Życiowa podróż królika Edwarda
Edward Tulan wiódł szczęśliwe życie, będąc ulubioną zabawką Alicji. Niczego mu nie brakowało, ale był zakochanym w sobie egoistą. Jednak gdy wypadł za burtę statku musiał całkowicie przewartościować swoje życiowe postawy i przeżył mnóstwo przygód, spotykając najróżniejszych ludzi. O losach zagubionego w okrutnym świecie bohatera opowiada najnowszy spektakl „Królik Edward“ Teatru Lalki i Aktora, powstały z udziałem słowackich twórców. Jego tekst, na podstawie bestsellerowej książki „Cudowna podróż Edwarda“ Tulana Kate DiCamillo, pracujący po raz pierwszy w Polsce reżyser Peter Palik napisał specjalnie dla łomżyńskiego teatru. Efekt to adresowana nie tylko dla dzieci, wzruszająca opowieść z morałem.
33 sezon artystyczny łomżyński teatr rozpoczął spektaklem uniwersalnym, będącym efektem współpracy polsko-słowackiej. Autor scenariusza i reżyser Peter Palik to twórca uniwersalny, nie ograniczający się tylko do teatru lalkowego, kompozytor Martin Geišberg jest również znany nie tylko na Słowacji, a ceniona scenografka Eva Farkašova współpracuje z Teatrem Lalki i Aktora od 2006 roku. Jak zapowiadał reżyser „Królik Edward“ miał być spektaklem o emocjach, miłości i przyjaźni, o szukaniu własnego miejsca w świecie i zamierzone cele udało się twórcom osiągnąć.
Przemiana samolubnej, porcelanowej zabawki wyprodukowanej w Chinach – co kiedyś nie oznaczało najgorszej tandety jak obecnie, a produkt najwyższej jakości – stała się możliwa dzięki wypadkowi, kiedy to Edward znalazł się za burtą statku płynącego z USA do Londynu i stracił z oczu swą właścicielkę Alicję. I chociaż najpierw zaprząta go myśl czy porcelanowy królik może się utopić, to dość szybko zaczyna zdawać sobie sprawę z faktu, że może zostać na dnie oceanu przez wieki, co nie jest szczególnie miłą perspektywą nawet dla zabawki. Zbawcza okazuje się rybacka sieć, dzięki której znowu trafia na powierzchnię i do domu starszego małżeństwa. Tam jako Suzie, bo wszak „lepiej być dziewczynką niż pozostać na dnie morza“, wiedzie szczęśliwe życie, aż do momentu, gdy córka Ernesta i Nelly postanawia go wyrzucić, zagniewana plotkami, że rodzice traktują zabawkę jak prawdziwe dziecko. I kiedy mogłoby wydawać się, że śmietnisko będzie tym razem nieodwołalnym kresem drogi Edwarda, znowu pojawia się pomoc, tym razem ze strony włóczęgi Billa i jego psa Lucky'ego. We trójkę w przyjaźni i w zgodzie wędrują przez siedem lat, aż – znowu pech daje o sobie znać – rozdziela ich kolejny zły człowiek. „Dlaczego muszę zawsze odchodzić bez pożegnania?“ zastanawia się Edward, a ma na to dużo czasu, gdyż pewna starucha widzi go w roli stracha na wróble. Ratuje go chłopiec Peter, darowując ciężko chorej siostrze Sarze.
To dzięki niej Edward stał się Dzwoneczkiem, zrozumiał co to znaczy kochać, a śmierć dziewczynki złamała mu serce. Musiał też rozstać się z Peterem, który przyciśnięty biedą sprzedał go specjaliście od naprawiania takich starych, cennych zabawek. Tam zrozpaczony i załamany („nigdy już nie będę nikogo kochać – to boli“) czeka na wystawie, aż ktoś zechce go kupić. Zachwyca się nim Minnie, ale szybko okazuje się, że to córka już dorosłej Alicji, czyli pierwszej właścicielki Edwarda, która zachowała nawet przez te wszystkie lata jego kieszonkowy zegarek. Wszystko kończy się więc szczęśliwie, długa podróż dobiega kresu, ale Edward nie jest już tym dawnym, wymuskanym elegantem-próżniakiem. Zaznawszy od ludzi zarówno dobra jak i zła, spotykając na swej drodze przyjaciół i wrogów, nauczył się bowiem, że nie ma nic cenniejszego ponad miłość, przyjaźń i poświęcenie dla bliskiej osoby. Ową transformację pięknie i nad wyraz sugestywnie ukazali na scenie Rafał Swaczyna oraz wcielający się w kilka ról Beata Antoniuk, Daria Głowacka, Michał Pieczatowski i Michał Kucharski, dla którego jest to już kolejny spektakl grany gościnnie w Łomży, po „Procesie“ i „Królu Maciusiu Pierwszym“. Wygląda więc na to, że życie musi nas naprawdę doświadczyć – niezależnie od tego czy jesteśmy porcelanowym królikiem, czy człowiekiem – abyśmy mogli pewne sprawy docenić i spojrzeć na nie z właściwej perspektywy.
Wojciech Chamryk