poniedziałek 5.03.2007
Gazeta Współczesna - Drogi w mieście dziurawe jak szwajcarski ser Gazeta Współczesna - Był wierny do końca Gazeta Współczesna - Zgodnie z prawem i bezpiecznie Gazeta Współczesna - Emigranci w kitlach Kurier Poranny - Egzamin? Może w Łomży?
Gazeta Współczesna - Drogi w mieście dziurawe jak szwajcarski ser
Nie ma skutecznego sposobu na łatanie dziur w drogach. Działania drogowców są prowizoryczne, a kierowcy jeżdżą slalomem, albo niszczą zawieszenie na dziurawej nawierzchni.
Tylko do jednego zakładu naprawy aut w mieście zgłasza się tygodniowo nawet 14 kierowców, którzy uszkodzili auta na dziurawych drogach.
- Najczęściej nie wytrzymują felgi i opony, ale zdarzają się uszkodzenia wahaczy, belek, a nawet pęknięcia aluminiowych części silnika w nowszych modelach aut - wylicza Antoni Staniórski, właściciel zakładu. - Koszty naprawy wahają się od 30 zł za felgę (150 za aluminiową) do nawet 1,5 tys. zł za kompleksową wymianę dwóch opon, felg i dolnego wahacza, jak w przypadku kierowcy, który wpadł w dziurę na ul. Przykoszarowej - podaje mechanik.
Kierowcy narzekają na stan dróg i na wydatki związane z naprawami.
- Niedawno wymieniałem amortyzatory w swoim aucie, a przez to ciągłe wpadanie w dziury będę musiał je zmienić kolejny raz - narzeka Michał Brenk, młody kierowca.
Według drogowców, zima w tym roku była dla dróg okrutna. Temperatura raz przekraczała 0 stopni, raz spadała poniżej. Kiedy się ocieplało śnieg topniał, a woda wnikała w mikroskopijne szczeliny w nawierzchni. Gdy przychodził mróz, lód rozsadzał asfalt. Po kolejnej odwilży pojawiały się coraz większe pęknięcia.
- Łatanie tych dziur to syzyfowa praca - mówi Arkadiusz Kułaga, dyrektor MPGKiM w Łomży. - Mamy dwie brygady, które ciągle jeżdżą po mieście i wypełniają ubytki masą bitumiczną. Staramy się opanować sytuację, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że są to półśrodki. Jedynym rozwiązaniem jest położenie nowej, szczelnej nawierzchni - wyjaśnia.
Na doraźne remonty dróg MPGKiM przeznacza kwoty rzędu 1,5 mln. złotych. Masa, którą wypełnia się ubytki kosztuje 600 zł za tonę. W styczniu zużyto jej 5 ton, w lutym już 15 ton, a w marcu zapotrzebowanie jeszcze wzrośnie.
więcej: Gazeta Współczesna - Drogi w mieście dziurawe jak szwajcarski ser
Gazeta Współczesna - Był wierny do końca
Jeziorko. Historycy nie mają wątpliwości: był "najwierniejszym z wiernych”. Mieszkańcy wsi nie są już tak jednomyślni w ocenie "Ryby”.
Rakiet oświetlających wisiało tyle nad wsią, że można było igłę na ziemi znaleźć - jeden ze starszych mieszkańców Jeziorka do dziś pamięta dzień 4 marca 1957 roku, w którym potrójny kordon funkcjonariuszy UB otoczył gospodarstwo Grabowskich. Dzień, w którym zakończyła się walka o niepodległą Polskę, jaką toczył przez 18 lat Stanisław Marchewka, "Ryba”.
- Miał chyba takie powołanie - mówi bratowa Stanisława Marchewki. - Zawsze mówił, że po wojnie, kiedy to się skończy, zostanie kimś, że doczeka za swoją wierność jakiejś nagrody.
Jeden z wyklętych
- Czas, by powiedzieć prawdę o tym najwierniejszym z wiernych, jednym z żołnierzy wyklętych, których imiona i pamięć bezczeszczone były przez dziesiątki lat, a którzy byli ostatnimi żołnierzami wolnej Polski - mówił profesor Cezary Kuklo, dyrektor białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej otwierając sesję poświęconą postaci podporucznika Stanisława Marchewki.
Jaka jest ta prawda?
- Był dobrym Polakiem, walczył o sprawiedliwość - 90-letni Antoni Szudrawski prowadził po wojnie sklep GS-u w Jeziorku, z którego kiedyś "Ryba” zabrał część pieniędzy i towaru. - Mnie też wtedy ubecja męczyła, bo myśleli, że mu pomagałem. Ale ja wiem, że on nikomu krzywdy nie zrobił.
więcej: Gazeta Współczesna - Był wierny do końca
Gazeta Współczesna - Zgodnie z prawem i bezpiecznie
Oryginalna inicjatywa łomżyńskich gimnazjów i komendy policji. Konkurs pod hasłem "Zgodnie z prawem i bezpiecznie" wygrali gimnazjaliści z Piątnicy.
Ogłuszająca wrzawa w hali im. Olimpijczyków Polskich przy Szkole Podstawowej nr 9 w Łomży robi wrażenie na gościach. A przyjechali m. in. wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski i kurator Mariola Jadwiga Szczypiń.
