Powstanie Warszawskie 1944 – tragiczny plan na 3 dni
- Zabierzcie ze sobą jedną zmianę bielizny i porcje jedzenia na 3 dni, bo to dłużej nie potrwa - takie instrukcje dawali dowódcy oddziałów Armii Krajowej podwładnym tuż przed wybuchem walk w Warszawie 1. sierpnia 1944 r. - Skąd błędna kalkulacja przywódców AK, w kontekście faktycznego przebiegu walk na ulicach stolicy? - zastanawia się historyk Marek Urban, autor bloga „Zanurzeni w historii”. - Powstanie w Warszawie trwało przecież nie 3, ale 63 dni, i zakończyło się wielką katastrofą dla miasta i jego mieszkańców. Nie osiągnięto przy tym żadnego z wyznaczonych celów.
Bilans 63 dni walk Polaków z Niemcami w Warszawie, w chwili podpisania przez dowódców Armii Krajowej kapitulacji 3. października 1944 r., wyglądał następująco: zginęło 200 tysięcy Polaków i 2 tysiące Niemców (oraz kilka tysięcy Rosjan, Ukraińców i Kozaków, kolaborujących z Niemcami). Niezależnie od naszej współczesnej oceny celu i sensu czy bezsensu krwawej ofiary mieszkańców Warszawy, tamte dzieci i kobiety, tamci chłopcy i mężczyźni, polegli w ruinach stolicy powinni być wspominani – oto dzisiaj jedyna moralna nagroda, jaką za ich poświęcenie możemy im dać. Zostali zamordowani, zastrzeleni, spaleni, utopieni w kanałach przez Niemców i ich pomocników. Zginęli w sierpniu i wrześniu 1944 r. często z poczuciem porzucenia, a nawet i zdrady ze strony polityków Polskiego Państwa Podziemnego i dowódców Armii Krajowej. Ocena Powstania zawsze iskrzyła...
Bić się czy nie bić?
Jak co roku, w okolicy 1. sierpnia powraca w debacie publicznej temat celowości i sensu wybuchu powstania w Warszawie. - Jak w wielu innych sprawach w naszym kraju, mamy ostry spór nie tylko na argumenty, ale i emocje – pisze w eseju Marek Urban (link do całości, którą podajemy w wersji krótszej, mają Państwo poniżej). - Z całą pewnością dowódcy AK i politycy państwa podziemnego stanęli przed dylematem jak z greckiej tragedii, gdzie każda decyzja jest zła. Niepodjęcie walki z wycofującymi się z Warszawy oddziałami niemieckimi oznaczało oddanie inicjatywy politycznej całkowicie w ręce Stalina i polskich komunistów, z możliwością inkorporowania Polski do ZSRR. Z kolei rozpoczęcie operacji militarnej bez uzgodnienia z nacierającą na stolicę Armią Czerwoną - radziecką było działaniem niezwykle ryzykownym, bo dowódcy AK nie mieli dostępu do planów wojskowych Rosjan i nie znali faktycznej daty ich ofensywy. Z wszystkich złych opcji Komenda Główna AK wybrała chyba tę najgorszą z możliwych... Profesor Maria Janion nazywała Powstanie Warszawskie „romantycznym zrywem Polaków”, podobnie jak strajki czasu Solidarności w 1980 r.
Większość powstańców nie miała broni
Dano rozkaz do rozpoczęcia walk 1. sierpnia w sytuacji, gdy Rosjanie wstrzymali swoje natarcie po przegranej bitwie pancernej na przedpolu Warszawy. Do walki wyruszyło ok. 35 tysięcy odważnych młodych ludzi, uzbrojonych w zaledwie 3 tysiące karabinów ręcznych i pistoletów maszynowych. W typowym 25-osobowym oddziale tylko jeden żołnierz miał karabin, trzech - czterech pistolety, a kilku kolejnych miało granaty lub butelki z benzyną. Większość zmobilizowanych powstańców szła do walki dosłownie z gołymi rękami. Dowódca Warszawskiego Okręgu AK Antoni Chruściel - „Monter” był tego w pełni świadom, bo wydał rozkaz, aby takich żołnierzy, dla których zabrakło broni, wyposażyć w siekiery, kilofy i łomy i przydzielić do grup szturmowych, jako oddziały pomocnicze. Mieli oni broń zdobyć na wrogu.
