-Poważnie rozmawiam tylko z Urzędem Skarbowym - zdradza wirtuoz fortepianu i humoru Waldemar Malicki
Takich tłumów słuchaczy, jakie w przeddzień Święta Niepodległości przyjęła sala koncertowa Łomżyńskiej Orkiestry Kameralnej (wstęp wolny), mogłaby naszym muzykom pozazdrościć niejedna filharmonia - i to w znacznie większym mieście. W pierwszym honorowym rzędzie miejsca zajęli łomżyńscy biskupi pomocniczy: Tadeusz Zawistowski i Tadeusz Bronakowski. Pół tysiąca miejsc we wszystkich pozostałych rzędach zajął kwiat inteligencji, nauki, edukacji, rzemiosła, przedsiębiorczości, służb mundurowych i samorządu.
Kiedy opadły emocje, wszyscy mogli cieszyć się subtelnymi melodiami, wyczarowanymi przez łomżyńskich kameralistów, których poprowadził Jan Miłosz Zarzycki. Podniosły nastrój wzbudził na wstępie Polonez Wojciecha Kilara z "Pana Tadeusza" w reż. Adama Wajdy. W finale oczarowało Studio Piosenki PopArt Bernarda Karwowskiego, wykonując pieśń "Wolność" Marka Grechuty. Rozśpiewanym nastolatkom - oprócz orkiestry - towarzyszyli instrumentaliści: Paweł Lipski (fortepian), Przemysław Starachowski (perkusja) i Marek Lipski (gitara basowa). Na zakończenie 16-letni Tomasz Wiśniewski i chór Państwowej Szkoły Muzycznej I i II st., przygotowany przez Piotra Dąbrowskiego, odśpiewał ze wzruszoną salą nieśmiertelny przebój Hanki Bielickiej "My z Łomży". Oczywiście, najjaśniejszą gwiazdą koncertu w piątek, 10 listopada A.D. 2008 był wirtuoz fortepianu i ciętego dowcipu Waldemar Malicki (lat 50), z którym kilka słów próbował zamienić Mirosław R. Derewońko.
Mirosław R. Derewońko: - Czy Pan wie, że jako ostatni artysta w historii zagrał z Łomżyńską Orkiestrą Kameralną?
Waldemar Malicki: - Nie szkodzi - ostatni będą pierwszymi. A skąd Pan to wie?!
MRD: - Z Biblii. I z sesji Rady Miejskiej, która dwa tygodnie temu przemianowała 30-letnią orkiestrę na... filharmonię!
Waldemar Malicki: - Mam nadzieję, że po to zmienili nazwę, aby iść do przodu. Trzeba roszerzać entuzjazm zawarty w nazwie i pozostawać z nadzieją, że orkiestra będzie się rozwijała.
MRD: - A będzie?
Waldemar Malicki: - Przynajmniej nazwa na to wskazuje.
MRD: - W Łomży nie występuje Pan po raz pierwszy. Oprócz koncertu z okazji 90. rocznicy odzyskania niepodległości, grał Pan z dwa razy z naszymi kameralistami, gdy dyrektorem był jeszcze poprzedni dyrygent ŁOK Tadeusz Chachaj...?
Waldemar Malicki: - Znam Łomżę bardzo dobrze, bo co najmniej dziesięć lat temu przyjeżdżałem na poświęcone Witoldowi Lutosławskiemu koncerty do Drozdowa. Grałem z orkiestrą i z moją żoną, która również jest pianistką. Moja żona zatruła się i spuchła.
MRD: - Zaszkodziła jej miejscowa woda lub kuchnia...?
Waldemar Malicki: - Nie, bo wodę i jadło serwujecie w Łomży znakomite. Po prostu nowy lek żonie zaszkodził.
MRD: - Sprawił Panu satysfakcję entuzjazm tak licznie przybyłej łomżyńskiej publiczności?
Waldemar Malicki: - Mój dzielnicowy byłby ze mnie zadowolony, bo nigdy na moich koncertach nie bywa, chociaż mnie lubi. Z kolei pozostali ludzie chyba mnie nie lubią, bo na koncertach bywają. Przepraszam, żartuję!
MRD: - Żartuje Pan na scenie przy fortepianie i w garderobie przy kawie. Kiedy ludzie mylą Pana z Ignacym Paderewskim, cieszy się Pan, że nie z którąś z bohaterek Big Brothera. Proszę o odpowiedź serio.
Waldemar Malicki: - Poważniej mówiąc, jest mi przyjemnie nieść radość i wzruszenie. Dzielę się tym, z czym wykonawcy innych zawodów nie obcują na co dzień, bo na co dzień mają pożyteczniejsze inne zajęcia.
MRD: - A Pan ma inne zajęcia niż wirtuozowska gra na fortepianie, nagrywanie płyt, których jest sporo ponad 30, koncertowanie po całym świecie i występowanie oraz prowadzenie programów telewizyjnych? No i rozśmieszanie publiczności...
Waldemar Malicki: - Niczym innym się nie zajmuję, bo nie mógłbym doskonalić się w tym, z z czego żyję.
MRD: - Z kim Pan rozmawia poważnie?
Waldemar Malicki: - Absolutnie tylko z własnym Urzędem Skarbowym. Głównie dlatego, że skarbówka poważnie traktuje moje pieniądze.
MRD: - Niemal wszystko Pana śmieszy, a co denerwuje?
Waldemar Malicki: - Fotoreporterzy, ponieważ dekoncentrują publiczność podczas koncertu. Jakbym mógł, to bym ich zabił. Nie robię tego, bo to jest karalne i mój dzielnicowy nie byłby zadowolony.
MRD: - Co Panu złego robią panowie z aparatami?!
Waldemar Malicki: - Kręcą się wokół mnie i pstrykają. Dobrze, że nie wszyscy z fleszem, bo wtedy mam instynkty mordercze!
MRD: - Dziękuję za rozmowę.