Pomysł konkursu o nazwie "Zgodnie z prawem i bezpiecznie" powstał w łomżyńskich gimnazjach i Komendzie Miejskiej Policji. Dlatego w roli gospodarzy finału występowali Halina Dąbrowska, dyrektor PG 8 oraz komendant Janusz Rybakowski.
- Od początku roku szkolnego prowadziliśmy zajęcia we wszystkich gimnazjach powiatu - mówi podinspektor Piotr Klima, jeden z jurorów. - Tłumaczyliśmy młodzieży, że przestępstwem jest np. nawet przerabianie legitymacji szkolnej. A potem zrodziła się myśl, że może warto sprawdzić czy wiedza trafiła do uczniów.
Warto ten pomysł upowszechnić - zgodnie oceniają goście imprezy.
W Łomży zmierzyły się reprezentacje 15 gimnazjów z miasta i powiatu. Testy sprawdzające wiedzę teoretyczną i ćwiczenia praktyczne przygotowali dla gimnazjalistów policjanci, strażacy, przedstawiciele PCK i oświaty.
więcej: Gazeta Współczesna - Zgodnie z prawem i bezpiecznie
Gazeta Współczesna - Emigranci w kitlach
Region. Aż 300 lekarzy z naszego województwa pobrało już w białostockiej izbie lekarskiej zaświadczenia niezbędne do pracy w zawodzie za granicą. A to zapewne nie koniec....
Od maja 2004 r. zaświadczenia o postawie etycznej, bez których nie można podjąć pracy w krajach Unii Europejskiej, pobrało u nas 201 lekarzy medycyny i 98 dentystów - mówi prof. Jan Stasiewicz, przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej w Białymstoku. - Obawiamy się, że tych wyjazdów będzie coraz więcej.
Główny kierunek emigracji podlaskich medyków to Wielka Brytania, Irlandia, Dania, Holandia, Niemcy. Tam za dużo mniejsze obciążenie pracą polscy lekarze mogą zarobić nawet kilkanaście razy więcej niż w Polsce. Nic więc dziwnego, że kursy językowe dla lekarzy cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Nad takim wakacyjnym turnusem angielskiego zastanawia się nawet białostocka izba lekarska.
Anestezjolog poszukiwany
- Największą grupą wyjeżdżających są specjaliści chorób wewnętrznych i anestezjolodzy. Ale tych pierwszych jest liczbowo u nas najwięcej, więc ich braki nie są odczuwalne tak, jak braki anestezjologów - mówi prof. Stasiewicz.
W województwie praktycznie nie ma teraz szpitala, który nie potrzebowałby anestezjologa.
- W ostatnich trzech latach ze szpitala wojewódzkiego w Białymstoku odeszło pięciu lekarzy anestezjologów, z czego trzech pracuje za granicą - mówi dr Wojciech Gromkowski, anestezjolog z tej placówki. - Z chwilą otwarcia oddziału intensywnej opieki medycznej 20 lekarzy, w tym dwóch emerytów, musi zabezpieczyć 195-201 dyżurów miesięcznie, czyli wypada po 10 na jednego lekarza. A zgodnie z rozporządzeniem o dyżurach medycznych, powinno być tych lekarzy 25. Ci, którzy są, pracują, ale kosztem swojego życia prywatnego. Nie dziwię się, że wolą wyjechać do Anglii, gdzie dostaną dużo większe pieniądze za mniej pracy.
więcej: Gazeta Współczesna - Emigranci w kitlach
Kurier Poranny - Egzamin? Może w Łomży?
Do kilku razy sztuka. Pomysłów, jak zdać testy na prawo jazdy, jest wiele.
Jedni białostoczanie decydują się na wykupienie dodatkowych godzin w szkole jazdy, inni... jadą do Łomży.
Zdawałem egzamin w Białymstoku i Łomży - opowiada przystępujący po raz trzeci do sprawdzianu umiejętności Tomasz. - Nie zdałem ani tu, ani tam, ale egzamin w Łomży był przyjemnością. Jak egzaminator w Białymstoku mówił mi, że oblałem, to czułem się jak na ogłoszeniu wyroku, a w Łomży wyjaśnił mi grzecznie, dlaczego i powiedział, na co zwrócić uwagę.
O popularności łomżyńskiego ośrodka świadczą liczby: w mniejszej Łomży w ubiegłym roku do egzaminu praktycznego na prawo jazdy kategorii B przystąpiło 23 467 osób, a w stolicy województwa podlaskiego - 22 199 zdających.
- Udało mi się zdać egzamin w Białymstoku, ale gdyby nie powiodłoby się za trzecim razem, to pojechałabym do Łomży - mówi ciesząca się nowym dokumentem Alicja Osipiuk. - Tam na dziesięć osób zdaje osiem! - tłumaczy.
Ta obiegowa opinia jest mocno przesadzona, bo w Łomży zdaje nie 80, a około 40 procent. Jednak to i tak więcej niż w ośrodku białostockim, gdzie w ubiegłym roku prawo jazdy dostało nieco ponad 30 procent.
- Egzamin w Łomży przebiega nie tylko w przyjaznej atmosferze, ale jest łatwiejszy. Tam jest przecież tylko jedna ulica - żartuje Marek Romanowski, oczekujący na egzamin w białostockim Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Mimo to nie zdecydowałby się na zdawanie poza swoim miastem. - Jest za daleko - dodaje.
więcej: Kurier Poranny - Egzamin? Może w Łomży?