Tego samego zdania był też Jan Stanisław Jankowski, delegat rządu polskiego w Łondynie na kraj, który na pytanie Jerzego Brauna, członka podziemnego parlamentu, skąd powstańcy mają wziąć broń, odpowiedział: „Niech sobie zdobędą”. Już na początku powstania 8. sierpnia „Monter” wydał rozkaz do komendantów obwodów, że żołnierze nieuzbrojeni noszą butelki zapalające, granaty lub kamienie o kształcie i wadze granatów ręcznych. Rozbiją one twarz żołnierza niemieckiego lub obezwładnią jego ręce całkiem skutecznie na bliską odległość. A tej amunicji nam nie brakuje... Taki rozkaz wydał zawodowy oficer, który przed wojną był wykładowcą w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie...
- Nie wiem, czy obaj przywódcy powstańczego zrywu w Warszawie byli świadomi tego, że tymi słowami powielali sposób myślenia i działania swoich ideowych poprzedników – przywódców Powstania Styczniowego z 1863 roku – porównuje dylematy decyzji z 1944 r. oraz 1863 r. ceniony historyk. - Tam, z braku broni, wymyślono obok formacji kosynierów także formację drągolierów, czyli żołnierzy uzbrojonych w kije, którymi mieli pogonić żołnierzy carskich i zabrać im broń.
Rozdwojenie decyzji o ogłoszeniu powstania
Decyzję o wybuchu powstania w Warszawie podejmowano w sytuacji chaosu kompetencyjnego, w wielkim napięciu i kłótniach. Jeszcze na początku lipca 1944 obowiązywała koncepcja prowadzenia działań zbrojnych Akcji „Burza” poza stolicą. Dlatego 7. lipca za zgodą dowództwa AK wysłano do oddziałów partyzanckich na wschodzie około tysiąca pistoletów maszynowych wraz z zapasami amunicji. W chwili wybuchu powstania tej broni bardzo brakowało. W Komendzie Głównej AK za powstaniem opowiedzieli się generałowie: Leopold Okulicki i Tadeusz Pełczyński, sceptyczny był szef wywiadu Kazimierz Iranek-Osmecki. Generał Tadeusz Bór-Komorowski (po Stefanie „Grocie” Roweckim, aresztowanym w lipcu 1943), komendant główny AK przyjmował chwiejną postawę i ulegał wpływowi Okulickiego, który w trakcie narad potrafił krzyczeć na swojego przełożonego i to on, przez szantaż moralny, wymusił na Komorowskim zgodę na wybuch powstania. Zwolenników akcji zbrojnej poparł Antoni Chruściel, „Monter”, kierujący strukturami wojskowymi w Warszawie.
Podobnie w Londynie: za powstaniem był premier Stanisław Mikołajczyk, natomiast przeciwko wódz naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski, ale także właściwie wszyscy wyżsi oficerowie tzw. „piłsudczycy” – Władysław Anders, Stanisław Kopański, Stanisław Sosabowski. Głos decydujący należał do wodza naczelnego Kazimierza Sosnkowskiego, który - przy całym sceptycyzmie co do powstania w Warszawie - jednak go nie zabronił i w kluczowym momencie podejmowania tej decyzji wyjechał z Londynu na inspekcję wojska i celowo był trudno dostępny.
