„Boża wizja rodziny”
Jezus wzywał do jedności i modlił się za chrześcijan wszystkich epok ; „Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze we Mnie a ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś ty mnie posłał”(J7,21). Wezwanie do jedności skierowane jest w sposób szczególny i wyjątkowy do chrześcijańskich małżonków. Tworzenie i nieustanne podtrzymywanie wzajemnej jedności w małżeństwie i rodzinie jest pierwszym i najważniejszym zadaniem, jakie Bóg stawia, przed rodziną. Mężczyzna i kobieta łączą się ze sobą tak ściśle, że stają się jednym ciałem. (Rdz2,22). Czy słowa są realne?
Czy dzisiaj, gdy widzimy tyle zagrożeń, gdy tyle słabości w człowieku, mężczyzna i kobieta mogą zdobyć się i zrealizować taki ideał? Przypominają się tu słowa z ewangelii św. Mateusza; „ U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe”. Możliwe, gdy tylko posłucha się Boga do końca i będzie się wiernym temu, co On wskazuje w swoim słowie i gdy Jego - Stwórcę postawi się na pierwszym miejscu. Postawienie Boga w małżeństwie, rodzinie na pierwszym miejscu jest źródłem prawdziwej jedności i podstawą do właściwego jej rozwoju.
Szkocki pisarz powiedział kiedyś swojej żonie: „Najdroższa, im bardziej kocham Boga, tym więcej kocham Ciebie tak, jak powinienem”. Jako chrześcijanie wiemy, że najlepszym Nauczycielem miłości jest sam Bóg. Małżeństwo to nie tylko kontakt między dwiema osobami, to raczej przymierze miedzy Bogiem a małżonkami. Z tej racji jedną z najistotniejszych spaw jest wzrastanie w sferze osobistych kontaktów z Bogiem. Małżonkowie powinni znaleźć czas na wspólną codzienną modlitwę , powinni razem czytać Pismo św. i korzystać ze stałej, systematycznej spowiedzi. Na zakończenie omówienia tego pierwszego - najważniejszego zadania rodziny można podać jeszcze kilka praktycznych uwag, jakimi podzielili się w swojej książce „Gdybyśmy zaczynali od nowa” John i Betty Drcscher. Są to doświadczenia opisane po wielu spędzonych razem latach. A zatem dla wzajemnej jedności polecają oni zwrócenie uwagi na to, aby między małżonkami było więcej: wzajemnej adoracji- czyli gestów czułości i miłości, wspólnego spędzania czasu, wzajemnych rozmów, dostrzegania zalet drugiej osoby, porozumiewania się w sprawach finansowych.
Jedność dwojga nie zamyka małżonków na innych ludzi, bo nie jest dla nich samych. Ta jedność nastawiona jest na służbę bliźniemu. Z tej jedności wynika bezpośrednio drugie zadanie rodziny- służba nowemu życiu.
Trzeba to zadanie rozpatrzeć w dwu płaszczyznach: służba życiu jako troska o przekazanie go na płaszczyźnie zrodzenia nowego człowieka oraz służba życiu jako troska o dobre wychowanie.
Troska o wychowanie jest jakby naturalnym przedłużeniem fizycznego zrodzenia potomstwa. Według Soboru Watykańskiego II i adhortacji ”Familiaris Consortio” rodzice powinni uważać się za pierwszych i głównych wychowawców swoich dzieci. Błędem jest zrzucenie tego przywileju i obowiązku wychowania na innych, szkolę czy kościół, które mają jedynie dopomagać w tym procesie. Aby lepiej dostrzec i zrozumieć, czego Bóg oczekuje od rodziców w tym procesie przypatrzmy się postawie. Ewangelista Marek opisuje spotkanie Jezusa z dziećmi „ Przynosili Mu również dzieci, aby ich dotknął, lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to oburzył się na nich i rzekł do nich: pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im, do takich bowiem należy Królestwo Niebieskie. Zaprawdę powiadam wam , kto nie przyjmuje Królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je”. Przypatrzmy się ostatniemu zdaniu które mówi, że nasz Pan Jezus:
- brał dzieci w objęcia,
- kładł na nie ręce,
- błogosławił je.
Zechciejmy zatem zastanowić się, co to oznacza dla rodziców.
Brać je w objęcia.
