Szalony wieczór z Tercetem czyli Kwartetem
Bee Gees i Abba. Jake i Elwood z kultowego filmu „Blues Brothers”. Gwiazdy polskiej, włoskiej i hiszpańskiej piosenki. Wszyscy oni wystąpili w Łomży dzięki, wcielającym się w ich role, popularnym artystom: Hannie Śleszyńskiej, Piotrowi Gąsowskiemu, Robertowi Rozmusowi i Wojciechowi Kalecie. Występ Tercetu czyli Kwartetu był kabaretowym akcentem Łomżyńskiej Jesieni Kulturalnej oraz jednym z etapów jubileuszowej trasy grupy. – My cały czas wyglądamy jak 20 lat temu, mimo tego, że te 20 lat właśnie minęło! – podkreślał Piotr Gąsowski.
Tercet czyli Kwartet zafundował łomżyńskiej publiczności półtorej godziny rozrywki na najwyższym poziomie. Tworzący zespół artyści są bowiem znani nie tylko z wyśmienitego warsztatu aktorskiego i umiejętności wokalnych, ale przede wszystkim z poczucia humoru i umiejętności nawiązywania błyskawicznego kontaktu z widzami. Kupili więc publiczność już pierwszym numerem, wiązanką największych przebojów Bee Gees z dowcipnymi polskimi tekstami, w której Robert Rozmus brawurowo wcielił się w rolę śpiewającego falsetem Barry’ego Gibba. Solista równie efektownie zaprezentował się w innych przebojach muzyki pop czy operetkowej trawestacji, ale największe brawa zebrał jako Roberto Rozzellini, śpiewający włoskie przeboje. Na scenę posypały się wówczas szale, biustonosze i inne fragmenty damskiej bielizny. Zespołowym popisem czworga wokalistów był zaś medley, również zaśpiewanych po polsku, największych hitów kwartetu Abba oraz szalona wiązanka ognistych hiszpańskich przebojów, z Roberto Rozmusem i Pedro Gonzalesem w rolach głównych. Hanna Szleszyńska czarowała zaś w bardziej lirycznych piosenkach, jak „New York, New York”, w której nie zawahała się zaśpiewać, że to miasto przy Łomży wysiada oraz „Windą do nieba” zespołu 2 + 1, odśpiewaną z chórem publiczności.
Mistrzem ceremonii i konferansjerem był Piotr Gąsowski, często też jednak śpiewający solo („Gdzie się podziały tamte prywatki”) lub w duecie z Rozmusem („Sweet Home Chicago”).
Co prawda niektóre monologi były przydługie, jak ten o traumatycznych przeżyciach związanych z myleniem go z innymi osobami noszącymi to samo nazwisko lub wręcz niezbyt aktualne i nudne, by wspomnieć ten o programie telewizyjnym „Moment prawdy” nie emitowanym już od kilku lat. Jednak inne sytuacje, często improwizowane na gorąco, zniwelowały ten drobny mankament. Jubileuszowym akcentem był zaś spory fragment debiutanckiego programu Tercetu czyli Kwartetu z 1993 r., ze wspomnianymi już operowymi popisami Rozmusa czy karkołomną piosenką o dykcji, opartą na „Alleluja” Haendla.
Wojciech Kaleta rzadko zaś decydował się na porzucenie klawiatury i wyjście w światła rampy, śpiewając i dyrygując zespołem, z wyśmienitą gitarzystką Magdą Czwojdą na czele.
Nic dziwnego, że po takiej dawce humoru i wokalno-tanecznych popisów publiczność domagała się bisów. Jej aktywność została nagrodzona finałową, ponoć nie planowaną tego dnia piosenką, w której artyści zadeklarowali, że w teatrze liczy się widz, zaś aktorzy i widowisko sami tak naprawdę nie znaczą nic, co było trafną puentą tego radosnego wieczoru.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk