Ostre barwy motyla i gładka skóra kobiety
- Wszystkie te kobiety wydają mi się intrygujące, są trochę demoniczne, no... i mają coś w oku! – zapewnia Agnieszka Dobrzycka (lat 31), która w Łomży po latach nadal jest bardziej znana jako Arciszewska. - Każda opowiada jakąś własną historię, a może ukrywa jakąś tajemnicę...?
W szkole średniej nazywano ją „Aniołkiem” z racji filigranowej sylwetki, czarującego uśmiechu i serdecznego stosunku do świata i ludzi. Niegdyś Agnieszka Arciszewska, a po ślubie Dobrzycka, pochodzi z Jedwabnego. Po ukończeniu Liceum Plastycznego im. Wojciecha Kossaka w Łomży i kierunku edukacja artystyczna Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie wróciła po pięciu latach do Galerii N z wystawą portretów: realistycznych i abstrakcyjnych rysunków, których bohaterkami znacznie częściej są piękności idealne, niż te na pierwszy rzut oka brzydsze.
Jednak zanim filigranowa malarka znów zawitała do Łomży, pracowała po studiach jako grafik komputerowy w Białymstoku, gdzie poznała przyszłego męża, z którym na trzy lata wyjechała do Anglii. To właśnie tam powstawały, moim zdaniem, ciekawsze pod względem plastycznym i o ciekawszej wymowie prace abstrakcyjne. Ukazane na nich kobiece twarze składają się z licznych elementów, głównie geometrycznych, przeplatanych różnorodną ornamentyką roślinną. Wyraziste rysunki z intensywną, zwykle różową lub czerwoną akwarelą, ostre są i w barwach, i w konturach. Wywołują gamę silnych emocji: od samotniczej pustki i klaustrofobicznego lęku po przeczucie narastającego pożądania i ekstazy. Zupełnie inna aura panuje wśród realistycznych, czarno-białych portretów. Artystkę inspirowały piękne jak na reklamach kobiety z kolorowych czasopism. Powielając idealne rysy i proporcje twarzy oraz akcentując gładką miękkość skóry malarka proroczo podkreśla ulotność chwili, która nieuchronnie przemija. Czasem wzbogaca portret o dodatkowy motyw: tradycyjny – jak lekki barwny motyl na ramieniu, dwuznaczny - jak powolny ślimak przed ustami czy niepokojący - jak zasłaniająca je krata z „prętów” włóczki.
Poszukując własnej drogi artystycznej Agnieszka Dobrzycka spotkała wcześniej życzliwych, wysoko cenionych przez nią i zadziwiających ją osobowością mistrzów. Do dziś z wdzięcznością mówi, że dużo nauczył ją Stanisław Kędzielawski w Liceum Plastycznym i dr Dorota Sankowska w Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim.
Kwartet Il Canto Minore uświetnił wernisaż miłym koncertem wokalnym, przypominając popularne renesansowe madrygały i chansons z XVI w. oraz znane piosenki z wieku XX. Część widzów zamieniła się natychmiast w słuchaczy, a część oddała się jednak przyjemności rozmowy z uroczą malarką, która – miejmy nadzieję - nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w sztuce.
Relacja: Mirosław R. Derewońko
Zdjęcia: Anna Kuczałek