Założenia dowódców okazały się błędne
1. sierpnia 1944 o godzinie 17. do walki ruszyły oddziały powstańcze, które otrzymały rozkazy w dużej mierze nie do wykonania - zajęcie wszystkich 179 umocnionych przez Niemców obiektów o strategicznym znaczeniu. Powstańcy atakowali bez żadnego wsparcia z powietrza i zasłony dymnej, która osłabiłaby miażdżący ogień karabinów maszynowych. Niemcy nie byli zaskoczeni wybuchem powstania w Warszawie, wiedzieli o przygotowaniach, a nawet - jak się później okazało - dokładnie znali dzień i godzinę jego rozpoczęcia. Skończyło się w sposób łatwy do przewidzenia – masakrą powstańców i wielkimi stratami. Nie udało się zająć żadnego z obiektów o kluczowym znaczeniu: mostów na Wiśle, lotniska na Okęciu, terenu Uniwersytetu, budynków policji. Ogromna dysproporcja sił skłoniła Komendę Główną AK do zakończenia walk po prawej stronie Wisły na Pradze już 3 sierpnia.
Plan dowództwa AK, obliczony na 3 dni, opierał się na 5-u przesłankach 1. Armia radziecka zajmie Warszawę w ciągu najbliższych 3 - 4 dni. 2. Oddziały Niemców są na tyle zdemoralizowane i słabe, że nawet niewielki nacisk z polskiej strony spowoduje, że wycofają się z miasta. 3. Anglicy zgodzą się na wysłanie do Warszawy elitarnej brygady spadochronowej płk. Stanisława Sosabowskiego, a jeżeli walki się przedłużą, 4. alianci drogą lotniczą wyślą zrzuty broni i zaopatrzenia. Kluczowy w tej kalkulacji był wynik rozmów premiera Stanisława Mikołajczyka z samym Stalinem w Moskwie pod koniec lipca '44, 5. nadzieja na kompromis polityczny z ZSRR i współpracę wojskową. Dramat Powstania Warszawskiego i jego uczestników polegał na tym, że wszystkie te założenia okazały się błędne, zaś planu B, awaryjnego, dowództwo AK nie miało. Przedłużano więc walki, które stawały się coraz bardziej beznadziejne i pochłaniały kolejne tysiące ofiar...
W tym miejscu bloga historyk Marek Urban bardzo obszernie wyjaśnia, dlaczego przywódcy AK zaplanowali operację 1. sierpnia 1944 akurat na 3 dni? Co kierowało myśleniem, że w tak krótkim czasie słabo uzbrojone oddziały Polaków zmuszą do ucieczki 20-tysięczny garnizon niemiecki? Generałowie powstania mogli mieć w pamięci wydarzenia z listopada 1918 r., z niepodważalnym autorytetem Marszałka Piłsudskiego, o których przeczytają Państwo w poniższym linku. Dlatego niepotrzebnie zginął Leon Kaliwoda...
Ocalony Paryż, zrujnowana Warszawa
20. lipca 1944, tuż przed wybuchem powstania, miał miejsce zamach na Hitlera, który dowództwo AK potraktowało jak wstęp do rewolucji – takiej, jaka zdarzyła się w armii niemieckiej pod koniec I wojny światowej. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Hitler przeżył zamach na życie i jeszcze bardziej wzmocnił jedynowładztwo w III Rzeszy. Brutalnie rozprawił się z uczestnikami spisku i kazał bez litości karać buntowników w krajach podbitych. Gdy w 1944 roku wybuchły powstania w Warszawie 1. sierpnia i w Paryżu 19. sierpnia, rozkaz Hitlera dla niemieckich generałów brzmiał podobnie – zniszczyć miasto, powstańców rozstrzelać. Na szczęście dla Paryża, generał Dietrich von Choltitz nie chciał wykonać rozkazu Hitlera i nie wysadził w powietrze Łuku Triumfalnego ani Wieży Eiffla. Miał również zbyt mało wojska, aby skutecznie spacyfikować tak wielkie miasto. Po tygodniu walk do Paryża wkroczyły amerykańskie oddziały generała Pattona i Paryż był wolny.
