Pogodny smutek z nienachalnym optymizmem
Satyryk Andrzej Poniedzielski najpierw zupełnie zaskoczył, a potem rozbawił do łez Magdę Umer i publiczność słowami na melodię „Nie płacz, kiedy odjadę”: „Nie płacz, cały mi organizm mówi – sobie coś zrobię, i cały od ust się układa w następującą melodię...”. Wyśpiewaną przez niego na finał spektaklu „Chlip-hop” improwizację podchwyciło 200 widzów i odśpiewało gromkie „Sto lat!” artystce w sali koncertowej w Łomży.
- Zdarzyło nam się już ponad sto razy, że dwoje smutnych ludzi rozchmurzyło wszystkich, którzy przyszli na nasz spektakl – mówi Magda Umer, twierdząc, że ma na imię Małgosia i jest bardzo smutną kobietą z dużym poczuciem humoru.
- To jest taki rodzaj terapii dla nas samych i dla wszystkich, którzy uświadamiają sobie, że kultura współczesna epatuje nas i atakuje zbyt szybką zmianą obrazów i dźwięków – wyjaśnia satryryk. - Dlatego podjęliśmy decyzję, że akcja będzie toczyć się wolno, a my będziemy siedzieć niemal przez cały czas spektaklu przy laptopach. Oczywiście, na czacie, żeby się bliżej poznać.
Przez ponad dwie godziny artyści poznawali się i dzielili się z sobą i widzami „Chlip-hopu” - jak to nazwali - „nienachalnym optymizmem”. Usprawiedliwiali się, że ich monologi, dialogi czy piosenki są po prostu „pogodnie smutne”. Poddawali delikatnej, nienachalnej krytyce i siebie samych, i siebie nawzajem – tak ze względu na młodość (nie)dawno minioną, jak i ze względu na kształty ciał czy pamięci „nie te”. Dostało się trochę i politykom, którzy utrudniają bezpośredni kontakt z Ojczyzną, i dziennikarzom, utrudniającym kontakt z rzeczywistością. Z tej okazji Andrzej Poniedzielski przypomniał jeden z wywiadów z poetą Czesławem Miłoszem.
- Dziennikarka, z oczami jak dwa tunele tęsknoty za intelektem, zapytała noblistę, co sądzi o przemijaniu? - żartował Poniedzielski. - Na co Czesław Miłosz: „Jestem przeciw!”.
„Zamień mój żal na bal, a sny pozamieniaj na dni” - apelowała w piosence z prościutkim rymem Magda Umer, przypominając nie tylko Andrzejowi Poniedzielskiemu o troskach – i to nie tylko artystów - z niesfornym ciałem i codziennością.
- Nie oglądam telewizji – wyjawiał powoli typowym dla siebie, mrocznym i zagadkowym głosem Andrzej Poniedzielski. - W środkach musowego przekazu rządzi oglądalność i słuchalność, a o poczytalności lepiej nie mówić...
Jednak dwa były tematy główne tego spektaklu dla szukającej wyrafinowanego żartu widowni: zwodnicze kobiety i męskie niespełnienia (w perorach i piosenkach Poniedzielskiego) oraz mężczyźni i kobiece zawody (w replikach i piosenkach Umer). Czasem wchodzi im w ton Wojciech Borkowski na pianinie, grając piosenki, które pamięta się od młodości do starości – gdy słynne „Volare!” zastępuje song o żelu Woltaren. Jednak szukający „w sieci” pociechy ludzie dojrzali oboje na zmianę odkrywali, że miłość i przyjaźń – choć trudne w obcowaniu na co dzień – najpiękniejsze i najpewniejsze są „w realu”, zaś szczęście to „mroczny przedmiot podążania”...
Spektakl „Chlip-hop” był imprezą Łomżyńskiej Jesieni Kulturalnej, którą organizuje Miejski Dom Kultury Dom Środowisk Twórczych w Łomży.
Mirosław R. Derewońko