z sekretariatu i widzi przy schodach na parterze leżącego mężczyznę. - Krzyknąłem do sekretarki, by dzwoniła po karetkę, i sam zbiegłem po schodach - opowiada w środę w gabinecie o sytuacji, jak uratował życie około 70-letniemu mężczyźnie, prowadząc masaż serca, jak pomagały urzędniczki i jak zadziałał defibrylator. Urządzenie w 2007 r. ufundowała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
Dochodziła godzina 9. rano. W wysokim, rozległym hallu ratusza było kilka osób. Niespodziewaną sytuację w pobliżu schodów, prowadzących na piętro, zauważył też dyżurujący na parterze strażnik miejski. Szybka konsultacja i naczelnik przełożył nieprzytomnego mężczyznę na wznak, bo leżał na boku. Sprawdził drożność dróg oddechowych, poszukał pulsu w tętnicy szyjnej i nadgarstku. Klatka piersiowa się nie poruszała. Mężczyzna nie dawał żadnych oznak życia... W tym czasie pojawiła się urzędniczka Bogumiła Cwalina z defibrylatorem. - Czy wykonam masaż serca...? Odpowiedziałem, że tak - wspomina naczelnik emocje z wtorku. Pani Bogusia rozpakowała urządzenie, Pan Przemek wykonał 30 silnych ucisków klatki 70-latka, chwilę zajęło przyklejenie 2 elektrod: tuż pod sercem i po prawej stronie, powyżej. Jeszcze kilkadziesiąt ucisków i przycisk "start". Maszyna komunikuje, że trwa diagnostyka poszkodowanego. Niebawem obwieszcza, że zaleca użycie defibrylatora. Drugi przycisk i urządzenie działa. Po chwili ciało lekko zadrgało, lecz urządzenie powtarza diagnostykę kilka razy.
- I wreszcie, po około minucie, może półtorej, mężczyzna wciągnął jednokrotnie głęboki oddech - opowiada z przejęciem Pan Przemek. Po około 20 sekundach klatka piersiowa zaczęła się poruszać. Mężczyzna wziął dwa głębokie oddechy, w długich odstępach, tym razem wypuszczając powietrze. Naczelnik ułożył petenta w pozycji bocznej bezpiecznej. - A wtedy usłyszałem sygnał karetki Pogotowia... - uśmiecha się 46-latek. Jest inżynierem elektroenergetykiem po Politechnice Białostockiej i absolwentem "Mechaniaka" w Łomży. Pierwszy raz w życiu reanimował człowieka. Przydał się kurs pierwszej pomocy, żeby zdobyć uprawnienia instruktora strzelectwa myśliwskiego.
Gratulacje
Ratownik medyczny z karetki po godzinie 9. "podziękował za akcję i przejął pacjenta". Mężczyzna bez oznak życia po masażu serca i jednym strzale elektrycznym odzyskał krążenie krwi i oddech. - Gratuluję, uratował Pan życie człowiekowi - dziękował ratownik Piotr Mierzejewski naczelnikowi Przemysławowi Chełstowskiemu z wydziału gospodarki komunalnej Urzędu Miejskiego w Łomży.
Za takie odważne, rozważne i skuteczne działania gratulacje należą się Panu Naczelnikowi - ocenia dr Mikołaj Czajkowski, od 22 lat pracujący w Pogotowiu Ratunkowym w Łomży. Pogotowie dosyć często wyjeżdża do zdarzeń, w których pojawia się hasło "nieprzytomny człowiek". Dzwoniący pod numery alarmowe: 112 oraz 999 są zazwyczaj laikami. Nie umieją rozpoznać przyczyn leżenia albo nie chcą, boją się lub brzydzą podejść do leżącego człowieka. Powodów nieprzytomności może być dużo: udar mózgu, zawał serca; zatrzymanie krążenia; zbyt niski poziom cukru u cukrzyka; drgawki - na przykład przez padaczkę bądź odstawienie alkoholu; nadużycie alkoholu; nerwica. Sytuacje tej "nieprzytomności" wynikają z sytuacji medycznych i niemedycznych, np. wypadek samochodowy i rowerowy czy spadnięcie ze schodów (ale nie we wtorek w ratuszu). Laicy za nieprzytomność biorą nawet chwilowe zasłabnięcie, gdy wystarczy chwila odpoczynku, świeże powietrze i coś chłodnego do wypicia. - W takich niespodziewanych sytuacjach, jak ta we wtorek w Urzędzie Miejskim, liczy się: chęć, wiedza oraz wykonanie - przypomina dr Czajkowski. Ludzie wolą nie podchodzić, ażeby sprawdzić, w jakim stanie jest leżący człowiek, aby nie ponosić później odpowiedzialności za czyn.
Liczy się czas
- Jeśli ktoś na chodniku czy podłodze umiera, nie porusza się i nie ma oddechu, to trzeba mu pomóc natychmiast, bo bez szybkiej pomocy i tak umrze - przestrzega dr Czajkowski. - Trzeba przemóc się i podejść, zapytać o stan leżącego, dotknąć i zacząć działać. Przede wszystkim, wezwać służby pod nr. 112 lub 999, podać adres zdarzenia i telefon do siebie, odpowiadać na pytania. W oczekiwaniu na karetkę, sprawdzić oddech i reakcję na bodźce. Uciskać pośrodku klatkę piersiową w rytmie ok. 100 razy na minutę na głębokość 4 - 5 cm - bo szybkie i mocne uciski mostka powodują, że uciska on na serce i wyciska krew, żeby znów popłynęła w tętnicach i żyłach. Trzeba zabezpieczyć miejsce zdarzenia - np. trójkątem, a jeśli jest w pobliżu, posłużyć się defibratorem zautomatyzowanym typu AED. Przypomnijmy, że błyskawiczna interwencja nauczycieli Szkoły Podstawowej nr 5 w Łomży - reanimujących mężczyznę - uratowała życie rodzicowi, który przyjechał po lekcjach zabrać syna. - Świadomość społeczna jest konieczna, żeby szybko pomagać, bo mózg jest bardzo wrażliwy i bez tlenu przestanie szybko funkcjonować - apeluje dr Mikołaj Czajkowski z Pogotowia Ratunkowego. - Po 5 minutach niedotlenienia z każdą następną minutą traci właściwości, aż dochodzi do martwicy tkanki mózgowej. Oby w przypadku, gdy komuś z nas potrzebna jest pomoc i reanimacja, pojawił się ktoś odważny, zdecydowany i opanowany jak bohater z ratusza Pan Przemysław Chełstowski.
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146
Szybka pierwsza pomoc ocaliła życie mężczyzny
Uratował kobietę i... nie czuje się bohaterem