Natomiast w Warszawie rozkaz Hitlera o bezwzględnej pacyfikacji powstania zrealizował w dniach 5. - 7. sierpnia na Woli generał Heinz Reinefarth ze swoimi oddziałami: w masowych egzekucjach zginęło wówczas około 50 tysięcy cywilów. Armia radziecka, inaczej niż amerykańska, nie przyszła powstańcom z pomocą, zajmując pozycje na prawym brzegu Wisły. Olbrzymim błędem okazało się założenie w planie AK, że armia niemiecka bez większego oporu opuści Warszawę. Wywiad AK powinien był zauważyć przygotowania niemieckie do obrony obiektów strategicznych, czynione od kwietnia 1944 r. Garnizon niemiecki wzmacniał swoje siły, pojawiały się bunkry, zasieki z drutu, worki z piaskiem itp. Inaczej niż w listopadzie 1918 roku, armia niemiecka pod koniec II wojny światowej, pomimo ogromnych strat, walczyła z determinacją do 8. maja 1945 roku.
„Nie chodzi o to, aby umierać za ojczyznę”
- Kalkulacje i plany inicjatorów wybuchu powstania warszawskiego okazały się błędne, a myślenie o skutkach decyzji czysto życzeniowe – komentuje historyk Marek Urban, studiujący w UW u prof. Janusza Tazbira, prof. Henryka Samosnowicza, prof. Jerzego Skowronka. - Nawet jeśli przyjmiemy, że powstanie z różnych powodów musiało wybuchnąć, to na pewno nie w tamtym momencie, nie 1. sierpnia! Nie było żadnych szans na to, aby trwało tylko 3 dni, jak optymistycznie przedstawiano w rozmowach z przyszłymi powstańcami. Zafałszowany obraz wydarzeń z listopada 1918 r. odegrał tutaj swoją rolę i dotyczyło to nie tylko dowódców AK, ale i wielu mieszkańców Warszawy. Oni tak właśnie zapamiętali tamte wydarzenia...
Tworzenie podkolorowanego, a często celowo błędnego obrazu przeszłości jest groźne dla funkcjonowania wspólnoty narodowej. W XIX w. pisał wybitny historyk Józef Szujski, że „fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki”. W imię budzenia dumy narodowej, patriotyzmu, obrony honoru naszego narodu politycy kiedyś, ale i dzisiaj chętnie wykorzystują przeszłość do swoich celów, co nazywają polityką historyczną. Z tej perspektywy, bardzo jestem ciekaw kształtu wystawy stałej właśnie otwartego Muzeum Historii Polski na terenie Cytadeli – tj. instytucji kilkakrotnie większej i droższej niż Muzeum Powstania Warszawskiego. Jak tam zostaną wyważone proporcje między chwalebnymi i wstydliwymi wydarzeniami z przeszłości i czy znowu, jak w przypadku Muzeum Historii II Wojny Światowej, ważniejsi od profesjonalnych historyków okażą się politycy.
Bezkrytycznym admiratorom Powstania Warszawskiego polecić do przemyślenia warto zdanie Georga Pattona, generała armii USA z okresu II wojny światowej: „Na wojnie wcale nie chodzi o to, aby umierać za ojczyznę, ale aby nasi wrogowie umierali za swoją”.
https://marka.edu.pl/2023/10/02/powstanie-warszawskie-plan-na-3-dni/
Opracowanie red. i skrót:
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146
-
Powstanie Warszawskie w Łomży
-
Mieczysław Bruszewski ps. „Pudel” w Powstaniu Warszawskim
-
79. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego
-
Symbole pamięci o Polsce Walczącej w 73. rocznicę Godziny W
-
„Pudel” i inni powstańcy warszawscy z Łomży
-
Mieczysław Bruszewski nie żyje
-
Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski dla Powstańca z Łomży
-
Cześć i chwała z Łomży Bohaterom Powstania Warszawskiego
-
Mieczysław Bruszewski ps. „Pudel”, czyli Powstanie Warszawskie we wspomnieniach łomżyniaka