Oznacza stworzenie dziecku atmosfery zaufania, życzliwości, bezpieczeństwa i miłości. Ich wzajemna miłość będzie tu najlepszym środowiskiem wzrostu ich dziecka. Jeśli dziecko wie, że rodzice się kochają , wtedy ma poczucie bezpieczeństwa, stabilności i świętości, czego nikt inny nie może mu zapewnić. W późniejszym czasie takie środowisko będą tworzyły wspólne rozmowy, zainteresowanie i wysłuchanie problemów dzieci, wspólnie spędzony czas oraz wspólna praca. Nawet wymagania, jeśli będzie widać, że są stawiane z miłością, zapewnią tę atmosferę miłości. Wielką rolę odgrywają tu wspólne posiłki zwłaszcza świąteczne, niedzielne, gdzie przy stole łatwiej wytworzyć ducha wspólnoty.
Kłaść na nich ręce.
Gest ten często spotykamy w Ewangelii. Liczne uzdrowienia Jezusa dokonywały się przez nakładanie rąk – gest symbolizujący umocnienie, przekazanie siły, przekazanie od siebie temu, na kogo nakłada się ręce. I to właśnie mają czynić też rodzice. Mają przekazywać mądrość, doświadczenie, swój świat wartości, soje dziedzictwo. Najskuteczniej odbywa się to przez przykład własnego postępowania. Przytaczę tu wypowiedź Ojca św. Jana Pawła II zapisaną w książce A. Frossarda „Nie lękajcie się”. Ojciec św. wspomina swoich rodziców, dzieciństwo i pisze tak „(…) stosunkowo szybko stałem się częściowym sierotą i jedynakiem. Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiło. Patrzyłam z bliska na jego życie, widziałem jak umiał od siebie wymagać, widziałem jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków”.
Błogosławić swe dzieci.
Oznacza to przede wszystkim stałą modlitwę rodziców za dzieci i z dziećmi. W tej rodzinnej modlitwie rodzice nie powinni zapomnieć o modlitwie za siebie, aby jeszcze przybliżając się do Boga i Jego miłości potrafili tę miłość przelać na własne dzieci.
Na zakończenie tej krótkiej refleksji o zadaniach rodziny w służbie życiu przez zrodzenie i wychowane potomstwa proponuję jeszcze spojrzeć na kilka praktycznych rad zawartych we wspomnianej książce „ Gdybyśmy zaczynali od nowa”.
John dzieli się tym co by zrobił, gdyby od nowa wychowywał swoje dzieci.
1/ Bardziej starałby się kochać swą żonę, gdyż jeśli dziecko wiedząc, że rodzice się kochają, ma poczucie bezpieczeństwa. Ponadto dziecko kochających się rodziców łatwo przyjmuje istotę Bożej Miłości.
2/ Częściej śmiałby się ze swoimi dziećmi, bowiem wspólny śmiech zbliża do siebie i otwiera na wiele wspólnych spraw.
3/ Z większą uwagą słuchałby swoich dzieci, bo przecież dziecko musi się wypowiedzieć, nie powinno swoich problemów pozostawić tylko sobie. Ponadto starałby się słuchać tzw. „trzecim uchem” starając się dowiedzieć, jakie uczucia kryją się w oczach, bo oczy mówią więcej niż słowa. Drescher podaje taki przykład: „Stałem kiedyś obok ojca, którego syn wzywał kilka razy. Kiedy mężczyzna zauważył, że zwróciłem uwagę na wołanie chłopka i jego obojętną postawę, rzekł: „To przecież tylko dzieciak” a ja pomyślałem, że niebawem gdy ojciec zawoła syna, ten odpowie: „To przecież tylko mój stary”.
4/ Starałbym się więcej czasu spędzać ze swoją rodziną. W jednej z ankiet wyliczono, że ojciec przebywał ze swym dzieckiem przeciętnie w ciągi tygodnia 7,5 minuty!!!
5/ Chętniej chwaliłbym swoje dziecko, nie chodzi tu o pochlebstwa, ale o szczerą pochwałę i uczciwy komplement. Ciągłe wypominanie i krytyka odbiera dziecku wiarę we własne możliwości.
6/ Uczyłbym wiary przede wszystkim swoim życiem i osobistym odnoszeniem swego życia do Boga. Nauczenie dziecka pacierza i samo mówienie o Bogu to zaledwie namiastki prawdziwego poznania i ukochania Boga.
Opracował ks. Dariusz Wojno