Teatralna Calineczka w nowej odsłonie
Teatr Lalki i Aktora w Łomży nowy sezon artystyczny rozpoczął kolejną premierą. „Calineczka” to nowa wersja klasycznej baśni Hansa Christiana Andersena. Autorem scenariusza i reżyserem spektaklu jest Jarosław Antoniuk. Główną rolę kreuje Daria Głowacka, a w 7-osobowej obsadzie nie zabrakło też ulubieńca publiczności Tomasza Bogdana Rynkowskiego oraz nowego aktora Adama Piotrowskiego. „Calineczka” Hansa Christiana Andersena to baśń ponadczasowa, od dawna należąca do kanonu światowej literatury i wciąż zachwycająca młodszych i starszych czytelników. Nie da się jednak nie zauważyć, że oryginalnie wydana jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku trąci nieco myszką, nie przemawiając już tak dobitnie do współczesnych odbiorców. Stąd jej liczne adaptacje i przeróbki, mające „Calineczkę” dostosować do obecnych realiów, zwłaszcza trzeciej dekady XXI wieku.
Podobnie stało się również w przypadku „Calineczki”, przygotowanej przez Teatr Lalki i Aktora na początek nowego sezonu 2024/2025. To nie pierwsze wystawienie baśni Andersena w Łomży, ale to wcześniejsze sprzed 11 lat było bliższe pierwowzoru, do tego zostało zapamiętane jako pierwszy spektakl TLiA wykorzystujący marionetki. Tym razem autor scenariusza i reżyser Jarosław Antoniuk poszedł jeszcze dalej, bo „Calineczka” A.D. 2024 to właściwie zupełnie nowa bajka, na dobrą sprawę tylko zainspirowana wersją Andersena i bardzo uwspółcześniona. Oczywiście nie mogło w niej zabraknąć głównej bohaterki (powracająca do zespołu, świetna Daria Głowacka), Kreta Kretowicza (debiutujący w łomżyńskim teatrze Adam Piotrowski), Myszy (Marzanna Gawrych), Żaby Mamy (Beata Antoniuk) i Żabiego Synka (Miłosz Cieślik) oraz przyjaciółki Calineczki Jaskółki (Julia Sacharczuk), ale są też nowe postacie. Od Marysi i jej rodziców (Głowacka, Antoniuk, Cieślik) aż do spełniającego niezwykle ważną rolę łącznika pomiędzy światem realnym i fantazji pracownika Muzeum Prehistorycznego, Profesora Maksa (Tomasz Bogdan Rynkowski). W poprzedniej wersji punktem wyjścia były wspomnienia dorosłej już kobiety, która opowiadała o powracającym śnie, którego bohaterką była Calineczka. Tym razem śni mała Marysia, która dzięki marzeniom o siostrzyczce i bujnej wyobraźni przenosi się do świata przygód. Jest on z jednej strony bliski temu, co stworzył Andersen, z racji wykorzystania wspomnianych już bohaterów oraz ogólnych zarysów całej historii, ale też zupełnie odmienny.
Za czasów duńskiego pisarza nie było przecież mowy o takiej dewastacji środowiska naturalnego jak obecnie, bo przemysł na masową skalę dopiero się rozwijał, świat nie był też zasypany śmieciami i różnymi rodzaju odpadami. Teraz Calineczka deklaruje, że jest jej wstyd za dorosłych, ponieważ nie potrafią uszanować piękna przyrody, tak bardzo odchodząc od świata natury. Potwierdza to ze smutkiem Maks, konkludujący, że świat to teraz jeden wielki śmietnik. Wyeksponowano też wątki dotyczące przyjaźni, odpowiedzialności za kogoś innego oraz poszukiwaniu własnej drogi. Calineczka przechodzi to wszystko w dość szybkim tempie, błyskawicznie stając się, mimo młodego wieku, świadomą i bardzo dojrzałą osobą, godzącą się nawet na poniżenie, aby tylko jej przyjaciółka Jaskółka miała szansę przeżyć w cieple domku Myszy. Jednocześnie życie Calineczki to ciągłe ucieczki przed tym, czego bohaterka nie akceptuje i na co nie ma ochoty, to jest uwięzieniem przez Żaby i zmuszaniem do małżeństwa oraz kolejnymi budzącymi jej przerażenie oświadczynami, tym razem ze strony Kreta Kretowicza. Zastanowienie może też budzić fakt, że wszyscy zwracają uwagę przede wszystkim na urodę Calineczki, zupełnie pomijając pozytywne cechy jej charakteru i bardzo dobre serce. Do tego jest w tym przerażającym świecie zdana właściwie tylko na siebie, ale odkrywa go, poznaje i można powiedzieć, że oswaja, co kończy się happy endem w krainie Elfów, w której znajduje miłość i zostaje jej królową.
Wszystko to zostało opowiedziane i pokazane w bardzo przekonujący i ciekawy sposób - poprzedni, nieudany spektakl „Kino Mirage” okazał się na szczęście tylko jednorazową wpadką. Wyraziste, dobrze obsadzone postaci, podkreślana ruchem scenicznym (Marzena Biesiadecka), wartka akcja i ciekawa scenografia (niezawodna, współpracująca z łomżyńskim teatrem od wielu lat Eva Farkašová) to niewątpliwe atuty tego przedstawienia. Równie udana, nie tylko typowo ilustracyjna, a do tego wykorzystująca też cytaty z evergreenów „Don't Worry, Be Happy” i „Et si tu n'existais pas”, jest muzyka Roberta Kanaana, kompozytora również już w Łomży znanego dzięki „Magicznemu sklepowi” na motywach opowiadania Herberta George'a Wellsa.
Warto więc przekonać się o tym, jak „Calineczka” prezentuje się w tej niemal całkowicie odmiennej, ale nadal atrakcyjnej, dla odbiorców w różnym wieku, wersji Jarosława Antoniuka i jego niewielkiego, ale doskonale znającego każdy aspekt swojej pracy Zespołu.
Wojciech Chamryk