Łomżyński duet Wincenciak / Remez w muzycznej formie
Zagrali lekko po raz pierwszy dwugodzinny koncert, w którego programie były szlagiery Czesława Niemena, jak „Wspomnienie”, Grzegorza Hyżego - „Wstaję” i „Na chwilę” oraz nieśmiertelnego Dżemu „Do kołyski”. Poprawili to dobre wrażenie mocniejszym uderzeniem po akordach Guns N' Roses i Neyo, wprawiając zwłaszcza młodzieżową publiczność przed letnią sceną Restauracji Na Farnej w podziw i radosne uniesienie. - Muzyczny chrzest przeszliśmy już przed szerszą, w dużej mierze znaną nam z relacji koleżeńskich, publicznością na początku roku w Herbaciarni Pikoteria – dzieli się wrażeniami gitarzysta akustyczny Łukasz Remez (lat 20), który akompaniował Marcinowi Wincenciakowi (lat 20), pianiście i wokaliście, cenionemu długie lata w Studio Piosenki PopArt. - Obaj z Marcinem myślimy po tym graniu, koncercie, że zdaliśmy muzyczny sprawdzian Na Farnej.
Młodzi łomżyniacy w muzycznym uniesieniu i świetnie zgranym brzmieniu pianina elektrycznego i gitary wykonywali kolejne przeboje, wśród których nie zabrakło, m.in., Myslovitz „Nienawiść” i Mrozu „Nic do stracenia”. - W miarę pojawiania się kolejnych, ciekawie aranżowanych piosenek i powolnego zapadania zmroku powstawała szczególna atmosfera międzypokoleniowej więzi między nami a widownią – kontynuuje Łukasz Remez, który (tak jak Marcin Wincenciak) ukończył Szkołę Podstawową nr 7, Publiczne Gimnazjum nr 1 i II LO w Łomży. - Powstał przyjazny klimat dobroci.
Uznanie dla idoli nie wystarczy – trzeba pracować
- Myślę, że poszło nam bardzo dobrze, bo publika dopisała, poradziliśmy sobie z tremą występu na żywo – dodaje Marcin Wincenciak, dla którego występy na wszelkich małych i dużych scenach to – włącznie z kilkunastoma tysiącami widzów na Gościńcu Łomżyńskim 2014 – swoista codzienność. - Łukasz ukończył pierwszy rok studiów inżynierii materiałowej na Politechnice Warszawskiej, a ja kulturoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Prawie dwa tygodnie spotykaliśmy się, żeby razem przygotować repertuar do drugiego koncertu. Łukasz po wakacyjnej pracy pomocnika budowlanego w Łomży wychodził o godz. 17. Godzinę później spotykaliśmy się, aby opracowywać nowe utwory.
Jednak muzyczna przyjaźń zaczęła kiełkować ponad rok wcześniej, nie mogąc wyrosnąć okazalej z powodu... matur w II LO. - Nie było czasu na próby i wspólne granie, ponieważ musieliśmy skupić się na egzaminach maturalnych – tłumaczą. - Dopiero w wakacje po trzeciej klasie licka mogliśmy pójść z gitarą na tory kolejowe... Tam nie było pociągów, tłumu znajomych, tylko cisza i my dwaj... Można było skupić się na rozmowie o naszych planach artystycznych, na graniu i na śpiewaniu...
W młodzieńczej „płytotece” ulubionych wykonawców mają rozległe i szerokie spektrum. Marcin ceni wokalistów, z którymi próbuje zmierzyć się czystością i skalą głosu: Justin Timberlake, Usher, Justin Bieber, Neyo czy Chris Brown. Łukasz, uczący się samodzielnie gry na gitarze i wyciągający Marcina na tory, żeby pochwalić się nowymi umiejętnościami, wskazuje zespoły dobre do nauki: Stare Dobre Małżeństwo, Jamiroquai i Myslovitz. Oprócz pasji muzycznej, mają pasję „sportową”: Łukasz prawie każdego dnia sięga po gitarę, pierwszą kupił sobie w listopadzie 2010; Marcin przez sześć lat zasiadał przy pianinie w PSM i w domu i ponownie odkrywa uroki pięknego instrumentu. Nie od dziś wiadomo: zainteresowanie muzyką i uznanie dla idola nie wystarczą. Trzeba pracować.
Marzenia niektórym się spełniają – tyle że powoli...
Co rzadkie i budzące uznanie w środowiskach młodzieży na granicy szkoły średniej i studiów, obaj przyjaciele nie popijają alkoholu i nie sięgają po papierosy. Inspiracji do tworzenia szukają w sobie samych i nawzajem, w otaczającym świecie. Nie trzeba im uzależniających i zabójczych substancji psychoaktywnych. - Pierwszy krok, żeby marzenia się spełniły, to spróbować, odważyć się pokazać słuchaczom, najpierw w Łomży, a potem gdzieś dalej – planuje Marcin. - Nie ma co obrażać się na początkowe naśladownictwo piosenek: uczymy się od najlepszych, żeby wypracować własny styl. Mamy jeszcze rok czy dwa, by wydobyć z siebie autentyczne emocje, może nowatorskie brzmienie. Nie dołujemy się, że Łomża to prowincja, powiatowe miasto. Każde miejsce jest dobre, by tworzyć. Tu mieliśmy szczęśliwe dzieciństwo, mieliśmy co robić w szkołach, by nie pójść w chuligankę. Rok temu nie myśleliśmy, żeby koncertować. Rozmowa, śpiew i gitara to był odpoczynek po maturze.... Ale coraz więcej słyszymy opinii, żeby się nie rozstawać, żeby dalej pracować i... spełnić marzenie.
Mirosław R. Derewońko