Koniec karnawału w tanecznych klimatach
Olga Bończyk zaśpiewała z orkiestrą Filharmonii Kameralnej na pożegnanie karnawału. Był to pierwszy łomżyński koncert popularnej aktorki i wokalistki, ale drugi solista, wybitny akordeonista i bandoneonista Wiesław Prządka, występował w Łomży już po raz kolejny. – Lubię wracać do Łomży i na każdy koncert przygotowuję trochę nowości, dlatego dzisiaj pojawiły się tematy filmowe Francisa Lai – mówi Wiesław Prządka. – Fajnie też, że udało się zaprosić Olgę, bo współpracujemy już od pewnego czasu, a to wspaniała artystka! Tego samego zdania był też nadkomplet publiczności w sali Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich, dlatego owacjom nie było końca.
Regularne koncerty Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego niezmiennie odbywają się w czwartki i każdego roku jest pewne, że pączki nie będą jedyną atrakcją tłustego czwartku. Wiele rzecz jasna zależy tu od refleksu potencjalnych słuchaczy, bo tak jak pączków w sklepach i cukierniach starcza dla każdego, to biletów na koncert karnawałowy łomżyńskich filharmoników niekoniecznie. Tym razem zabrakło ich już miesiąc przed imprezą, wejściówki gwarantowały już tylko miejsca stojące lub siedzące na schodach. Na następny koncert „Z życzeniami dla pań” 5. marca biletów też już zresztą nie ma, rozeszły się szybciej niż świeżutkie, smakowite pączki podczas przerwy w koncercie wieńczącym karnawał. Zanim jednak publiczność udała się na słodki poczęstunek od „Śledziewskich” artyści zabrali ich w muzyczną podróż do Argentyny, Stanów Zjednoczonych i świata piosenek Kaliny Jędrusik. Wiesław Prządka, dla którego była to trzecia wizyta w Łomży w niecałe siedem lat, tradycyjnie już więc czarował słuchaczy maestrią w utworach Astora Piazzolli, a w „Milonga del Angel” spore pole do popisu miał też pianista Rafał Karasiewicz, jazzman, który również koncertował już w grodzie nad Narwią, ale jeszcze w roku 1992, za czasów Krajowych Targów Jazzowych. Z kolei Olga Bończyk zaśpiewała aż pięć piosenek z repertuaru Kaliny Jędrusik, jedna w drugą perełki autorstwa takich mistrzów jak Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz, Wojciech Młynarski, Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora, ze „Zmierzchem” i „Kalinowym sercem” na czele. – Kalina Jędrusik wiecznie szła pod prąd, często robiła coś, co sprawiało, że nie przez wszystkich była lubiana, ale dzięki temu była jeszcze bardziej intrygująca i wyjątkowa – mówi Olga Bończyk. – Choćby fakt, że przez wiele lat współpracowała z tak znakomitym tandemem Wasowski-Przybora, którzy pisali dla niej, już mówi bardzo wiele. Poza tym w Kabarecie Starszych Panów ona jako jedyna śpiewała piosenki o miłości, te najbardziej powłóczyste, kobiece, bardzo trudne i inne od wszystkich, gdy pozostałe panie śpiewały piosenki charakterystyczne, aktorskie. Kalina zaintrygowała mnie tymi piosenkami, jestem nimi zachwycona od lat, zawsze chciałam je zaśpiewać i nagrać, a w roku 2011 się udało.
Była też wyprawa do USA: evergreen „Strangers In The Night” było popisem samych filharmoników pod batutą Jana Miłosza Zarzyckiego, a „Blue medley” okazał się efektowną wiązanką największych przebojów George'a Gershwina w wersji na akordeon i orkiestrę.
W drugiej części koncertu królowała już niemal wyłącznie muzyka francuska. Nieśmiertelne przeboje Edith Piaf („La vie en rose”), Joe Dassina („Et si tu n'existais pas”) czy Miny/Dalidy („Parole parole”), przeplatały się więc z paryskimi walczykami oraz filmowymi szlagierami Francisa Lai, w tym tymi najbardziej znanymi, jak „Kobieta i mężczyzna” czy „Emmanuelle”.
Bis był więc dość zaskakujący, okazał się nim bowiem utwór Ludmiły Jakubczak „Gdy mi ciebie zabraknie”, ostatni i popularny do dziś przebój tragicznie zmarłej piosenkarki.
– Cieszymy się, że nasza muzyka dociera do słuchaczy – zauważa Wiesław Prządka. – Staramy się promować muzykę francuską, tango, trochę swingu, a to wszystko w ciekawych aranżacjach na orkiestrę, dzięki czemu te utwory brzmią pięknie i nastrojowo, choćby tematy filmowe. Podoba się to ludziom, bo w radio już takiej muzyki nie usłyszymy, bo media promują cos zupełnie innego, gdzie jest dużo hałasu, a tutaj muzyka jest i melodyjna, i nastrojowa, w orkiestrowych aranżacjach, co przyciąga słuchaczy, chcących odetchnąć od tego, co mamy na co dzień w mediach.
– My Polacy przede wszystkim lubimy piosenki, które mają piękne melodie, a piosenki francuskie z całą pewnością do takich należą – dodaje Olga Bończyk. – Szczególnie te z epoki Edith Piaf, Charlesa Aznavoura i innych wspaniałych wykonawców, którzy tworzyli największe przeboje muzyki francuskiej. Staraliśmy się to dzisiaj pokazać, a warto dodać, że Wiesław Prządka jest absolutnym mistrzem akordeonu, a muzyka francuska nierozłącznie kojarzy się z tym właśnie instrumentem.
Wojciech Chamryk