W góry
Wykorzystałem ferie zimowe do podtrzymania rodzinnej tradycji, która karze pomóc młodzieży w odkrywaniu największych skarbów.
Postanowiłem swojemu synowi sprawić równie beztroską wyprawę Traktem Królewskim na Wawel. I oto jesteśmy: w gwarnym tłumie przekraczamy Brame Floriańską. Umykamy do Jamy Michalikowej na tort i kawę - a tu pustawo. Słyszę, że miejsce narodzin Zielonego Balonika staje sę niemodne, atrakcyjne raczej dla wycieczek zagranicznych. Po paru godzinach zwiedzania znowu przerwa na ciastka, a tu w pobliżu Pałacu Pod Baranami natykamy się na gotową do fotki z turystami figurę Piotra Skrzyneckiego. I wtedy przypomniała mi się anegdota, którą opowiedział mi w Warszawie znajomy antykwariusz. Otóż zjechał z Krakowa kiedyś Wielki Piotr i spotkawszy owego antykwariusza ucieszył się bardzo. Ten wniebowzięty, że Wielki Mag Piwnicy poznał go - słucha nabożnie: - "Jak to dobrze, że cie widzę, słuchaj kochany" - tu Wielki Mag niemal ukręca mu guzik - "mam do ciebie strasznie ważną sprawę. ... Gdzie tu można zrobic siusiu?"
Jak szaleć to szaleć. Korzystając z bezpiecznego noclegu u rodziny zostajemy na parę dni i wolni od nadmiernego bagażu robimy krótkie wypady: Zamek w Rytrze, Stary Sącz wreszcie dłuższa wyprawa w Małe Pieniny - urokliwym wąwozem Homole zapędziliśmy się aż kilometr od granicy ze Słowacją. Pieliśmy się stromo, wśród gęstych drzew, aby wrócic inną trasą, ale dopiero gdy wyszliśmy na otwartą przestrzeń - dech mi zaparło. Hen w dole osada Jaworki pod urwistym nagim stokiem, a dookoła ośnieżone szczyty gór. Pierwszy odruch: cofnąć się znaną drogą, ale już syn śmignął w dół niczym na ślizgawce, w trudniejszych miejscach jak kozica skokami w głęboki śnieg.
Zdążyliśmy na PKS przy tym samym kiosku z pamiątkami, gdzie na wstępie szukałem po kieszeniach czegoś do zapisania, a wyskoczył z kiosku góral: - "A co macie się uczyć na pamięć!" i wetknął mi w rękę spis odjazdów na ksero - strasznie mnie to ujęło. Tak się dba o turystów! Hej!