Modlitwa to radość, że zaczyna się nowy dzień...
Anna Filipkowska-Wybranowska od dobrych kilku lat jest na emeryturze. Nie wychodzi zbyt często z domu, gdyż ma chorą mamę, którą trzeba się opiekować. Pogodnej emerytce jednak żal czasu na gapienie się w telewizor czy sprzątanie w kółko mieszkania. Wstaje o piątej, szóstej rano, aby na stole w kuchni rozłożyć sosnowe deski...
Pierwszą deskę dostała na Gwiazdkę 2008 r. Od synowej Agaty z Warszawy, która zapisała się na kurs pisania ikon. Już w styczniu 2009 ambitna teściowa na własną rękę zaczęła „studiowanie”.
- Nakupiłam mnóstwo albumów z reprodukcjami, szperałam w Internecie i wyruszałam na wyprawy do muzeów w Olsztynie, Białymstoku i Supraślu – opowiada Anna Filipkowska-Wybranowska, która otworzyła własną wystawę „Ikony” w Galerii N Klub Garnizonowego w Łomży. - Badałam historię świętych, symbolikę kolorów, miejsc i przedmiotów, uczyłam się i... modliłam. Moja modlitwa to nie klepanie pacierzy. To radość, że człowiek żyje, że zaczyna się nowy dzień i że mogę coś po sobie zostawić...
I tak wstając o świcie „zostawiła” po roku aż 50 ikon. Mówi, że nie mogła doczekać się poranka, tak ją ciągnęło do schnących desek. Początkowo mąż patrzył na jej nową pasję z przymrużeniem oka, później z wyrozumiałością, żeby z czasem zostać... głównym sponsorem.
- Ta wystawa nie powstałaby bez cierpliwości męża. Z emerytury mogłabym stworzyć może dwie, może trzy ikony, ale wspiera mnie mój Wincenty, który prowadzi kancelarię adwokacką – uśmiecha się absolwentka wychowania plastycznego Studium Nauczycielskiego w Ełku, która prawie dwa lata temu debiutowała w Galerii N wystawą obrazów olejnych, akwarel i tkanin artystycznych. - Tworzenie ikon jest kosztowne, do tego wielu materiałów nie ma w Łomży, więc kupuję je w sklepie dla konserwatorów zabytków aż w Toruniu.
Wyprawy w Polskę przyniosły obfite owoce. Lśnią na ścianach Galerii N i budzą podziw: dla bogatej kultury Wschodu, Bałkanów i Rosji oraz dla skromnej artystki z Łomży. Na jej ikonach od wieków czcią otaczane przez wyznawców prawosławnych postacie stają do obmycia wodą z grzechów i z nadzieją zbawienia jak podczas „Chrztu Chrystusa”. Patrzą z miłością jak „Bogurodzica”. Kroczą z ewangeliczną misją niby „Apostoł Paweł”. Bronią przed zakusami złego niczym „Archanioł Michał”. Siadają przy stole do wieczerzy w skupieniu i ciszy jak „Trójca Święta”. Milczą niczym święci kniaziowie „Boris i Gleb”, zamordowani przed tysiącem lat przez starszego brata Świętopełka...
Bohaterowie ikon, wzorowanych na oryginałach, zazwyczaj mają na twarzach religijne uniesienie; niektórzy zamyślają się w rozmowie z uczonym towarzyszem; jednak zdarzają się i tacy jak św. Jerzy na białym rumaku, walczący ze smokiem w baśniowej scenerii na oczach cara i carycy.
Zwracają uwagę kilka razy większe od ikon dwa obrazy olejne. Zdolna malarka „Zwiastowanie” namalowała na wieść o tym, że zostanie babcią. A gdy już babcią została, dla „wnusia Wojtusia” - dziecka synowej Agaty - namalowała „Anioła Stróża”. Na szczęście, na całe życie.
Pani Anna w czterostronicowym minikatalogu swojej wystawy przypomina, iż „legenda głosi, że pierwszym twórcą ikon był św. Łukasz Apostoł i Ewangelista”, choć najstarsze zachowane ikony pochodzą z VI – VII wieku. Nazwa wzięła się od greckiego słowa eikon na ogólne określenie obrazu czczonej postaci. Ponieważ ikona bierze udział w liturgii, nie może podlegać prawom ludzkiej estetyki. Dlatego aby uniknąć elementów przypadkowych, pisanie ikon – których istotą jest harmonia i język symboli - podporządkowano dość sztywnym regułom.
- Pisanie ikon to trudna i żmudna praca – zdradza tajniki warsztatu artystka. - Jedną można wypuścić z ręki po jakichś trzech miesiącach, więc pracowałam nad kilkoma jednocześnie. Najpierw na desce nakleja się płótno, które pokrywa się nawet dwunastoma warstwami kredy podgotowanej z klejem. Gdy warstwy wysychają, przeciera się je i na przygotowaną powierzchnię nanosi szkic. Potem nakłada się złocenia i maluje twarz, ręce i stopy postaci, następnie szaty, zaczynając od ciemnych kolorów i powoli dodając coraz jaśniejsze. Białe smużki i kreski pojawiają się w finale, by dodać blasku, głębi i wyrazistości świętym obliczom – wszak ikony nie operują perspektywą ani światłocieniem, do których przywykliśmy w klasycznym malarstwie.
Podobnie jak nie przywykliśmy, że w Łomży można pisać ikony wiary z modlitwą radości.
- Pisanie ikon wymaga dziennego światła, przy sztucznym zmieniają się barwy – wyjaśnia Anna Filipkowska-Wybranowska. - Więc farby proszkowe rozrabiam z żółtkiem, wodą i octem, żeby ikony nie straciły blasku. I żeby przetrwały długie lata...
Mirosław R. Derewońko