Mamy prawo...
…do wychowania, nauki i opieki odpowiedniej do poziomu rozwoju i wieku. Mamy prawo zapamiętać z lekcji, co chcemy, i wykorzystywać też. Nie szkodząc innym, rzecz jasna. Do własności i wizyty u lekarzy też mamy prawo. Możemy wybierać i być wybierani. Podobnie, do gardzenia władzą w przekonaniu, że to nie świat stoi otworem, a odwrotnie.
Do poczucia odrazy, kiedy jesteśmy wykorzystywani i dochodzenia do chociaż odrobiny sprawiedliwości. Mamy prawo do wyrażania swoich opinii, argumentowania i przedstawiania racji. Możemy się z kimś nie zgadzać i przekonywać innych. Mamy prawo do posiadania własnego domu i do jego skutecznej obrony. To prawa podstawowe. Gwarantowane tradycją, kulturą, prawem do poczucia godności przy zachowaniu godności innych.
„Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza”. To, co nas otacza, to nasza codzienność. Codzienność, choć nieregulowana po najdrobniejsze szczegóły, też z prawa jednak wynika. Czego nie ureguluje litera, powinien zastąpić zdrowy rozsądek.
Mamy więc prawo odwrócić się plecami do kogoś, kto bredzi, i zapomnieć o mleku zostawionym na gazie. Zdarza się. Mamy prawo do moralnych rozterek, bo mamy prawo nie być świętymi. Mamy prawo się upić, rozlać kawę i plotkować. Możemy zimą wyjść na plażę i zasadzić świerki zielonym do góry. Konsekwencje tych i wielu innych fanaberii bierzemy na siebie. Możemy zmoknąć i skakać po kałużach. Mamy prawo pracować na umowach śmieciowych i prawo jazdy. Nikt nam nie broni dostępu do głupich pomysłów. Nawet do ich realizacji, jeśli innym nie szkodzą. Nie ma sankcji za kolczyk w nosie i poplamiony krawat. Mamy prawo obudzić niedźwiedzia z zimowego snu, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie. Tu nie Alaska. Można malować pomalowane i wymyślać wymyślone. Możemy śmiać się w twarz i kichać na wiatr. Puszczać parę w gwizdek i palić słomiany zapał. Mamy prawo oglądać kreskówki i zapomnieć o rocznicy ślubu. To wszystko mieści się w granicach wolności i samostanowienia. Nawet jeżeli brak smaku, wyobraźni, rozsądku.
Mamy prawo robić ortografy i pisać niezrozumiale. Nic ciekawego. Możemy się nudzić i zanudzać innych. Mamy prawo do długich spacerów i krótkich przekleństw. Do wielkich słów i małostkowych uczynków. Do hazardowych bachanaliów i finansowej ascezy. Do rozmieniania się na drobne i do skrupulatnej konsekwencji w skupieniu. Do wszystkiego tego mamy prawo i wszystko to możemy robić przy zachowaniu chociaż odrobiny poczucia bezpieczeństwa. Do tego też mamy prawo. Teoretycznie.
Mamy prawo mieć, ale przede wszystkim być. Dopóki jesteśmy, zawsze możemy działać. Jednak, żeby „być” musimy żyć! Niby proste i łatwe. Jak się okazuje, w Łomży nie do końca.
Mariusz Rytel