Wirtuoza skrzypiec powrót do Łomży
Stanisław Słowiński ponownie wystąpił w Łomży. Jeden z najbardziej utalentowanych skrzypków młodego pokolenia, znany lokalnym fanom muzyki improwizowanej dzięki Novum Jazz Festival, zagrał w MDK-DŚT tylko z towarzyszeniem pianisty i kontrabasisty. Franciszek Raczkowski i Justyn Małodobry, również znani łomżyńskiej publiczności, okazali się godnymi partnerami lidera, prezentując jazz najwyższej próby. Artyści poza materiałem znanym z płyt wykonali też utwory premierowe, ale nawet te już znane brzmiały zupełnie inaczej, nie tylko z racji kameralnego składu.
Jeśli ktoś był 12. listopada 2016 roku w Centrum Katolickim im. Jana Pawła II na koncercie inaugurującym dziewiątą edycję Novum Jazz Festival na pewno pamięta, że gwiazdą wieczoru był wtedy Stanisław Słowiński Quintet. Pięciu młodych muzyków zagrało fenomenalnie, a po ponad czterech latach dwóch z nich, lider i kontrabasista Justyn Małodobry, znowu przyjechało do Łomży. Skład dopełnił pianista Franciszek Raczkowski, podobnie jak Słowiński przed laty uczestnik konkursu na Nową Nadzieję Jazzu w ramach łomżyńskiego festiwalu. Na scenie MDK spotkali się więc starzy znajomi, a i wśród ponad 20-osobowej, trzypokoleniowej publiczności również nie brakowało festiwalowych bywalców. Dlatego atmosfera na sali od razu była dobra, a z każdym kolejnym utworem stawała się jeszcze lepsza. Skrzypek zapowiadał, że podstawą programu będą utwory z albumów „Landscapes Too Easy To Explain” oraz „Visions: Between Love And Death”, które oryginalnie nagrał w kwintecie i w sekstecie i tak się stało, bo muzycy od nich zaczęli i nimi też skończyli, do tego już od samego początku udowadniając, że te nowe, oszczędniejsze aranżacje na mniejszy skład niczym nie ustępują tym z udziałem perkusji, gitary czy trąbki.
Mieliśmy więc esencję jazzu na najwyższym poziomie, z rytmem wyznaczanym basowym pulsem, dialogami poszczególnych instrumentów oraz wysmakownymi solówkami pianisty i skrzypka. Nie brakowało też znaczących zmian, choćby w „I” czy w „Lifetime”, a czasem można było odnieść wrażenie, że oryginalne, już w tej formie bardzo przecież interesujące, kompozycje stały się dla muzyków punktem wyjścia do stworzenia czegoś nowego, jeszcze ciekawszego. Lider-wirtuoz wielokrotnie potwierdzał, że przez ostatnie lata wzniósł się na jeszcze wyższy poziom, idąc już nie tylko w ślady Zbigniewa Seiferta, Michała Urbaniaka czy Krzesimira Dębskiego, ale też wyznaczając nowe standardy, nie tylko polskiej, wiolinistyki. W dodatku świetnie odajdywał się również w grze zespołowej, typowo rytmicznej, choćby podczas solówek Raczkowskiego, a w czasie swoich popisów, grając nawet bardzo dynamicznie i dając się ponosić emocjom, ani na chwilę nie zapominał też o tym, że mniej często znaczy więcej, nie epatował więc słuchaczy lawiną niepotrzebnych dźwięków – każda nuta była na swoim miejscu i było ich akurat tyle, co potrzeba, choćby w premierowym „Walcu”, opartym na dialogu z pianistą.
Druga nowość „Night” była równie stonowana, aż do momentu wejścia dynamicznego sola lidera, a do tego dowodem na to, że cały czas poszukuje on nowych środków wyrazu jako kompozytor. Sporą ciekawostką był też utwór „Soul”, oryginalnie otwierający solowy album Słowińskiego „Solo Violin Avantgarde” z ubiegłego roku, w którym skrzypek wykorzystał do kreowania różnych brzmień oraz loopowych zapętleń gitarowy multiefekt M9 Stompbox Modeler. W tej sytuacji nie mogło obyć się bez bisu, a satysfakcji po tak udanym koncercie nie kryli i słuchacze, i muzycy. Co istotne Miejski Dom Kultury-Dom Środowisk Twórczych, bo tytuł Jazzowego Domu Kultury do czegoś zobowiązuje, zapowiada już kolejne, organizowane regularnie w mniej więcej comiesięcznych odstępach, koncerty jazzowe, o ile oczywiście stan pademii pozwoli na ich organizację.
Wojciech Chamryk