Gdziekolwiek pojde - mowa o instytucjach panstwowych- spotykam sie z wielkim chamstwem. Pracownicy szkoly/ urzedow nie odpowiadaja na proste pytania a jedynie denerwuja sie, ze wogole musza z kims rozmawiac. Powoli zaczyna mnie to denerwowac. Rozumiem, ze codziennie maja wielu petentow zadajacych te same pytania, rozumiem, ze niektorzy petenci moga byc delikatnie mowiac upierdliwi. Nie mniej jednak cholerne urzedasy nie robia tego charytatywnie. Dostaja za to pieniadze. Na tym polega ich praca. Przychodzac do urzedu nie mam obowiazku znac wszystkich regul, przepisow itp. Jesli grzecznie pytam to jakas / jakis urzedas musi odpowiedziec. Czemu to takie trudne?