Edward Dwurnik: od Nikifora do Pollocka
Obrazy i rysunki Edwarda Dwurnika, jednego z najbardziej znanych polskich malarzy drugiej połowy XX wieku, można oglądać w Galerii Sztuki Współczesnej. To wystawa przygotowana specjalnie dla łomżyńskiej galerii, dzięki współpracy z Państwową Galerią Sztuki w Sopocie i z bydgoską Agencją Zegart. Reprezentatywny wybór prac z różnych cykli, w tym najnowszego, obejmującego malarstwo abstrakcyjne, dopełniają dwa starsze obrazy, pochodzące ze zbiorów łomżyńskich instytucji.
Edward Dwurnik (1943-2018) ma już stałe miejsce w historii polskiego malarstwa. Ukończył co prawda warszawską Akademię Sztuk Pięknych i to na dwóch wydziałach, ale nigdy nie krył tego, że największy wpływ na jego malarstwo we wczesnych latach 60. wywarł Nikifor, co było wciąż widoczne w twórczości Dwurnika jeszcze w początkach kolejnego stulecia. Nurt quasinikiforowski, zainspirowany twórczością genialnego prymitywisty, stał się swoistym znakiem rozpoznawczym malarza, który był kontrowersyjny czy nieprzewidywalny, ale też ciągle poszukiwał czegoś nowego, unikając powielania sprawdzonych już rozwiązań.
– Pokazywał świat z własnej perspektywy – potwierdza kierownik galerii Karolina Skłodowska. – Bardzo lubił pracować cyklami, rozpędzał się – mówił, że myśl leci, a on rysuje, czasami nawet nie potrafił wytłumaczyć skąd mu się te pomysły biorą. Bardzo też lubił zaskakiwać, a czasami zaskakiwał nawet samego siebie, potrafił nawet przemalowywać własne obrazy.
Punktem wyjścia do stworzenia łomżyńskiej wystawy stała się zupełnie inna ekspozycja, stworzona jeszcze za życia artysty i z jego aktywnym udziałem.
– W związku z 75 urodzinami Edwarda w kwietniu 2018 roku Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie zorganizowała, oczywiście we współpracy z artystą, wielki, przekrojowy pokaz jego twórczości – mówi Jerzy Zegarliński z Agencji Zegart. – Tytuł tej wystawy brzmiał „75 x 75 Dwurnik”, bo było to 75 dzieł z okazji jego 75 rocznicy urodzin. Ta wystawa odbiła się dosyć dużym echem w Polsce, więc w tej pełnej formie zaprezentowaliśmy ją jeszcze na zamku Książ w Wałbrzychu, a później, już nie w tak szerokim wymiarze, bo w formie liczącej ponad 40 prac, również w innych miastach. Teraz pokazujemy ją w Łomży i to jest w zasadzie ostatni etap, bo w takiej postaci prezentować jej już nie planujemy.
Na wystawę składają się najróżniejsze prace: z różnych okresów, ale dominują te z ostatnich dwudziestu lat. Nie brakuje wśród nich słynnych miejskich krajobrazów, teoretycznie realistycznych, ale mających w sobie coś z naiwnej twórczości Nikifora i nie zawsze zgodnych z prawdziwą zabudową Warszawy, Płocka czy Grójca. Są fragmenty najbardziej znanych cykli, w tym „Robotnicy” czy „Sportowcy”. Nie zapomniano też o obrazach abstrakcyjnych z tytułami-numerami, zainspirowanymi twórczością amerykańskiego malarza Jacksona Pollocka. Sa to prace ze zbiorów kolekcjonerów: Bogusława Deptuły z Warszawy, Marii i Marka Pileckich z Olsztyna, Piotra Ziajki z Sopotu i innych oraz Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. Dopełniają wystawę dwa obrazy z roku 1974, oba będące własnością łomżyńskich instytucji: „Panoramę Warszawy” wypożyczył Miejski Dom Kultury-Dom Środowisk Twórczych, „Włoskie miasto” pochodzi ze zbiorów Galerii Sztuki Współczesnej, a jego zakupu dokonał ówczesny kierownik Biura Wystaw Artystycznych Jerzy Swoiński. Stało się to najprawdopodobniej po łomżyńskiej wystawie Edwarda Dwurnika w latach 70.: wspominał o niej choćby nestor łomżyńskich artystów Henryk Osicki, ale w dokumentacji nie ma po niej śladu. W innych aspektach Edward Dwurnik pozostawił je jednak po sobie, a jego imponujący dorobek obejmuje ponad 3,5 tysiąca obrazów oraz 10 tysięcy rysunków i innych prac, o czym wspominali nie tylko organizatorzy wystawy, ale również jego przyjaciele-artyści.
– Od ponad 30 lat mieszkamy z mężem pod Wizną – z doskoku, a teraz już właściwie na stałe i Edward do nas przyjeżdżał – wspomina Teresa Starzec. – Znaliśmy się ponad 40 lat, jeszcze od czasów studiów i bardzo nam go brakuje!
– Kiedy tu jechaliśmy pojawiła się u mnie myśl, że jadę na wystawę pośmiertną kogoś, kogo znałem latami... – dodaje Maksymilian Starzec. – To była bardzo silna osobowość, człowiek bardzo pracowity, niesamowicie poważnie podchodzący do swojej misji, opisywania przez kilkadziesiąt lat polskiej rzeczywistości, czegoś niebywałego i nadzwyczajnego! Dlatego liczę, że któreś z muzeów podejmie wyzwanie i przygotuje taką dużą wystawę prac Edwarda. Przecież on malował też olbrzymie obrazy, które później rolował i były przechowywane w pracowni na Podgórskiej. Myślę więc, że to będzie wielka przyjemność zobaczenia pełnego przekroju jego twórczości, jeśli do tego dojdzie.
Wojciech Chamryk