Primum non cure
Wzięli, i odnieśli sukces. Mówią, że wspólny. Nasz sukces, „lekarzy i naszych pacjentów.” Zaraz później stwierdzili, że chyba byli „na innych negocjacjach.” Lekarze swoje, minister swoje. W wystąpieniu, które nastąpiło po ogłoszeniu sukcesu przez lekarzy, swój negocjacyjny sukces ogłosił szef resortu. Pełen radości i noworocznych dobrych życzeń powiedział, że lekarze podali mu rękę nie chcąc nic w zamian. Nic ponadto, co zaproponował wcześniej.
Minister to jest jednak twardy negocjator. Nie ma się co dziwić, wszak wywodzi się ze środowiska. Być może, wziął lekarzy głodem? Głodem kontaktu z pacjentem, któremu lekarz tak chce pomóc, że aż łzy cisną mu się do oczu. Kiedy lekarz widzi takiego pacjenta: łeb spuszczony, z płuc wydobywa się dźwięk hamującego tramwaju, na 4 metry śmierdzi kamforą, to współczucie i chęć przytulenia takiego są silniejsze niż cokolwiek na świecie. - Przecież to taka bida z nędzą, która sobie w życiu nie poradzi. Człowiek musi się użerać z takim za te marne 136 zł rocznie. No, teraz to już ponad 140, a później to nawet 144 PLN. Śmiech na sali zabiegowej z takimi kwotami. Co? Jak to, nie będzie?! Panie ministrze, przecież obiecałeś. Jak to, bez dodatkowych pieniędzy?!
Minister cwaniak, nie dość, że lekarz, to jeszcze musi być naprawdę niezły. To musiał być jeden z najlepszych diagnostów własnych ambicji. Inaczej tak wysoko by nie zaszedł. W negocjacjach z kolegami po fachu to on jest ministrem, nie ma ich płaszcza i gówno mogą mu zrobić. Tym bardziej, że jak pokazują statystyki, w tym roku wyjątkowo mało gabinetów nie podpisało umowy z NFZ. Co piąty gabinet zaledwie. Wprawdzie w tych gabinetach leczy się ponad połowa pacjentów, ale jakoś nie było widać, żeby do tego przykładu minister w ogóle nawiązywał.
Kocioł więc trwa. Niezależnie od tego, że lekarze otworzyli swoje gabinety, i tak myślą o ich zamknięciu. Ciągle nie wiadomo dokładnie, co z pakietem onkologicznym. Jak lekarz źle rozpozna chorobę, to będzie musiał za badania płacić. Skandal. Z kolei, kiedy te drzwi w przychodniach zamknięte, to lekarze kombinują, jak by tak je otworzyć, prywatnie. Skoro taki dylemat, a o pacjentach tylko wszyscy myślą, może by tak drzwi obrotowe w przychodniach zainstalować. Będzie łatwiej otwierać i zamykać. W środku trza zamontować dobrą wycieraczkę i korzyść podwójna. Błota nie naniosą i słoma się nie poprzykleja.
Minister pewnie też chętnie zająłby się czymś innym. Zamiast użerać się z lekarzami w walce o nasze dobro, chętnie wróciłby do orszaku. Urzędnicy ministerstwa na czele z szefem resortu są wprawdzie ciągle na posterunku ochrony zdrowia, ale czy nie przyjemniej jest ulec przedstawicielom firm farmaceutycznych na przykład. Z tymi lekarzami zupełna strata czasu. Walka o zdrowie pacjenta kiedyś skończy się tak, że wszyscy przestaną leczyć. Póki co, niezależnie od wyników negocjacji przeszłych i przyszłych, utrzymujemy ciągle fikcję o dobrze działającej służbie zdrowia.
Mariusz Rytel