„Fotografia uzależnia jak alkohol, jak narkotyk”
- Wszystko było autentyczne, żadnych filtrów, żadnych komputerów, tylko czysta, żywa fotografia – mówi o swoich fotogramach, nieziemsko fantastycznych jak krajobrazy z innej planety Wiktor Wołkow (lat 67). Znakomity, znany w Polsce i w Europie fotografik przyrody przyjechał do Łomży na wernisaż wystawy „Słońce” w Galerii Sztuki Współczesnej i na o wiele obszerniejszy, trwający godzinę pokaz slajdów z tej serii w Miejskim Domu Kultury DŚT.
- Gościmy Wiktora Wołkowa po raz pierwszy, ale nie tylko dlatego czuję się onieśmielona – wyznała Karolina Skłodowska, kierowniczka Galerii Sztuki Współczesnej. - To dlatego, że te fotografie są tak zachwycające, przytłaczają mnie urodą obrazów i pomysłowością artysty. Wiktor Wołkow fotografuje tak, jakby w przyrodzie odbywał się nieustanny spektakl. Wywołuje naturę do pozowania, a ona mu poddaje się...
I rzeczywiście. Jedna z sal to mistrzostwo w grze ze znaczeniami i kolorami. Kilka fotogramów to niemal wielkie płótna malarskie. Wszędzie króluje kula słońca, ale pokazana na krwawo czarnym niebie jako gwiazda samotności. Na jednym z fotogramów łuk Narwi czy Biebrzy wygina się w olbrzymi bumerang: tak myśl artysty podąża z nami między niebem, ziemią a piekłem. Zresztą fotogramy całej sali utrzymane są w purpurach i czerniach, przypominających lawy ognia i łuny pożarów. Jedna z tarcz słonecznych układa się wręcz w atomowy grzyb. Zachwyt nad urodą natury miesza się z obawą o przyszłość. Potęga i majestat słońca budzą podziw i przerażenie.
- Budzę się na tarasie domu w Supraślu i widzę gwiazdy o drugiej w nocy, to znak, że jest czyste niebo i trzeba wsiadać na motor – opowiada Wołkow, od ponad 40 lat przemierzający nadnarwiańską i nadbiebrzańską krainę.
W drugiej sali – ptasie królestwo ze słońcem w tle. Stanowi ono istotny element plastyczny, lecz uwagę przykuwa akcja. Wołkow czasem chwyta ptaka w locie ku nieznanemu, czasem w gnieździe wyciągającego ramiona do świtu.
Artysta sam w domowej ciemni wywołuje slajdy, płucze je i utrwala. Nie sięga po aparaty cyfrowe. - Fotografia to mój sposób na życie, uzależnienie jak alkohol, jak narkotyk – wyjawia twórca. - Do dziś włóczę się po bagnach. Jak z tych bagien wyjdzie się na suchy kawałek, to docenia się zwykłe życie, bo można i nie wyleźć...
Wiódłby „zwykłe życie”, gdyby nie miłość do przyrody i sztuki. Urodził się w 1942 r. w Białymstoku, gdzie ukończył podstawówkę. W Supraślu został technikiem mechanizacji rolnictwa i przez osiem lat był mechanikiem samochodowym. Studiował wieczorowo mechanikę, ale – wspomina - „Rzuciłem pracę i studia i wziąłem się ostro za fotografię”.
W kręgu najbardziej cenionych przez Wołkowa fotografików jest nieżyjący już Edward Hartwig, wręcz legenda polskiej fotografii pejzażowej, oraz ceniony zwłaszcza jako twórca fotografii artystycznej Jerzy Chaberek z Łomży.
- Najważniejszą sprawą w fotografii jest twórcze myślenie – uzasadnia wybór akurat tych osobowości Wiktor Wołkow. - Jeżeli zdjęcia robi się świadomie i spośród mnóstwa ujęć umie dokonać selekcji, to coś i im, i mnie wychodzi...
Od roku w Gminnym Ośrodku Kultury w Supraślu ma galerię autorską. Wydał 11 albumów, z których osiem według koncepcji graficznej i ze wstępem prof. Andrzeja Strumienico. Fotogramy przedstawiał na ponad 100 wystawach i tyleż otrzymał nagród i wyróżnień w konkursach. Zapierające dech w piersiach zdjęcia będzie można oglądać w galerii przy ul. Długiej 13 do końca czerwca. Natomiast w Kinie Forum w Białymstoku 24 czerwca o godz. 18 odbędzie się wieczór promocyjny najnowszego albumu Wiktora Wołowa „Lot”, o którym artysta mówi: „duży, gruby i z wierszami Czesława Miłosza”.
Mirosław R. Derewońko