W oczekiwaniu na Nowalijkę
Kiedy wszyscy spodziewali się rychłego nadejścia wiosny, spadł śnieg. Literatka tego śniegu była na kilometr kwadratowy, ale zawsze. To, że szybko stopniał, wcale nie oznacza jakiegoś hurra - ocieplenia. Klangor dzikich gęsi, słyszany co jakiś czas w łomżyńskiej krainie, musiał być niestety jakąś podpuchą. Kłamstwem szytym grubymi nićmi. Został sfabrykowany przez jakieś SBeckie niedobitki. Oni mają wprawę, bo chcieli pewnie brać pieniądze na konto zimy.
Zima się zapiera, że nie współpracowała, ale ludzie swoje wiedzą. Bo, gdyby się tak skoncentrować lepiej, to w tych wiosennych odgłosach dało się słyszeć takie charakterystyczne rzężenie starego Kasprzaka. No, ale kto tu się nadstawiał z uchem, skoro kojące dźwięki wiosny były tak bardzo oczekiwane. Są wśród nas też tacy, którzy na pory roku w ogóle nie zwracają uwagi. Polityka nie zajmuje się przyrodą, bo ludzie uprawiający politykę nie zajmują się na ogół tym, na co nie mają wpływu. Ale nawet ta część, która w nadejściu wiosny upatruje politycznej zmiany, też się pomyliła. To nie żadna wiosna. To jest tylko lekki, obcy akcent. Zwiastun zwycięstwa genów bohatera. Na razie jednak nic nie powinno się uważać za pewnik. Można się tylko domyślać i można mieć nadzieję. Zresztą, to wolno wszystkim. W ogóle, to mamy taki typowy przednówek. Niewielu ludziom się cokolwiek układa. Prezydent Łomży to ostatnio musi czuć się tak, jakby na wrotkach próbował taczkę gruzu podciągnąć na Zjazd. Włodarz, między innymi, przegrał głosowanie w sprawie dotacji. Nie będzie parku Jana Pawła II Pielgrzyma. Przynajmniej na razie. Radni pokazali prezydentowi żółtą kartkę – ktoś może powiedzieć, nadużywając, jak zwykle, terminologii sportowej. Nie tylko radni, i nie tylko prezydentowi – zdaje się wołać łomżyńskie radio Erewań. I czyj to, tak naprawdę, będzie pomnik? Wybory samorządowe wszak już za około 2 i pół roku. Nie ma też wątpliwości, że największe chlubne wydarzenie w dziejach miasta, jakim była wizyta Ojca Świętego, a także rocznica Chrztu Polski, zasługują na godne upamiętnienie. Jednak to, co się dzieje wokół, wygląda na zwykłą walkę łomżyńskich chiwawa pod kocykiem.
Przednówek - jak ludzie kiedyś mogli to przeżyć, kiedy bywało jeszcze gorzej? Stare, poprzerastane kartofle i zjełczała słonina ledwo przechodziły przez gardła. Jedyną rozrywką we wsi było ładowanie na czas fury gnojem. Może dlatego wszystko to udawało się przejść w miarę bezboleśnie, bo ludzie żyli w zgodzie z naturą. Wtedy wiadomo, że nawet jak nowalijka okaże się niesmaczna, to już za rok będzie można spróbować następnej. A nie za jakieś cztery czy pięć lat.