Cudowny wieczór z wirtuozem
Wirtuoz akordeonu Marcin Wyrostek oczarował łomżyńską publiczność podczas koncertów z orkiestrą Filharmonii Kameralnej. Artyści zaprezentowali program „Nie tylko Piazzolla”, wykonując nie tylko utwory argentyńskiego mistrza tanga, ale też Carlosa Gardela i Antonio Vivaldiego, a do tego autorskie kompozycje solisty, czerpiące z polskiego i bałkańskiego folkloru. Oba koncerty zakończyły bisy, ale ten drugi był znacznie dłuższy, ku radości kompletu publiczności, a Marcin Wyrostek podkreślał, że był to cudowny dzień i z takimi muzykami można pójść w tango.
Plany repertuarowe w pandemicznej rzeczywistości to tak naprawdę fikcja. 11. marca orkiestra Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego miała zagrać koncert upamiętniający setną rocznicę urodzin Astora Piazzolli, legendarnego kompozytora, twórcy stylu tango nuevo i wirtuoza bandoneonu. Solistą miał być włoski mistrz tego instrumentu Cesare Chiacchiaretta, ale jego przyjazd okazał się niemożliwy. Szybko zorganizowano więc koncert „O sole mio” z udziałem tenorów Adama Zdunikowskiego i Nazarii Kachaly, a ten poświęcony Piazzolli Jan Miłosz Zarzycki przeniósł na następny tydzień. Wirtuoz akordeonu i bandoneonu Wiesław Prządka gościł w Łomży rok wcześniej, ale udało się zaprosić równie wybitnego muzyka Marcina Wyrostka, wcześniej nie mającego okazji współpracy z łomżyńską Filharmonią.
170 biletów – tak mało, bo można było zapełnić tylko połowę sali Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich – rozeszło się błyskawicznie, dlatego zorganizowano dodatkowy koncert o godzinie 20:00, cieszący się równie dużym zainteresowaniem. Artyści zrewanżowali się publiczności porywającym występem, prezentując perfekcyjne zgranie i wirtuozowskie wykonanie nader zróżnicowanego repertuaru, klasycznego i rozrywkowo-współczesnego.
– Bez odbiorców, bez publiczności przeżywamy w tym covidowym czasie katusze – mówił Marcin Wyrostek. – Jest więc koncert, który gramy online i nie widzimy publiczności, a do tego przerażające jest to, że przestaje nas szokować, że wchodzimy na scenę i sala jest pusta. Na początku jest to wielki szok; pamiętam też doskonale pierwszy koncert, gdzie publiczność była w maseczkach, albo ten pierwszy, tylko do kamerek. Dlatego w porównaniu do tych wszystkich sytuacji dzisiejszy dzień, gdzie mamy dwa koncerty i sala zapełniła się na tyle, na ile mogła, to jest dla mnie największa radość i ogromna wartość – cieszę się bardzo i dziękuję wszystkim, którzy tu dzisiaj byli, mając nadzieję, że już w najbliższym czasie wrócimy do normalnych koncertów.
Solista-wirtuoz imponował umiejętnościami bez względu na stylistykę: autorski, czerpiący z rodzimego folkloru „Mazurcyjek”, również własne, ale utrzymane w bałkańskich rytmach, „Pálinka” i „Moldav”, zainspirowane twórczością Piazzolli „Cinema Tango” to były prawdziwe perełki – tym ciekawsze, że łomżyńscy filharmonicy pod Janem Miłoszem Zarzyckim wcale nie byli tu tylko tłem, ale równorzędnym partnerem Marcina Wyrostka. Sami popisali się tangiem „Por una cabeza” Carlosa Gardela, z pięknymi partiami koncertmistrza Cezarego Gójskiego i kontrabasisty Bogdana Szczepańskiego, również autora aranżacji, a kropką nad i, w kontekście argentyńskiego repertuaru, były nieśmiertelne „Oblivion” i „Libertango” Piazzolli, w których Marcin Wyrostek po raz kolejny potwierdził swe ogromne mistrzostwo, również aranżacyjne.
Ogromnym zaskoczeniem dla publiczności było też wirtuozowskie opracowanie Wiosny z „4 pór roku” Antonio Vivaldiego na akordeon i orkiestrę smyczkową – wysmakowane, skrzące się od improwizacji, swobodne i pełne wdzięku. Jak zauważył Jan Miłosz Zarzycki, Vivaldi byłby bardzo zadowolony z tego wykonania, bo muzyka barokowa była swobodniejsza niż obecna, ograniczona bardzo precyzyjnym zapisem nutowym, a ówcześni kompozytorzy dopuszczali pod tym względem znaczną swobodę, co było bliskie podejścia do formy utworu współczesnych jazzmanów.
– Można się nawet zastanawiać, czy jakby Antonio Vivaldi żył te 300-400 lat później, to nie napisałby czegoś na akorden – mówił Marcin Wyrostek. – To genialna muzyka i bardzo się cieszę, że mogę ten instrument tak pokazywać.
Niesztampowe podejście do akordeonu Marcin Wyrostek potwierdził też w wykonanym solo Allegro non molto z Zimy Vivaldiego: wplatając weń motywy choćby z Bacha i wykorzystując looper okazał się prawdziwym człowiekiem-orkiestrą. Nic dziwnego, że musiał bisować: w czasie pierwszego koncertu tylko dwa razy, bo czas gonił. Podczas finału drugiego występu stało się jednak tak, że po pierwszym bisie instrument odmówił posłuszeństwa. Po jego zmianie solista zagrał więc nie tylko zaplanowaną Zimę z orkiestrą, ale też dwa dodatkowe, solowe utwory – nie tylko rekompensując słuchaczom nieprzewidzianą przerwę, ale też potwierdzając, że świetnie czuł się tego dnia na scenie, a koncert z łomżyńską orkiestrą był dla niego prawdziwą przyjemnością.
– Przyjechałem wczoraj i rano mieliśmy pierwszą próbę – mówił Marcin Wyrostek. – Trwała może godzinę-półtorej, przegraliśmy wszystkie utwory, tylko z jakimiś malutkimi korektami, które maestro wprowadzał w orkiestrze i już po tej pierwszej próbie okazało się, że możemy grać koncert! Orkiestra jest super, bardzo ambitna i zaangażowana w granie, a to jest naważniejsze, żeby mieć ten ogień, tę pasję grania – możliwość spotkania się i wspólnego grania to była dla nas ogromna radość, cieszę się też, że tyle osób się zgromadziło, to był bardzo uskrzydlający dzień.
Wojciech Chamryk