Ciała z wulkanu i polne kwiaty
- Każda mama córkę chwali, ale ja jestem szczególnie dumna z Moniki, bo z wyróżnieniem ukończyła Liceum Plastyczne w Łomży i dwa lata temu wydział grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie - usłyszałem od Barbary Miller w Galerii Pod Arkadami przy Starym Rynku podczas dzisiejszego wernisażu malarstwa Moniki Miller "Między światłem a cieniem". - Kiedy syn zastanawiał się nad wyborem drogi życiowej, powiedziałam "Dosyć w domu plastyków", a teraz żałuję...
- Kiedy byłem chłopcem, była dla mnie opiekuńcza, trokliwa i zawsze mogłem na niej polegać - wspominał w rozmowie ze mną. - A teraz, gdy jestem mężczyzną, polegam jeszcze bardziej. Jednak decyzji o studiach technicznych nie żałuję, bo facet powinien na utrzymanie rodziny zarabiać.
W domu Monika jest po prostu córką i siostrą. Ale kiedy następuje otwarcie wystawy...
- Wtedy wyraźnie uświadamiam sobie, co ona naprawdę robi - dodaje Mariusz. - I jaki w niej drzemie talent.
Wielkie obrazy Moniki to głównie ekspresyjne, malowane odważnymi pociągnięciami (wręcz "chluśnięciami") pędzla sylwety ludzi. Piszę sylwety, a nie postacie czy sylwetki, gdyż ta cielesność jest tak zjawiskowa jak erupcja wulkanu czy kłębowisko chmur przed burzą. Jak wzburzone fale oceanu czy pokiereszowane zarysy gór. Człowiek na jej obrazach zanurzony jest w wodospadach, kłębowiskach, galimatiasach nie tylko w fioletach i karmazynach gęstych farb, ale także w odmętach emocji.
- To rzeczywiście, prace ekspresyjne - potwierdza Karolina Skłodowska z Galerii Sztuki Współczesnej, gdzie Monika rok temu wystawiła obrazy z cyklu "Ślad człowieka". - Jej malarstwo wydaj mi sie pospieszne, dlatego z niecierpliowścia czekam na obrazy, będące syntezą przemysleń i doświadczeń ambitnej artystki.
Artystki, która przygotowuje doktorat na ASP... Monika Miller nie uczestniczyła w wernisażu, ponieważ półtora roku temu wyjechała do Wielkiej Brytanii ze swoim chłopakiem Samuelem. Oprócz miłości, motywem było nauczenie się języka i kontynuacja zainteresowań rysunkiem.
Zaczynała w pracowni plastycznej MDK-DŚT u Anny Bureś. Kiedy kończyła szkołę podstawową nr 10, ofiarowała Wiesławie Domalewskiej, swojej polonistce i wychowawczyni, obraz malowany pastelem, przedstwiający polne kwiaty.
- Jestem na każdym wernisażu Moniki - mówi również z dumą wychowawczyni. - Monika zawsze była niebanalna, ale... Ale kiedys pisała wiersze...
Mirosław R. Derewońko