Dwa spojrzenia Kędzielawskich na akwarelę i fotografię
Grażyna i Maciej Kędzielawscy ponownie zaprezentowali swoje najnowsze prace w Galerii Sztuki Współczesnej. Wykładowczyni łódzkiej „Filmówki” tradycyjnie zaprezentowała akwarele, ale w zaskakującej, świadczącej o ciągłych poszukiwaniach, odsłonie. – Jeżeli jestem w stanie oddać przez portret, nie dosłownie podobieństwo, ale to, co jest w człowieku, to jestem szczęśliwa! – mówi Grażyna Kędzielawska, dodając, że Stanisław Kędzielawski określa to w ten sposób, że maluje sercem, a nie rozumem. Ich syn, również związany z PWSFTviT, skupił się na fotografii, przedstawiając dwa cykle „Resztki” i „Struktury”.
Grażyna i Maciej Kędzielawscy regularnie prezentują w Galerii Sztuki Współczesnej Muzeum Północno-Mazowieckiego swe nowe prace, ostatnio w latach 2016 oraz 2018. Maciej Kędzielawski skupił się wtedy na kolejnych odsłonach cyklu „Lightbox”, przestrzennych kompozycjach fotograficznych, nawiązujących do technologii 3D. Teraz zaprezentował coś innego.
„Resztki”, kontynuacja cyklu „Zanikająca ziemia”, to ujęcia śmieci, tytułowych resztek – tym bardziej wstrząsające, bo tak wielkoformatowe, w skali makro. To protest artysty przeciwko zaśmiecaniu świata i próba zwrócenia uwagi na skalę tego zjawiska.
– Pozostawiamy po sobie resztki – od poczęcia do śmierci – nie zwracając czasem najmniejszej uwagi na nie oraz ich ilość – napisał Maciej Kędzielawski w katalogu wystawy. – Nie obchodzą nas w momencie, gdy się z nimi rozstajemy, pozostawiając je zapomnianymi – martwymi. Ja je zbieram, selekcjonuję w różnych naczyniach – mieszam na planie studia – obserwuję poprzez matrycę cyfrową aparatu, starannie oświetlam, robię próby i wybieram obraz do druku. Czy przestałem produkować resztki, które wywożone są pod ogólną nazwą śmieci? Nie, i wiem, że przede mną jeszcze wiele pracy nad sobą i zmian w moim funkcjonowaniu na tej biednej planecie.
Z kolei cykl „Struktury” to próba pogodzenia świata fotografii i rysunku, zdefiniowania ich punktów wspólnych. – Od momentu pierwszego zdjęcia zawsze prześladowało mnie pytanie „po co?” – wyjaśnia Maciej Kędzielawski. – Co mną kieruje, że rejestruję ten a nie inny kadr? Czy to jest sprawa światła, motywu, układu przestrzeni, koloru...? Przez długi czas przestałem się tym zajmować, robiłem zdjęcia bez zadawania sobie pytań typu „po co?”. Oczywiście pytanie „po co?” pozostawało gdzieś głęboko we mnie pod pokładem innych aspektów jak na przykład fascynacja światłem. Dziś próbuję zmierzyć się z tym pytaniem ponownie, penetrując strukturę obrazu fotograficznego, docierając do najmniejszej cząstki. Ingeruję w nią, zmieniając jej konsystencję za pomocą rysunku w ogromnym powiększeniu. Aby uzyskać odpowiedź na pytanie „po co”, muszę pracować na bardzo dużych plikach do druku, co przypomina mi pracę z fotografią analogową, której finał do samego końca pozostaje niewiadomą.
Zaskoczyła również Grażyna Kędzielawska. Pokazała co prawda swoją specjalność- akwarele, ale skupiła się na portrecie, co sygnalizowała już pojedynczymi pracami na wcześniejszych wystawach w Łomży.
– W pracach odrzuconych z tej wystawy były też kompozycje i pejzaże, ale uznałam, że taka skomasowana ilość portretów, szczególnie, że interesują mnie one w sensie emocji, sposobu ich przekazywania czy szukania formy, jest czymś tak kompletnym, że wprowadzenie czegoś innego poza jednym ptaszkiem, jedną kompozycją, byłoby niedobre – mówi Grażyna Kędzielawska. – Takie ograniczenie się daje też większe możliwości zobaczenia tego portretu naprawę.
Skupienie się w ostatnim czasie na portrecie daje się dość łatwo wyjaśnić – pandemia i kolejne lockdowny miały tu decydujące znaczenie. – Od marca ubiegłego roku prowadziłam zdalne zajęcia, łącznie z egzaminami – mówi Grażyna Kędzielawska. – Tęskniłam więc za prawdziwym kontaktem, za istotą, której nie słyszy się tylko w słuchawce telefonicznej, za spotkaniami na żywo. Było to też takie przywoływanie osób, które już odeszły, na przykład mojej kuzynki. Z kolei te podwójne portrety to portrety o innym widzeniu, bo inne spojrzenie jest moje, a inne siostry. Taka różnica, która dzieli ludzi, jednocześnie sobie bliskich, była dla mnie zastanawiająca i to mi zostało z tych naszych spotkań, bo portrety były malowane na gorąco.
Ciekawe są też portrety jakby ledwo zasygnalizowane, skupiające się na detalu, a do tego z białym tłem, co kontrastuje z innymi pracami pokazywanymi na wystawie.
– To istotne fragmenty gestu, wyrazu twarzy i nic poza nimi tu nie istnieje – wyjaśnia Grażyna Kędzielawska. – Stąd to białe tło, żeby nic nie rozpraszało uwagi oglądającego, żeby skupił się na tym co ważne. I wcale nie boję się tej bieli, jako czegoś, co będzie przeszkadzało, bo jest odwrotnie, ona bardziej skupia. Nawet nie wiem, czy nie pójdę właśnie w takim kierunku, żeby wiarygodny gest i to, co mamy w sobie, eksplodowało właśnie przez takie wycinki portretów.
Wojciech Chamryk