O PROWINCJI RAZ JESZCZE
Z uwagą przeczytałem artykuł p.t. „Prowincja”
P. Andrzeja Bobrowa zamieszczony w Głosie Nowogrodzkim Nr 16/07.
Ponieważ sam pochodzę z małego miasteczka nie opodal stolicy i mogę uważać się za prowincjusza to nigdy w związku z tym nie miałem kompleksów - oczywiście mogą być tacy co takowe mają. Nie ciągnęło mnie do wielkomiejskiego zgiełku tym bardziej, że moje miasteczko często znacząco prześcigało w rywalizacji sportowej czy kulturalnej dużo większe miejscowości. Zatem typowy ( choć często i uzasadniony ) podział na prowincję i centrum odnosił się głównie do terytorium.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w poprzednim okresie ( tu nie wspomnę jakim, by nie urazić byłych towarzyszy ) wiele obszarów Polski, szczególnie zaś z jej wschodniej strony było świadomie niedoinwestowanych ale czasy te już bezpowrotnie minęły.
Obecnie pęd do szybkiej poprawy warunków bytu sprawił, że duże aglomeracje ( centrum ) pękają od natłoku wszelkich problemów komunikacyjnych, toną w smogu i kurzu oraz całodobowym jazgocie. Ludzie w anonimowym tłumie stają się nieprzyjaźni zarówno w pracy (rywalizacja) jak i w miejscu zamieszkania ( zmęczenie po rywalizacji ) – szwankuje zdrowie i puszczają nerwy. Prowincja, czyli w tym sensie obrzeża wielkich miast i obszary mniej zaludnione stają się odskocznią od tego zgiełku – oazą spokoju. Obserwuję postępującą migrację (szczególnie ludzi w wieku średnim ) z miast w treny wsi i małych miasteczek. Okazuje się, że prowincja to nie musi być coś gorszego, drugorzędnego i tylko od ludzi zaangażowanych w sprawy lokalne, tworzących sprawne organizmy samorządowe zależy pomyślność gmin czy sołectw. Podział zatem na prowincję i centrum w sensie różnic ekonomicznych i kulturowych zanika. Transformacja w ostatnich latach sprawiła, że znaczna część środków ( w tym unijnych ) i decyzji ich zagospodarowania została przekazana samorządom lokalnym. Oczywiście jest to proces jeszcze powolny ( usprawiedliwiony koniecznością zreformowania przez Rząd ubezpieczeń społecznych, służby zdrowia, zabezpieczenia energetycznego czy obronnego itp. ) ale nieodwracalny.
Od blisko sześćdziesięciu lat przybywam rokrocznie na teren w widłach Pisy i Narwi, obecnie już na własną działkę. Choć przybywam z centrum kraju to nigdy nie uważałem, że okolice Nowogrodu stanowią daleką prowincję. Właśnie nie góry czy morze ( gdzie również bywałem ) ale tereny kurpiowszczyzny pociągały nas i to nie tylko ze względu na swój urok krajobrazowy ale niespotykaną gdzie indziej życzliwość ludzi tu zamieszkałych. Są to atuty stanowiące by ten teren w przyszłości stał się wzorcowym dla regionu a nawet i kraju. Z sympatią śledzę wszelkie zmiany zachodzące w Nowogrodzie i okolicznych wsiach.
Zgadzam się z autorem artykułu „Prowincja”, że największe opory do uaktywnienia się na rzecz swego miasteczka, gminy czy sołectwa tkwią w nas samych.
Lata minione poczyniły w naszej mentalności poważne spustoszenie a i po transformacji częste publiczne ośmieszanie się klasy politycznej czy wybranych przez nas reprezentantów do Parlamentu nie zajmujących się istotnymi dla kraju decyzjami znacząco studzi zapał i chęć do zaangażowania się w sprawy wspólne na swym terenie.
Częste tłumaczenie, że prowincji z centrum i tak nie widać a wszelka działalność społeczna nie ma sensu bo i tak nic nie daje doprowadza do stanu zniechęcenia, zwalniamy się z wysiłku na rzecz dobra wspólnego.
Nie chodzimy do wyborów ( i tu przodują w braku aktywności wsie i małe miasteczka ), nie staramy się uczestniczyć w poczynaniach władzy zwierzchniej a przynajmniej śledzić jak gospodaruje ona naszymi, przecież wspólnie wypracowanymi środkami. To właśnie ten brak zainteresowania obserwowany przez władze zwierzchnie powoduje, że czują się swobodnie i bezkarnie w podejmowaniu decyzji nie konsultowanych ze społecznością lokalną. Przykładem z terenu nowogrodzkiego może być decyzja o zamknięciu na rok przed remontem mostu na Pisie. Społeczność „Zarzecza”, czyli wsi położonych przy ujściu Pisy została praktycznie odcięta od „świata” – stała się zapomnianą „prowincją” . Władze uznały, że i tak sobie jej podatnicy jakoś poradzą. Kuriozum sprawie nadaje fakt, że na moście przez rok nie wykonywano żadnych prac poza usypywaniem ( na koszt podatnika ) z podziwu godną zawziętością barier zaporowych po obu stronach przeprawy. Lokalny ruch mieszkańców – „prowincjuszy” wsi nad Pisą ( samochody osobowe lub ciągniki ) mógł funkcjonować bo i tak odbywał się nielegalnie. Na szczęście w tym okresie obyło się bez interwencji pogotowia czy straży pożarnej bo byłby to swoisty sprawdzian nietrafności tej decyzji. Nikt pewno nie zadał sobie trudu obliczając ile stratna była Gmina np. w związku z częściowym zastopowaniem obrotu w handlu i usługach, przecież poza mostem znalazło się blisko 200 działek letniskowych.
Podziwiam natomiast ludzi, miłośników terenu nowogrodzkiego którzy działając bezinteresownie, nawet z terenu sołectwa starają się krzewić wiedzę o działalności władz samorządowych i mobilizować tutejsze społeczeństwo. Wydawane i kolportowane ( nie bez trudu i własnymi środkami ) lokalne gazety informują o działaniu Rady Miejskiej Nowogrodu, podjętych uchwałach, zaplanowanych inwestycjach i życiu kulturalnym. Przyzwyczajenie ludzi do skrupulatnego śledzenia poczynań wybranej władzy ( realizacji założeń przyjętych planów inwestycyjnych itp.) oraz szybkiej reakcji na zauważone nieprawidłowości uzmysłowi, że cała społeczność ma jednak coraz większy wpływ na postęp ekonomiczny i kulturalny swej gminy czy sołectwa.
Autorytet Nowogrodu i Gminy podbudowany może być jedynie systematycznym, dobrym i mądrym działaniem Władz Samorządowych. Piękne położenie terenu nowogrodzkiego przy ujściu Pisy do Narwi, jeszcze ( w miarę ) nie zanieczyszczone wody tych rzek oraz obszarów leśnych w ich delcie jest wielkim atutem. Przy prawidłowym zagospodarowaniu tych terenów, będzie można w przyszłości patrzeć na ten obszar nie jako na prowincję ale na „centrum” np. bazy wypoczynkowej tego rejonu liczącej się w kraju.
Nie chciałbym tylko, by sołectwa Gminy Nowogród określane obecnie „Zarzeczem” tj. Baliki, Serwatki stały się w przyszłości prowincją Nowogrodu-centrum a zanikające podziały w skali makro zaczęły funkcjonować lokalnie.
Marek Giergielewicz