Meteoryty i włosy w siatce
Niepowtarzalne kartofle, które wyhodowała 32-letnia Karolina Kiljańska-Bizoń, są gigantyczne jak megadynie i przypominają olbrzymie kokony, w których zmieściłoby się bez trudu duże prosię. Te rekordowe bulwy właśnie dotarły do Łomży. Wprawdzie mają dość ziemistą barwę, jednak ich delikatnej jak pajęcza sieć skórki nie da się ot tak nożykiem oddzielić od miąższu. Obrać je można dopiero po kosmicznym wysiłku wyobraźni.
Niezwykłe płody ziemi znalazły się na wystawie w Galerii Sztuki Współczesnej. Znalazły się na czarno-białych, rozproszonych szarościami grafikach Karoliny Kiljańskiej-Bizoń, które zawisły na ścianach przybytku sztuki przy ul. Długiej 13. Chociaż na ciemnym tle tworzą zwarte kształty, stworzone są z materii poszarpanej, podobnej do pomiętego papieru czy nieuprasowanej tkaniny. Czasem krążą w martwej międzygalaktycznej przestrzeni. Czasem są do niczego niepodobne, chyba że ktoś ma indywidualne wspomnienie albo pomysł, jak te monstrualne formy nazwać.
Zupełnie inną grupę grafik stanowią obrazy na czystobiałym tle: zapełniają je potrzaskane odpryski skalne, nieregularne meteoryty i trudne do zidentyfikowania fragmenty materii. Niektóre łączą się ze sobą dziwną, specyficznie graficzną „pępowiną”, utkaną z włosów, włókien i siatek. Wyraziste są również te grafiki, na których płaty, płachty czy arkusze sugerują sylwetę manekina (albo może i człowieka?). Jednak te kompozycje odległe są od dosłowności postaci i ubioru jako takiego: powodowani intuicją, domyślamy się, że może kimś z nas po przebraniu mogłyby się stać.
I na koniec najbardziej przejrzyste – a na moje oko, też najmniej ciekawe i pozbawione finezji – prace, które bezpośrednio czerpią z krajobrazu. To głównie pionowe, płaskie lub chropawe pnie drzew bez konarów, rzucające cień, z cienia się wyłaniające lub w cieniu ginące. Możliwe, że bardziej przyciągałyby wzrok w wersji barwnej...? - Celem autorki nie do końca jest ukazywanie piękna otaczającej nas natury – ciut polemizuje w katalogu wystawy „Kadry” Karolina Kiljańska-Bizoń. - Chodzi raczej o syntetyczną wypowiedź w oparciu o obserwację krajobrazu.
„Syntetyczna wypowiedź” artystki rodem z Bydgoszczy i absolwentki Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu (dyplom z grafiki warsztatowej w 2002 r.) zmaterializowała się w monotypii. Technika ta precyzyjnie oddaje fakturę naturalnego odcisku, zaś monochromatyczne barwy skupiają uwagę na formie. Nazwa metody pochodzi od greckich słów: monos – jeden i typos – odbitka, dzięki czemu prace nie mają drugiej kopii. Jak trafnie zauważa autorka, to „przynajmniej w sensie technicznym, czyni je niepowtarzalnymi”. Ale przez graficzkę przeziera skromność, bo jej pracom wystawionym w Łomży trudno akurat byłoby wytknąć „powtarzalność”, gdyż tak są przestrzenne i wielowymiarowe.
- Wybrane elementy pejzażu Karolina Kiljańska-Bizoń sprowadza do prostych form, które są nośnikami treści, określających stany ducha i emocje artystki – objaśnia kierowniczka galerii Karolina Skłodowska. - Kompozycję grafik cechuje misterny linearyzm, kontrasty i walorowe niuanse, które podkreślają refleksyjną wymowę prac.
Nic dodać, nic ująć. Interpretacjom i refleksjom nad formą „Kadrów” będzie można oddawać się w Galerii Sztuki Współczesnej do 11 lutego.
Mirosław R. Derewońko