SCENKI Prowincjonalne
Artykuł z portalu www.4lomza.pl
Metafizyka prowincji Zdzisława Folgi
Tekst: Mirosław R. Derewońko
Foto: M. Maliszewski
- Wbrew pozorom, prowincja nie jest senna, jak powszechnie się mniema - powiedział Zdzisław Folga, autor wystawy fotografii "Scenki prowincjonalne", której wernisaż odbył się w piątkowy wieczór 15 grudnia 2006 r. w Galerii Pod Arkadami. - Dużo tam się dzieje, tylko wolniej to się dostrzega, szczególnie gdy przybywa się z zewnątrz, gdy wpada się tylko na chwilę...To druga wystawa indywidualna Folgi, tematycznie zbliżona do "Wiejskiej opowieści", prezentowanej również w GPA w 2002 roku. Wówczas przedstawił wyidealizowane, sielskie obrazy wsi. Wtedy bohaterami były nostalgiczne drewniane chałupy ze strzechami, teraz są to ludzie. Ludzie w kufajkach, filcowanych butach i w czapkach z nausznikami - główni bohaterowie Folgowych "dostrzeżeń" świata. Ludzie zwykle starzy, o pooranych twarzach, ale z iskrą w oku. Świata, który powoli odchodzi w przeszłość...
Chociaż odrapana, pordzewiała i niedoskonała jest ta sceneria budynków i uliczek na podlaskiej prowincji - zdjęcia robione były, m.in., w okolicach Łomży i Białegostoku, w Knyszynie, Tykocinie i Radziłowie - to jednak wiejska i małomiasteczkowa apatia urzeka. Kryje się za nią nostalgia uciekinierów z wielkich miast czy - jak w wypadku Folgi - sentyment za klimatem spędzonych na prowincji najpiękniejszych lat. Gdy wszystko jest bliskie, urocze, kochane. W tytule tej krótkiej relacji w wernisażu przywołałem "Metafizykę prowincji", zbiór wywiadów , jakie przeprowadził prof. Jan Kamiński z wybitnymi osobowościami kultury płn.-wsch. Polski. Tochę z owej metafizyki udało się Foldze przedstawić na jego czystych, wysterylizowanych, właściwie wręcz wyjałowionych jak opatrunki na skórze wyliniałej rzeczywistości, wysmakowanych kompozycyjnie fotogramach. "Jest perfekcyjny, jeśli chodzi o stronę techniczną - zauważył jeden z najlepszych fotoreporterów w Podlaskiem. - Ale istotniejsze jest to, że Folga ma dar oddania, uchwycenia klimatu sennej wioski czy miasteczka".
Absolwent Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego od pięciu lat mieszka w Łomży, do której sprowadził się z żoną, białostoczanką. Mają trzyletniego synka i dziewięciomiesięczną córkę.
- Białystok to miasto dla mnie za duże - tłumaczył mi podczas wernisażu. - W Łomży mam znajomych, działa prężnie środowisko fotograficzne, wszędzie jest blisko.
Jego dzieciństwo i młodość upłynęły w wiosce Kossaki koło Jedwabnego. Jako student nad Biebrzę zabierał aparat, żeby uwieczniać rozległe pejzaże łąk, rozlewisk i mokradeł. Od fotografii przyrodniczej Folga przeszedł do fotografii quasireportażowej, "nierzadko z poczuciem humoru, czy nawet ironii" - jak stwierdza anonimowy autor w tekście do katalogu wystawy.
- Używałem czasem różnych sztuczek, żeby ludzi oswoić i z sobą, i ze sprzętem - opowiadał gościom wernisażu, wśród których byli poeta Henryk Gała i fotograficy: Stanisław Zeszut, Lech Buczyński, Wojtek Surawski, Lech Truskolaski i Leszek Wiśniewski. - Ludzie pytali "Co pan mierzy?", odpowiadałem, że nie mierzę, ale od tego zaczynała się rozmowa...
Coraz mniej będzie okazji do takich rozmów, bo wieś się zmienia, starzeje, wyludnia. Dobrze, że jej oblicze artyści tacy jak Folga zachowują na później. A może na zawsze...?